Obserwowałem
otoczenie z balkonu, delektując się smakiem papierosa. Mój wzrok automatycznie
zawiesił się na pobliskim placu zabaw. Kilka matek z dziećmi spędzało tam czas
każdego dnia po parę godzin. Dopiero niedawno zacząłem to zauważać. Zwracałem
uwagę na obcych ludzi. Gapiłem się na cudze dzieci… Patrzyłem, jak się bawią, płaczą,
śmieją… Widziałem, jak się przewracają, podnoszą, czasem nawet złoszczą. Gdyby
ktoś to przypadkiem dostrzegł, mógłby uznać mnie za jakiegoś pedofila. Bo z
boku musiało wyglądać to dosyć nieciekawie. A ja po prostu byłem w jakimś transie.
Myśl o dziecku niemal przejmowała kontrolę nad moim życiem. Moje podejście do
wszystkiego zaczęło się nagle zmieniać. Jakbym naprawdę dojrzewał. Czy to
możliwe? W tak szybkim tempie? Nie wiem, ale ewidentnie jest inaczej niż było
kilka dni temu. I w sumie… dobrze mi z tym. Tak cholernie mi dobrze. Chcę tego
dziecka. Chcę być tatą… Nawet nie sądziłem, że kiedykolwiek to przyznam przed samym
sobą. A co najważniejsze, że to sprawi mi tyle przyjemności. Już nawet tak bardzo
nie obawiam się przyszłości. Jestem spokojniejszy. Wiem, że poradzimy sobie ze
wszystkim. Jesteśmy w stanie to zrobić. Bo mamy siebie, kochamy się i więcej nam
nie trzeba.
-
Tu się schowałeś, paskudo. Znowu palisz – Głos Ivette przerwał moje rozmyślenia.
Odwróciłem się w jej stronę. Stała w wejściu ze skrzyżowanymi rękami na piersiach
i wpatrywała się we mnie wyrażając swoje niezadowolenie. – Nie wpuszczę cię do
łóżka, zobaczysz – zagroziła, gdy posłałem jej swój pełny niewinności
uśmieszek.
-
Rzucę to, obiecuję – rzekłem całkowicie poważnie i zgasiłem papierosa w szklanej
popielniczce stojącej na parapecie. Rzucałem się z motyką na słońce, obiecując,
że pozbędę się tego cholernego nałogu. Zdaję sobie z tego sprawę! Ale… wierzę,
że mi się uda. Chcę to zrobić nie tylko dla Ivy, ale i dla naszego dziecka.
Przy okazji też siebie. Może pozbędę się przy okazji tego straszliwego kaszlu,
który męczy mnie coraz częściej i mam wrażenie, że staje się też za każdym razem
silniejszy. Zaczynam mieć jakieś chore wizje, że dostanę raka płuc, czy innego
dziadostwa. Nie mogę niszczyć swojego zdrowia, bo jestem komuś potrzebny.
-
Więc rzuć. Wiesz, że odwlekanie nie jest dobrą metodą na nic.
-
Wiem – przyznałem. Doskonale pamiętałem wszystkie, ważne sytuacje, w których
coś odkładałem na później. Albo co gorsza, udawałem, że nie istniały. Jedną z
nich była miłość do Ivette. Przez swój strach, popełniłem największy błąd
swojego życia. I jestem naprawdę wielkim szczęściarzem, że dostałem od losu
drugą szansę. Moja wdzięczność za to nigdy się nie skończy. – To był ostatni –
dodałem z pewnością w głosie i zrobiłem krok w jej stronę. Spojrzała na mnie
spod uniesionych brwi, a ja ułożyłem dłonie na jej tali, przyciągając ją do
siebie. – Nasze maleństwo świadkiem – przesunąłem dłonią po jej płaskim
brzuchu.
-
Gorzej jeśli go tam wcale nie ma – uśmiechnęła się lekko. Wiem, że ona również
zaakceptowała myśl, że zostanie mamą. Też tworzyła w swojej wyobraźni naszą przyszłość z
dzieckiem. Nie mówiła tego na głos, bo bała się, że to wszystko okaże się nieprawdą.
Ale nawet jeśli… To wcale nie przekreśla tej przyszłości, którą przed sobą ujrzała.
Bo ja zrobię wszystko, by jej marzenia się ziściły. Tym bardziej, że jej marzenia
są równocześnie moimi.
-
Jeśli go nie ma… To po prostu go sobie stworzymy – stwierdziłem przybliżając do
niej swoją twarz. Miałem wrażenie, że jest zaskoczona moimi słowami. A chyba
nie powinna. Naprawdę myślała, że po naszych ostatnich emocjach związanych z ciążą,
odpuszczę? Nie ma mowy! Już nie… - Chcę mieć z tobą dziecko i nie chcę czekać –
wyszeptałem opierając się swoim czołem o jej i potarłem o siebie naszymi noskami.
-
Dobrze, dam ci tyle dzieci ile zechcesz – zadeklarowała równie cicho, po czym
musnęła czule moje usta. Odwzajemniłem tę pieszczotę, znacznie pogłębiając pocałunek.
Wsunąłem język do jej buzi a ręką, która spoczywała na jej plecach,
przycisnąłem ją mocniej do siebie. Niezbyt rozsądne było całować się na balkonie,
więc ostrożnie skierowałem nas do wnętrza mieszkania. W naszej sypialni mogłem
do woli pozwalać sobie na gorące, pełne namiętności pocałunki. I korzystałem z
tego do woli, aż zabrakło nam tchu. Ivette w końcu musiała oderwać się ode
mnie, by złapać oddech. Uśmiechnąłem się do niej z satysfakcją. Moje pocałunki
nadal zwalały z nóg, mimo że obdarowuję ją nimi już szmat czasu. – No już się tak
nie ciesz. Chodź do kuchni, bo za chwilę twój brat przyjdzie – Prędko zgasiła
mój entuzjazm. No tak… Przecież skoro Bill dogadał się ze swoją przyszłą bratową,
znowu chętniej u nas przebywa. A mi cóż… na figle pozostają tylko noce. – Nie dąsaj
się, bo w piekarniku mam niespodziankę – dodała z tajemniczym uśmiechem a ja
uniosłem brwi. Faktycznie coś znajomego mi pachniało cały czas…
-
Sernik?
-
Brawo, Sherlocku.
-
Uwielbiam cię – wyszczerzyłem się od ucha do ucha. Kocham te wszystkie słodkie
wypieki, a Ivy jest w tym naprawdę dobra. Dorównuje prawie mojej babci!
-
Tak łatwo cię zadowolić – skwitowała ze śmiechem i wyminęła mnie, kierując się
do kuchni. Oczywiście, poszedłem w jej ślady. Nic bardziej nie mogło mnie
przekonać do tego niż czekający na mnie, pyszny sernik. Ślinka cieknie na samą
myśl!
-
Mam szczęście, że zawsze wiesz jak to zrobić – wymruczałem z zadowoleniem, gdy
dziewczyna wyciągała już ciasto z piekarnika. Obserwowałem z uwagą jej poczynania,
jak dzieciak nie mogąc się doczekać, kiedy będę mógł spróbować choć kawałek. Niestety,
jak powszechnie wiadomo, najpierw musi wystygnąć. Babcia zawsze powtarzała: Tom
nie jedz gorącego ciasta, bo cię brzuch będzie bolał. Ivette mówi mi dokładnie
to samo!
-
Za coś musisz mnie w końcu kochać – Odwróciła się w moją stronę posyłając mi
swój słodki, niewinny uśmiech. Gdybym jej nie znał, mógłbym uznać ją naprawdę za
takiego niewinnego aniołka.
Kiedy masz
wszystko, wydaje się, że nie ma rzeczy, która mogłaby cię jeszcze jakoś
cieszyć. Ja miałem to szczęście, że nauczyłem doceniać się te najdrobniejsze
szczegóły. Wyłapywałem je każdego dnia i napawałem się nimi, czując jak
rozlewają miód na moje serce.
-
Hej wam rodzinko! – Wesoły głos Billa rozniósł się po mieszkaniu przerywając nasze
słodkie amory w kuchni. Chcąc nie chcąc, musiałem darować sobie na chwilę
przytulanki z moja narzeczona. Jeszcze będę miał okazję odwdzięczyć się jej za
ten sernik! – Czy ja czuję ciasto!? – Mój braciszek bardzo sprawnie zjawił się
w pomieszczeniu od razu wdychając zachłannie zapach sernika swoim nochalem. Cóż…
Będę musiał się podzielić z tym wieczne głodnym stworzeniem. Ashlee zapewne takich
pyszności mu nie robi!
-
Jak zwykle masz idealne wyczucie – Ivy skwitowała z uśmiechem i odeszła ode
mnie, by zająć się krojeniem swojego wypieku. Ja tylko wyszczerzyłem się do
swojego brata po czym obydwoje usiedliśmy przy stole. Jak za dawnych, dobrych
czasów. Najważniejsze, by rodzina żyła w zgodzie. Wtedy wszystko jest idealnie.
Mój Boże, jakie ja mam cholernie perfekcyjne, udane pod każdym względem życie… To
aż się wydaje niedorzeczne. Czy jest ktokolwiek na tym świecie, szczęśliwszy
ode mnie?
-
Jak tam tatuśku? Czujesz już tę ekscytację? Smrodek pieluch, wstawanie w środku
nocy, i tak dalej? – Bill poruszał wymownie brwiami spoglądając na mnie z bananem
na twarzy. Że niby to miałoby mnie wystraszyć, czy zniechęcić? Błagam! Nie mam
już szesnastu lat.
-
Widać, który z nas tu jeszcze nie dojrzał do życia w rodzinie – odgryzłem się
mu a Ivette wywróciła tylko oczami, podsuwając nam talerze z ciastem pod nos.
-
Jedzcie i skończcie te bzdurne dyskusje. Przypominam, że jeszcze…
-
Nie mamy potwierdzenia – dokończyłem za nią. Znam to już na pamięć. I właściwie
powoli zaczyna mnie drażnić. Wiem, że nie mogę mieć pewności, czy to dziecko naprawdę
istnieje… ale ja uwielbiam się tym cieszyć. Wyobrażać sobie naszą przyszłość z
maleństwem. A może Ivy ma rację? Co jeśli tylko niepotrzebnie zapeszam? Wzbudzam
we wszystkich podniecenie swoją ekscytacją, a potem okaże się, że to był fałszywy
alarm… Nie zastanawiałem się w ogóle nad tym, jak bardzo będzie to dla nas
przykre. Tym bardziej, że czujemy i zachowujemy się, jakby to dziecko miało faktycznie
pojawić się za dziewięć miesięcy na świecie. – ale już za kilka dni wszystko stanie
się jasne. I bez względu na wynik badań, ja i tak zamierzam powiększyć naszą
rodzinę – oznajmiłem, tym razem bardziej w kierunku swojego brata, bo Iv została
już dziś o tym uświadomiona. Blondyn uniósł brwi w geście zdumienia, a ja
jedynie uśmiechnąłem się dumnie. Tak, uważam, że to jest powód do dumy. Jestem
dojrzałym facetem, który zdecydował się założyć rodzinę. Mam na karku dwadzieścia
sześć lat, to chyba już najwyższy czas?
-
Jestem ciekaw, co na to nasz menadżer… O, i pani Jessica!
-
Ja w sumie też – Ivette przyłączyła się do Wokalisty i również usiadła z nami
przy stole, wbijając we mnie swoje wymowne spojrzenie. Oczywiście wiem, co to
oznacza. Moja narzeczona nie od dziś uważa, że nie umiem się przeciwstawić
wszystkim tym ludziom, którzy próbują ustawiać mi życie po swojemu. Osobiście sadzę,
że jest właśnie przeciwnie. Robię to co chcę i nikogo nie pytam o zdanie. Może
czasami się dostosowuję do pewnych zaleceń, ale to jest chyba oczywiste w każdej
pracy. Nie mogę sobie pozwalać na całkowita swobodę, będąc osoba publiczna. Dzięki
temu, że ktoś trzeci czasami powie mi co powinienem zrobić, unikam
nieprzyjemnych sytuacji z plotkami i różnymi takimi.
-
a ja nie bardzo. Tak się składa, że jeśli chodzi o tę kwestię, to nie jest ich
sprawa.
-
No nie wiem, nasze małżeństwo jakoś nią jest – mruknęła ponuro.
-
Kochanie, rozmawialiśmy o tym…
-
Boże, jakie to pyszne. Rozpływa się w ustach – Bełkot mojego bliźniaka przerwał
naszą dyskusję, która zdecydowanie nie zmierzała w dobrym kierunku. Obydwoje spojrzeliśmy
na niego w dość specyficzny sposób. Wyglądał jak duży dzieciak mieląc w ustach
kawał sernika i mając przy tym wyraz twarzy, co najmniej jakby przeżywał orgazm…
-
Dziękuję, Billy.
-
Proszę bardzo, Słońce – Teraz to ja patrzyłem na nich oboje ze skrzywioną miną.
Co to za słodzenie sobie? Co mnie ominęło znowu? Ja rozumiem, sympatia sympatią,
ale no bez przesady! Przecież tylko ja mogę mówić w ten sposób do swojej
kobiety… - Kiedy planujecie ten uroczysty obiad, z okazji zaręczyn?
-
Chcemy zaczekać na wynik badań, żeby wszystko ogłosić za jednym zamachem. Ale
pewnie jakoś niedługo to zorganizujemy.
-
To się zdziwią!
-
Myślę, że mogli się tego spodziewać wcześniej, czy później.
-
ale to i tak wciąż nowina. Tom, pamiętasz, że mamy sesję w tym tygodniu?
-
Pamiętam, niestety – Skrzywiłem się.
-
No nie rób już takiej miny. Życie gwiazdy rocka, Kochanie – Iv podeszła do
mnie, składając na moim policzku krótki pocałunek. Wywróciłem teatralnie oczami.
Od razu widać to bijące od niej współczucie! Ale gdy się za mną tęskni, to źle,
nie?
Gdybym wtedy
wiedział, jak wiele może zniszczyć głupia sesja. To był jeden z tych
momentów, kiedy dotarło do mnie, że nie
można przekładać pracy ponad prywatne życie. Nigdy. I wiesz? Już nigdy tego nie
zrobię. To znaczy… nie zrobiłbym, gdybym miał jeszcze szansę.
Ze
znudzeniem przełączałem kanały w telewizorze bezskutecznie szukając jakiegoś
ciekawego filmu na wieczór. Niby tyle programów a nie ma na czym oka zawiesić. Westchnąłem
ciężko i w końcu zrezygnowany, wyłączyłem urządzenie. Ivette gdzieś mi zniknęła, nie
wiem nawet kiedy. Na szczęście nie mamy wielkiego mieszkania, więc szybko
mogłem ją odnaleźć. Swoją drogą, niedługo będzie trzeba je zdecydowanie
powiększyć… Może jakiś domek? To będzie kolejna kwestia do przedyskutowania z
Iv. I Billem. Naprawdę ostatnio mam mnóstwo rzeczy na głowie, chyba zaczyna
mnie to lekko przytłaczać. Na szczęście nie muszę być z tym sam.
Sprawnie
przemierzyłem mieszkanie, odnajdując swoją zgubę w łazience. Leżała z zamkniętymi
oczami w wannie, zapewne się relaksując. Oparłem się o framugę, przyglądając
się temu z uśmiechem. Moja śliczna gwiazdeczka.
-
Mogę się przyłączyć? – zapytałem, zwracając na siebie jej uwagę. Uchyliła
powieki spoglądając z zaciekawieniem w moim kierunku. Jej usta wygięły się w
delikatnym uśmiechu, gdy wyciągnęła do mnie swoją rękę. Uznałem to jako
zaproszenie więc bez wahania zrobiłem kilka kroków, żwawo podchodząc do
wielkiej wanny. Przykucnąłem obok, bezceremonialnie wpatrując się w nagie ciało
mojej narzeczonej. Nie była modelką, ale dla mnie idealna w każdym calu. I
tylko moja. No… w sumie teraz nie tylko. Jej ciało teraz służy za schronienie
naszemu maleństwu. – Myślałem trochę o tym, o czym dziś rozmawialiśmy… - zacząłem
przenosząc swoje spojrzenie na jej twarz.
-
Co masz konkretnie na myśli? Mieliśmy dziś sporo tematów, Skarbie.
-
Chodzi o to nagłośnienie sprawy z naszymi zaręczynami – wyjaśniłem szykując się
na nieco dłuższą przemowę. – Nie chcę robić wokół tego szumu. Pogadam o tym z Jessicą.
Nie potrzebujemy teraz nowego zamieszania… Musimy oswoić się z nowymi zmianami
w naszym życiu. Chcę byś czuła się jak najlepiej.
-
Jej, jak to dojrzale zabrzmiało – skwitowała z uznaniem i przyłożyła dłoń do
mojego policzka, gładząc go czule. Miło, gdy ktoś dostrzega takie zmiany.
Naprawdę coś w tym musi być, skoro nawet Ivy to stwierdziła. – Tylko jak
zamierzasz przekonać do tego tą całą Jessicę?
-
Nie muszę jej przekonywać. To moja decyzja – oznajmiłem stanowczo i sięgnąłem
po gąbkę leżącą na półce. Zamoczyłem ją w wodzie, by następnie przenieść na
ciało Iv. Sprytne odwrócenie uwagi od zbędnych myśli i tematów, zawsze
skuteczne. Dziewczyna zagryzła dolną wargę obserwując moje ruchy. Na moją twarz
wpłynął nikły uśmiech satysfakcji. Nie kazałem jej zbyt długo czekać i począłem
przesuwać miękkim materiałem po jej skórze, zaczynając od dekoltu. Wygięła się
lekko, uwydatniając przy tym swoją klatkę piersiową a z jej ust wydobyło się
ciche westchnienie. W skupieniu sunąłem gąbką w dół, chłonąc wzrokiem każda najdrobniejszą
reakcję jej ciała na moje poczynania. Uwielbiam patrzeć, gdy powoli traci nad
sobą kontrolę zatracając się w moich pieszczotach. Czy może być coś bardziej
podniecającego od tego widoku?
Słyszałem
tylko jej lekko przyspieszony oddech i byłem pewien, że serce też zmieniło znacznie
swój dotychczasowy rytm. Jej oczy błyszczały będąc wtopione bez pamięci w moją
osobę. Drgnęła, gdy wycisnąłem wodę z gąbki wprost na jej nagie piersi. Z zadowoleniem
patrzyłem jak krople gdzieniegdzie osiadają na jej skórze. Miałem nieodpartą
ochotę objąć wargami jej wyraźnie odznaczające się już, sterczące sutki. Z
mojej obecnej pozycji jednak wydawało się to być nieco niewygodne a nie chciałem
moczyć ubrań. Mimo wszystko, nie mogłem teraz jej tak zostawić. W jej oczach
tliło się pożądanie, była rozpalona i zdecydowanie oczekiwała ode mnie dużo
więcej po takim wstępie. Wydawała się rozczarowana, gdy odłożyłem gąbkę na bok.
Szybko ją uspokoiłem, biorąc do ręki żel pod prysznic, który sam niegdyś zakupiłem
specjalnie dla niej. Jego mleczna konsystencja sprawiała wrażenie, jakby jej ciało
było oblane mlekiem. Rozlałem część, po środku wzdłuż jej ciała, zaczynając od
dekoltu i na podbrzuszu kończąc. Teraz czekał mnie najprzyjemniejszy moment. Odłożyłem
buteleczkę z żelem, by następnie przyłożyć swoją dłoń do jej brzucha. Przymknęła
powieki, gdy zacząłem delikatnymi ruchami rozsmarowywać substancję na jej
ciele. Kolejność tym razem traciła na znaczeniu. Byłem tak pochłonięty, że działałem
już instynktownie czując cały czas, jak coś zaczyna mnie uciskać w spodniach.
Wygięła się, gdy moje dłonie powędrowały wyżej, zaciskając się na jej piersiach.
Jęknęła cicho, odchylając głowę do tyłu a ja zacząłem masować je z największą
rozkoszą.
-
Tom… - sapnęła drgając, gdy pochwyciłem jej sutki w swoje palce. Nie wytrzymałem
i podniosłem się lekko, żeby pochylić się nad nią i wpić zachłannie w jej
słodkie usta. Od razu chwyciła mnie mocno za ramiona, oddając pocałunek z równą
pasją przez co omal nie wpadłem do wody. Nie zważałem jednak już na to. Żądza całkowicie
przejęła nade mną kontrolę. Pieściłem jej podniebienie swoim językiem, penetrując
je dogłębnie. Przygryzałem lekko wargi, przenosząc swoje pocałunki również na
jej brodę i szyję, by po chwili ponownie wrócić do ust. Podczas, gdy jedną ręką
podtrzymywałem się by nie wpaść do wanny, druga bezceremonialnie spoczęła na talii
Ivette. Wodziłem po niej w górę i w dół, zahaczając jeszcze na moment o jedną z
piersi. Tym razem obydwoje zaczęliśmy oddychać nienaturalnie szybko, nie mogąc
złapać tchu przez namiętne pocałunki, którymi się wzajemnie obdarowywaliśmy. –
Och… - wzdychała wprost w moje usta, kiedy moja dłoń znalazła się nagle między
jej nogami zmuszając by rozchyliła lekko swoje uda. Nie trzeba było jej do tego
przekonywać. Niemal od razu wsunąłem swoje długie palce do jej wnętrza,
penetrując je najpierw subtelnymi ruchami, które po kilku sekundach stały się
znacznie mocniejsze. Jej jęki rozkoszy wypełniły pomieszczenie, gdy oderwaliśmy
się od siebie. Zaczęła się wić w wodzie nie mogąc zapanować nad spazmami
rozkoszy opanowującymi jej ciało. Przyglądałem się temu nie przestając nawet na
chwilę poruszać w niej swoimi palcami. Czułem jak bardzo jej wnętrze było mokre
i z pewnością nie była to woda. Żałowałem, że jesteśmy teraz w łazience i ogranicza
nas wanna, bo jedyne o czym teraz marzyłem to wpić się w jej kobiecość
doprowadzając do istnego szaleństwa.
Ułożyłem
jedną dłoń na jej plecach, podtrzymując ją by nie zrobiła sobie krzywdy. Widziałem,
że zbliża się do punktu kulminacyjnego, dlatego przyspieszyłem znacznie swoje
ruchy wiedząc jak bardzo tego pragnie. A ja pragnąłem słyszeć jak krzyczy z
rozkoszy. – Och, proszę…
-
Tak, Skarbie… - uśmiechnąłem się do niej i nie minęła chwila, jak wykonałem ostatni
najważniejszy ruch. Jej ciało wygięło się w łuk, a z ust wydobył się ostateczny
jęk spełnienia.
Cała
wciąż drżała, gdy zabierałem swoja rękę. Dałem jej chwilę, żeby mogła złapać
oddech i nieco okiełznać wciąż buzujące emocje. Spoglądała na mnie lekko
nieprzytomnym wzrokiem, nadal pełnym ekstazy i pożądania. Uwielbiam widzieć to
w jej oczach. Ująłem dłonią jej policzek, składając na ustach czuły pocałunek.
-
Nie sądziłam, że masz to na myśli, gdy pytałeś, czy możesz się przyłączyć – wymruczała
z błogim uśmiechem, na co jedynie mogłem odpowiedzieć jej tym samym. – Pomóż mi
teraz stąd wyjść – dodała podnosząc się do pozycji siedzącej, co skłoniło i
mnie do wstania. Dopiero teraz poczułem, jak nogi mi zdrętwiały przez ten cały
czas. Wcześniej zupełnie nie zwróciłem na to uwagi.
Podałem
jej swoje dłonie, które chwyciła i już po chwili stała przede mną w całej okazałości
a woda cudownie spływała po jej ciele. Mój Boże, ja nadal nie mam dość. Pożerałem
ją wzrokiem, lustrując z góry na dół. Chyba to zauważyła bo zaśmiała się i zarzuciła
mi ręce na kark, przywierając do mnie swoimi mokrymi piersiami. Westchnąłem
cicho po czym objąłem ją mocno w pasie, by następnie bezpiecznie przenieść na
podłogę.
-
Czasem nie wierzę, że aż tak na ciebie działam – zagryzła wargę wpatrując się w
moje oczy. Czy ona zdaje sobie sprawę jak to zmysłowo wygląda? – Czasem nawet, aż
za bardzo – dodała a ja sapnąłem czując nagle jej dłoń zaciskającą się na moim wciąż
twardym przyrodzeniu. W jej oczach pojawił się tajemniczy blask. Nie zdążyłem
się temu nawet przyjrzeć a już dobierała się do mojego rozporka.
-
Iv…
-
Nie możemy tak tego zostawić - posłała
mi swój przebiegły uśmiech i zamknęła na moment usta pocałunkiem. W międzyczasie,
sprawnie pozbyła się dolnej części mojej garderoby. Ta dziewczyna potrafi odebrać
trzeźwość myślenia… Już po chwili prowadziła
mnie pod ścianę, bym mógł oprzeć się o nią plecami. Myślała o wszystkim, nawet
w takiej sytuacji. Pod tym względem byliśmy chyba idealnie zgrani. Uklęknęła
przede mną chwytając w dłoń mojego członka. Spojrzałem niepewnie w dół wiedząc jak to się skończy. Na
samą myśl przechodził mnie niesamowity dreszcz podniecenia.
Zamknąłem
oczy, całkowicie odpływając kiedy jej usta subtelnie zetknęły się z samym
wierzchołkiem mojej męskości. Musnęła go kilka razy, po czym wysunęła koniuszek
języka drażniąc go nim niemiłosiernie. Przywarłem do ściany czując jak fala gorąca
zalewa moje ciało. Nie mogłem się oprzeć, by nie wsunąć palców w jej włosy. Podniecenie
przejmowało nade mną kontrolę a ja nie miałem na to żadnego wpływu. Poddawałem
się pieszczotom Ivette, która zdecydowanie wiedziała co robi. Z moich ust
wydobyło się tego wieczoru kolejne sapnięcie, gdy jej wargi objęły go mocno i
powoli zaczęła wsuwać go sobie całego do buzi. Widziałem, jak cały czas spogląda na moją
twarz i dostrzegałem w jej oczach jawną satysfakcję. Robiła ze mną, co chciała.
Jej usta i dłoń poruszały się miarowo na moim członku doprowadzając mnie do szaleństwa.
Czułem dokładnie każdy ruch jej języka, którym robiła wprost niesamowite
rzeczy. Po chwili miałem spore problemy
z utrzymaniem równego oddechu, ale kiedy zaczęła go delikatnie ssać i
jednocześnie przyspieszyła swoje ruchy, zupełnie przestałem się kontrolować. Zdawałem
sobie sprawę, że kolejne jej ruchy były już tylko formalnością. Rozpaliła mnie
do granic możliwości, a moja męskość już pulsowała niebezpiecznie w jej ustach.
Nie chciałem kończyć w ten sposób. Pragnąłem zatopić się w jej wnętrzu,
ponownie ofiarowując jej niebywałą rozkosz. Choć nie było to dla mnie najprostsze
w owej sytuacji, zmusiłem ją by oderwała się od mojego przyrodzenia. Objąłem
jej twarz w swoje dłonie, gdy uniosła na mnie swoje zdezorientowane spojrzenie.
Podniecenie sięgało zenitu, wiec nie zastanawiałem się zbyt wiele ani też nie zamierzałem
udzielać jej jakichkolwiek informacji. Stanowczym gestem, zmusiłem ją by wstała.
Sprawnie zamieniłem nas miejscami i ułożyłem ręce pod jej udami, by unieść ją
do góry. Przyparłem ją do zimnej ściany i wszedłem w nią jednym ruchem.
Obydwoje wydaliśmy z siebie głośny jęk. Wykonałem kilka mocnych pchnięć, które
pozwoliły mi poczuć długo oczekiwane spełnienie. Wgryzłem się lekko w jej
szyję, gdy rozkosz rozlała się po moim wnętrzu. Czułem, jak Iv zaciska dłonie na
moich ramionach wbijając w nie paznokcie. Zacząłem poruszać się w niej
rytmicznie, z każdą chwilą coraz szybciej wiedząc, że potrzebuje trochę więcej
niż ja w tym momencie. Przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało, gdy doszła
jęcząc wprost do mojego ucha.
-
Mam nadzieję, że to nie szkodzi naszemu dziecku… - mruknąłem oddychając ciężko
i objąłem ją ramionami przytulając do siebie.
-
Jeśli jeszcze go nie ma, to mogło nawet pomóc. Nic nie zmarnujesz, cwaniaku – stwierdziła
z rozbawieniem i musnęła ustami moją szyję. Roześmiałem się na te słowa. Cóż…
to prawda. Chcemy mieć dziecko a ja miałbym marnować swoje nasienie? Nigdy w
życiu! Teraz jest tam, gdzie być powinno. – Kocham cię, wiesz?
-
Hm, pewnie, że wiem.
Kocham cię, wiesz?
Nawet jeśli wciąż
nie chcesz w to wierzyć.
Nawet jeśli wciąż
jesteś na mnie zła.
Nawet jeśli wciąż
jestem dla Ciebie dupkiem.
Nawet jeśli wciąż
uważasz, że odszedłem bo mi nie zależy.
Kocham… Jak wariat.
Całym sobą. I choć to najgłupszy z możliwych argumentów…
To właśnie dlatego
Cię zostawiłem, Kochanie. Z miłości…
***
Drogi Czytelniku!
Komentarz od Ciebie jest wyrażeniem szacunku dla mojej pracy oraz motywacją do dalszej publikacji.
Jeśli więc szanujesz moją pracę i chciał/abyś poznać dalsze losy bohaterów, zostaw po sobie ślad.
Nie zarabiam na publikacji, największą i jedyną nagrodą dla mnie jest Twoja opinia.
***