czwartek, 28 maja 2015

Kartka nr 18. "‘Cause all of me, Loves all of you."

Kiedy wchodzisz w środku nocy do swojego mieszkania i nie wiedzieć czemu potykasz się o wszystko, to znak, że mieszkanie jest za małe i czas je zmienić! Dokładnie tak. Kupię sobie willę z basenem. Zamieszkamy w niej wszyscy we czworo. Ja, Bill, Ivette i Ashlee. No i nasze psy. Czemu od razu tego nie zrobiliśmy? Ja po prostu chcę czuć się bezpiecznie we własnym domu, gdy wracam pijany z imprezy! Już w przedpokoju prawie się zabiłem. Jakby tego było mało, pies zaczął mi się plątać pod nogami cały uchachany, że jego pan wrócił… Ironią jest, że im bardziej starasz się nie hałasować, tym bardziej to robisz. Do sypialni próbowałem wejść na palcach dosłownie, po ciemku jednak i tak przyjebałem łbem o futrynę… Tak mi się zakręciło w głowie, że chyba cudem nie padłem na podłogę. Wtedy niewielkie światło nocnej lampki, rozświetliło pomieszczenie. Liczyłem na to, że Iv będzie spała. Wolałem, by nie widziała mnie w takim stanie. To nie był mój najlepszy stan… Chciałem, by uszło mi to płazem. Nie wiem, czy nie spała wcale, czy to ja ją obudziłem… w każdym razie jej zielone ślepia były skierowane na moją ledwo trzymającą się na nogach osobę.
- Jestem pijany – oznajmiłem, nie wiedzieć czemu, całkiem z siebie zadowolony.
- No co ty nie powiesz – pokręciła głową z niedowierzaniem, udając zaskoczoną. Ej, nie jest ze mną jeszcze tak źle, skoro rozpoznaję takie rzeczy. Sapnąłem tylko i masując sobie obolałe czoło, powlokłem się w kierunku łóżka.
- Musiałem się upić, musiałem – wyznałem jej, opadając z głośnym westchnieniem na pościel. – No,  ale to też nie działa. Jesteś pijany, ale i tak o wszystkim pamiętasz. Jaki to ma sens? – spojrzałem na nią z dołu. – Myślałem, że nie będę pamiętał…
- Nic bardziej mylnego… - stwierdziła cicho i uniosła swoją dłoń, by przejechać nią kilkakrotnie po moich włosach. – Będziesz miał siniaka – dodała przenosząc ją w miejsce mojego śladu po zderzeniu z futryną.
- Jak pocałujesz, to nie będzie – zasugerowałem z pełnym przekonaniem. Jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu a potem pochyliła się nade mną, muskając delikatnie moje czoło. Zamknąłem oczy  ciesząc się tym krótkim momentem czułości. Pierwszym od bardzo dawna. Mimo że nie popisałem się dzisiaj, nie była na mnie zła a to chyba już połowa sukcesu. – Kochasz mnie jeszcze?
- Kocham.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, spoglądając z utęsknieniem w jej oczy.  Tliło się w nich tak wiele silnych uczuć i emocji. Uwielbiam jej oczy. Ich kolor, głębię. To, że znam ją tak dobrze, że potrafię z nich wyczytać wszystko. Teraz błyszczały zaszklone, wpatrując się we mnie w ten specyficzny sposób. Zbliżyłem się do niej, ujmując jej twarz w dłonie i musnąłem krótko spierzchnięte wargi. Przysłoniła oczy kotarą ciemnych rzęs a ja nie potrafiąc powstrzymać w sobie pragnienia, wpiłem się zachłannie w jej usta. Nie odtrąciła mnie, więc nie czułem już żadnych zahamowań. Wsunąłem ręce pod jej plecy, by podnieść ja i przyciągnąć do siebie mocno. Była tak krucha, że nawet nie musiałem wkładać w to zbyt wiele wysiłku. Oplotła mnie nogami w pasie, wciąż odwzajemniając moje pocałunki. Nie potrafiłem się nacieszyć jej ustami. Nie pamiętam, kiedy ostatnio było między nami tyle namiętności. Ale z pewnością, było nam to potrzebne. Całowałem jej wargi z największą dokładnością, spijając z nich każde, najdrobniejsze uczucie. Językiem pieściłem podniebienie, penetrowałem każdy zakamarek jej buzi wdając się wraz z jej w gorącą plątaninę namiętnego tańca. Nie była mi dłużna pod żadnym względem. Rękoma wdarła się pod materiał mojej koszulki, dekoncentrując mnie swoim palącym dotykiem, najpierw na klatce piersiowej a potem podbrzuszu. W impulsie podniecenia, zsunąłem usta na jej szyję, zostawiając po nich na całej długości ślady, które prowadziły mnie prosto do jej obojczyka i kolejno dekoltu.
Wspólnie pozbyliśmy się mojej garderoby, rzucając wszystko na podłogę. Wtedy na nowo złączyłem nasze usta w głębokim pocałunku. Czułem, jak jej drobne ciało napiera na mnie coraz mocniej a satynową koszulę przebijają stwardniałe sutki. Niewiele myśląc, wsunąłem dłoń między jej nogi. Przesunąłem delikatnie palcami wzdłuż jej kobiecości, wyczuwając już przez materiał koronkowej bielizny, jak bardzo podzielała moje pragnienie. Podwinąłem materiał jej koszuli, by móc dostać się do piersi. Chwyciłem je obie mocno jednocześnie przysysając się do jednej z brodawek. Ivette sapnęła głośno, zaciskając swoje dłonie na moich ramionach. Jej paznokcie niebezpiecznie przejechały po moim karku, zjeżdżając zaraz na plecy. Poczułem, jak przechodzi mnie podniecający dreszcz. Niemal zerwałem z niej majtki, pragnąc już jedynie zatopić się w jej ciele. Jej głośny jęk, był dziś najpiękniejszym dźwiękiem, jaki było dane mi słyszeć. Wszedłem w nią mocno a nogi dziewczyny, ponownie tej nocy zaplotły się silnie wokół moich bioder. Objąłem ją swoimi ramionami, przywierając do niej swoim rozgrzanym ciałem. Jej twarz znalazła się tuż przy moim uchu, słyszałam każdy najmniejszy oddech wydobywający się z jej ust, każde westchnienie, sapnięcie, każdy jęk. Pobudzała tym moje wszystkie zmysły. Zacząłem poruszać się znacznie gwałtowniej, czując, że spełnienie jest już tak blisko. Przycisnąłem ją do siebie jeszcze silniej, szepcząc jej do ucha, jak bardzo jest cudowna i jak ją kocham, nim błoga rozkosz zalała nasze ciała. Zamknąłem jej usta kolejnym, namiętnym pocałunkiem dokładnie w chwili, gdy orgazm wstrząsnął jej ciałem. Pozwoliłem opaść jej z powrotem na pościel, sam przytulając się do jej wciąż unoszących się od przyspieszonego oddechu, piersi. Długo jeszcze trwaliśmy w tej pozycji napawając się sobą nawzajem. Wodziłem palcami po jej gładkiej skórze, wciąż pachniała słodkim balsamem. W połączeniu z naturalną wonią jej ciała, był moim ulubionym zapachem.

Nie zamieniliśmy już ten nocy ani jednego słowa. Spędziliśmy tak jeszcze dobrą godzinę, nim sen znużył mnie na tyle, że nawet nie wiem, kiedy Morfeusz zabrał mnie do siebie. Gdy się obudziłem, było już po dziesiątej rano. A moją głowę dręczył pulsujący ból, mimo że sny miałem całkiem przyjemne i spało mi się naprawdę dobrze. Nie zapobiegło to jednak wrednemu kacowi.
Przetarłem twarz dłońmi i pierwsze co, spojrzałem w bok, by z rozczarowaniem stwierdzić, że Ivette już nie ma. Westchnąłem ciężko podnosząc się do pozycji siedzącej. Na etażerce stała szklanka z wodą a obok niej, aspiryna. Co jak co, ale nie mogę powiedzieć, że jestem jej obojętny. Ta kobieta troszczy się o mnie nawet, gdy próbuje trzymać się jak najdalej… Choć tej nocy wcale tak nie było. Nie uciekała. Była tak blisko, że bliżej być się nie dało. Może więc jednak coś się zmieniło? Może już przestała uciekać… Może wróci z pracy i wszystko będzie, jak dawniej. Och, czy ja naprawdę wierzę, że seks rozwiąże nasze problemy?
Nie zadręczając się już dłużej, wrzuciłem tabletkę do wody a następnie wypiłem całą zawartość szklanki na raz. Przydałby się jeszcze zimny prysznic dla orzeźwienia. Śmierdzę jeszcze po wczorajszej imprezie. Nie wiem, jak Ivette to w ogóle zniosła i spała ze mną w jednym łóżku. Na jej miejscu, wywaliłbym siebie na kanapę do salonu albo kazał się najpierw umyć. Kolejny dowód na to, że to najwspanialsza kobieta pod słońcem. Nie dość, że mnie nie wywaliła to jeszcze się ze mną chciała kochać.
Zrzuciłem z siebie kołdrę i schyliłem się, by podnieść z podłogi swoje bokserki. Nim się ogarnę, zjem śniadanie. Burczenie w brzuchu nie sprzyja w robieniu czegokolwiek. Wciągnąłem, więc gacie na tyłek i przeciągając się po drodze, ruszyłem w kierunku kuchni. Dziwiło mnie, że pies jeszcze nie skakał dookoła domagając się spaceru. Widocznie, Ivette musiała go wyprowadzić przed pracą. Ile razy jeszcze dzisiaj powtórzę, że jest wspaniała..?
- Nie patrz tak na mnie, nie dostaniesz mleka – Zmarszczyłem brwi, gdy z kuchni dotarł do mnie znajomy głos. Czyżbym nadal śnił..? Raczej nikt inny poza Ivette nie mógł być o tej porze w moim mieszkaniu. Poza tym, wiedziałbym o tym chyba. Moje wątpliwości rozwiały się, kiedy przekroczyłem próg i faktycznie moim oczom ukazała się Ivy we własnej osobie. Stała przy kuchence a przy jej nodze siedział Scotty, licząc na to, że coś skubnie. Przyznam, uroczy widok. Tęskniłem za tym, jak cholera.
- Hej, Skarbie… - Podszedłem do niej niepewnie, zwracając na siebie uwagę. Spojrzała w moim kierunku, od razu uchwyciłem blask jej oczu. W tym momencie wielki ciężar spadł mi z serca. Dobrze było znowu widzieć ją w takim stanie.
- Cześć. Chcesz budyń?
- Budyń na śniadanie? – uśmiechnąłem się lekko i stanąłem obok niej, opierając się o blat szafki.
- A czemu nie?
- Właściwie… a jaki robisz?
- To zależy, czy też chcesz.
- Dlaczego?
- Dla siebie zrobię czekoladowy, dla ciebie waniliowy – wyjaśniła krótko, lecz tyle wystarczyło, by na mojej twarzy ponownie zawitał uśmiech. Mój Boże, jak ja ją uwielbiam…
Stanąłem za jej plecami i objąłem ją od tyłu, układając brodę na jej ramieniu.
- Jesteś cudowna… - Szepnąłem jej do ucha, całując czule gładki policzek.
- Naprawdę? Ja tylko gotuję budyń – stwierdziła z rozbawieniem. – Podaj mi waniliowy – poprosiła, więc odkleiłem się od niej, by sięgnąć do szafki po paczkę z budyniem. Położyłem jej go na blacie i usiadłem przy stole, żeby już nie przeszkadzać. Przyglądałem się w milczeniu, jak Ivy przyrządza nam „śniadanie”. Nie trwało to długo, po kilku minutach miałem już przed sobą miskę ze słodkim deserem. Byłem tak głodny, że właściwie wszystko jedno co zjem. Najważniejsze, że możemy zjeść to śniadanie razem. Pierwszy raz od tygodni.
- Nie pracujesz dzisiaj? – zagadnąłem z czystej ciekawości.
- Mam wolny weekend.
- Tak nagle? Co się stało? – Nie ukrywałem swojego zdziwienia i może popełniłem błąd. Ivette wyraźnie źle to odebrała. Jej twarz momentalnie spochmurniała a zielone tęczówki zabłysły złością.
- O co ci chodzi? Jak pracuję źle, jak nie, też? Tak źle i tak niedobrze, zdecyduj się – rzuciła zdenerwowana i podniosła się ze swojego miejsca. W ostatniej chwili zdążyłem zareagować i chwyciłem ją za rękę powstrzymując od wyjścia.
- Ivy… Nie miałem nic złego na myśli. Nie złość się na mnie, Skarbie – spojrzałem na nią i pociągnąłem w swoją stronę, by usiadła na moich kolanach. – Kotku… cieszę się, że masz wolne i w końcu możemy spędzić razem trochę czasu. Wyjdźmy gdzieś we dwoje, oderwijmy się trochę od codzienności…
- Gdzie chcesz wyjść? – zapytała już znacznie spokojniejsza.
- Zrobimy sobie małą wycieczkę, hm? – zaproponowałem z uśmiechem. Wpadło mi do głowy coś ciekawego. Myślę, że to mogłoby zrobić dobrze nam obojgu…
- Dokąd?
- Zobaczysz.
- No dobrze… - westchnęła cicho wtulając twarz w moją szyję. – Przytul mnie – szepnęła, co spełniłem od razu, obejmując ją mocno swoimi ramionami. Nie tylko mi brakowało bliskości i ciepła. Cieszę się, że Ivette przestała mnie odtrącać i sama zaczyna domagać się czułości z mojej strony. Mimo że nigdy nie wątpiłem w nasze uczucia, w najgorszych chwilach wszelkich kryzysów człowieka automatycznie nachodzą myśli, że może to już koniec. Tyle związków rozpada się każdego dnia i przeważnie, większość z nich nie ma nawet, co do tego konkretnego, istotnego powodu. Uważam, że mój związek jest bardzo dojrzały. My jesteśmy w nim dojrzali. Obydwoje wiemy, co jest dla nas ważne i nie chcemy tego stracić. A na pewno nie pozwolimy na to przez jakąś błahostkę. W końcu od zawsze wiadomo, że życie nie jest non stop kolorowe. O to chodzi, by wspólnie stawiać czoła wszelkim problemom i je rozwiązywać, a nie poddawać się i uciekać, prawda..? Tak, mówię to ja, największy tchórz ostatnich czasów…

… Wierzyłem w siebie. Wierzyłem, że już nigdy się nie wycofam. Nie pozwolę, by strach wziął górę. Wszystko było proste, gdy tkwiło tylko w moim umyśle. W rzeczywistości nie byłem już taki mocny. Myślałem, że najgorsze dni mojego życia mam już za sobą. Pierwszy, gdy pozwoliłem Ci odejść. Drugi, gdy próbowałaś odebrać sobie życie… Myliłem się. Najgorszym dniem, był ten, w którym  musiałem opuścić Cię z pełną świadomością wszelkich konsekwencji tego czynu. Nawet jeśli połączę dwa pierwsze dni w jeden, nie będzie on w stanie przebić tego ostatniego.
Różnica polega właśnie na świadomości. Wiedziałem, że Cię skrzywdzę odchodząc. Że będzie bolało zarówno mnie, jak i Ciebie. Zadałem cierpienie nam obojgu. I uważałem to za najlepsze wyjście. Rozumiesz? Bo ja chyba już przestaję. Im więcej o tym myślę… Uważałem, że skrzywdzenie Ciebie  w taki sposób, będzie dla nas najlepszym wyjściem…

Miejsce, do którego zabrałem Ivette, było dla nas wyjątkowe. Niestety nie skrywało w sobie samych dobrych wspomnień, przez co zostało przez nas zaniedbane. Nie chcieliśmy wracać do pewnych wydarzeń a ono ewidentnie się z nimi wiązało. Pozwoliliśmy, by to miejsce zostało przysłonięte kotarą smutku i zapomnienia… Ja już wiem, że to był błąd.
- Dlaczego tutaj przyjechaliśmy? – Ivette nie wyglądała na zadowoloną, gdy zatrzymałem samochód i w końcu dotarło do niej, gdzie jesteśmy. Spodziewałem się tego, ale nie zrażało mnie to wcale. Jakoś trzeba się przełamać, na początku nigdy nie jest łatwo. – Mieliśmy chyba o tym nigdy więcej nie mówić – Przeniosła na mnie swoje przeszywające spojrzenie, a ja odpiąłem pas.
- Wiem. I nie zamierzam o tym mówić – Przyznałem jej rację. – Po prostu… ten most, to nie tylko przykre wspomnienie. To tutaj wszystko się zaczęło, Ivy.
- Niezupełnie…
- Niezupełnie, ale odgrywa w naszym życiu znaczącą rolę. Nie chcę, byśmy o tym zapomnieli tylko dlatego, że raz wydarzyło się tutaj coś złego. To jest nasze miejsce… I nic nie ma prawa odebrać nam pięknych wspomnień. A właśnie takie mamy… O tym powinniśmy myśleć, będąc  tutaj – zakończyłem, będąc pewnym, że w ten sposób na pewno ją przekonam. Może i jej wyraz twarzy był dość niepewny, ale nie sprawiała wrażenia, by miała się teraz wycofać. – Wysiądziemy?
- W porządku – zgodziła się, ku mojemu zadowoleniu i obydwoje wyszliśmy na zewnątrz. Magia tego miejsca od razu we mnie uderzyła przywracając miłe wspomnienia. Podszedłem do Ivette i złapałem ją za rękę, byśmy mogli razem podejść do barierki mostu. Dla niej to wszystko było znacznie trudniejsze niż dla mnie. Miałem nadzieję, że chociaż w mojej obecności czuje się pewniej. – Nic się tutaj nie zmieniło… - mruknęła w pewnej chwili, spoglądając przed siebie.
- Tylko my – Pozwoliłem sobie dodać z lekkim uśmiechem. – Pamiętasz, jak przyszliśmy tu razem pierwszy raz? – zerknąłem na nią. Przyjemne uczucie rozlewało się po moim sercu, gdy w głowie pojawiały się obrazy z naszej wspólnej przeszłości.
- Żartujesz? Tego nigdy nie zapomnę – skwitowała z przekonaniem i stanęła przodem do mnie, opierając się o barierkę. Poczułem się, jakbyśmy cofnęli się w czasie. Ona, niewinna, zagubiona, nieśmiało oczarowana moją osobą… I ja wpatrzony w nią, jak w święty obraz. – Byłam wtedy takim dzieciakiem…
- To tylko kilka lat różnicy, nie jesteś jeszcze, aż tak stara, wiesz? – Uświadomiłem jej rozbawiony.
- W porównaniu z tobą, nigdy nie będę taka stara – wytknęła zadziornie. Czy nie wspominałem, że to miejsce jest magiczne? Może naprawdę powróciliśmy do przeszłości?
Pokręciłem z dezaprobatą głową i zrobiłem krok w jej stronę, zmniejszając między nami odległość.
- Jesteś wredna – oznajmiłem, układając dłonie na jej biodrach. Niemniej, uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Zresztą, nie tylko moja promieniała. Iv również wyglądała na zadowoloną, nawet bardzo.
- Nauczyłam się tego od ciebie – rzuciła obojętnie, wbijając mi przy tym wskazujący palec w klatkę piersiową. Zmarszczyłem groźnie brwi, analizując jej słowa. Że niby ja jestem wredny? Ciekawe, kiedy! – Wiesz, co powinniśmy teraz zrobić, skoro tutaj jesteśmy? – zapytała nagle, wyrywając mnie tym z zamyślenia. Spojrzałem na nią uważnie, zastanawiając się, co może chodzić jej po głowie.
- Zrzucić z siebie ubrania i uprawiać, dziki, namiętny seks? – Palnąłem pierwszą, najbardziej oczywistą dla mnie odpowiedź. Mina mojej kobiety jednak dała mi wyraźnie do zrozumienia, że chyba się pomyliłem. Ups?
- Nie. Powinieneś ze mną zatańczyć, tak jak w noc moich osiemnastych urodzin – zakomunikowała, co mimo wszystko nie było moją wymarzoną wizją. Ja w dalszym ciągu nie umiem tańczyć! Nie, żeby ją to interesowało. Nie zdążyłem nawet się odezwać, gdy chwyciła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć na środek mostu….
- A muzyka?
- Nie potrzebujemy jej – zapewniła mnie, następnie zarzucając mi swoje ręce na kark. Objąłem ją więc w pasie i zacząłem nami lekko kołysać w rytm bicia naszych serc. To była jedyna, niepowtarzalna melodia, którą mogliśmy słyszeć tylko my dwoje.

Tworzyliśmy w tym miejscu nowe, wyjątkowe wspomnienia, które pozwalały zapomnieć nam o tych złych. Tak niewiele trzeba, by móc poczuć się szczęśliwym. Przy Tobie czułem się taki każdego dnia, nawet wtedy, gdy było źle. A bez Ciebie… nie ma już niczego. Tylko wspomnienia. Czasem nawet i one to za mało…

***

Podoba mi się, a Wam? 
Zapraszam na mojego facebooka oraz nowe opowiadanie: WNMG