piątek, 23 października 2015

Kartka nr 21. "The power of love a force from above cleaning my soul"

Nowy Rok, nowy start, i co? Ile razy już tak sobie mówiliśmy? Ile rzeczy planowaliśmy zmienić?  A ile z nich w ogóle się ziściło? Dlatego może najwyższy czas przestać? Na co komu postanowienia? Żyjmy chwilą, bo przecież nie mamy gwarancji, że pojawi się przed nami kolejna. 

Po świętach, kilku dniach odpoczynku, sylwestrze i Nowym Roku nadszedł czas, by powrócić do rzeczywistości. Musieliśmy w końcu wrócić do miasta, do naszego małego gniazdka. To było dziwne uczucie. Kiedy przekraczałem próg, miałem wrażenie, jakby coś się zmieniło. Jakby wszystko w tym miejscu było inne. I nie podobało mi się to uczucie. Powiało chłodem, obojętnością. Nagle przestałem czuć się dobrze we własnym domu i Ivette chyba miała podobne wrażenie. Nie mówiła tego otwarcie, ale widziałem, w jaki sposób porusza się po mieszkaniu, w jaki sposób patrzy na ściany, meble. Coś ewidentnie było nie tak. Nawet nasza sypialnia przestała być azylem. I nie miałem bladego pojęcia, co było przyczyną tego wszystkiego. Niby było lepiej, ale przecież... powinno to wyglądać zupełnie inaczej.
Iv leżała na kanapie, czytając książkę, a ja nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Podniosłem więc jej nogi i ułożyłem na swoich kolanach, siadając na drugim końcu. Zerknęła tylko na mnie przelotnie i wróciła do czytania. Westchnąłem cicho i zacząłem się bawić jej palcami u stóp. To ponownie zwróciło jej uwagę.
Co ci się dzieje? Zaznaczyła stronę, na której skończyła czytać i odłożyła książkę na bok. I co jej miałem powiedzieć..? Sam nie wiedziałem, o co mi chodzi. Ale mimo to, czułem, że jej chodzi o to samo. Co za debilizm.
Nie odpowiedziałem nic. Przysunąłem się bliżej, wymuszając trochę miejsca, bym mógł się do niej przytulić. Ułożyłem głowę na jej piersi, zaś ręką objąłem w talii i zamknąłem oczy. Poczułem, jak Ivy rozplątuje moją fryzurę, a potem zaczyna gładzić mnie po włosach.
Co się dzieje, Robaczku? ponowiła swoje pytanie, a ja znowu westchnąłem, nie potrafiąc zebrać w sobie odpowiednich słów.
Nie wiem, źle mi - Mimo wszystko chciałem powiedzieć cokolwiek. Nawet jeżeli miałoby to jej niewiele wyjaśnić. Tutaj... jest jakoś inaczej. Wiem, że też to zauważyłaś. Uniosłem głowę, spoglądając na nią. Już po samym wyrazie jej twarzy widziałem, że mam rację.
Też tego nie rozumiem, Tom. Może to miejsce... może z nim jest coś nie tak?
Wcześniej wydawało się w porządku. Ale pamiętasz naszą rozmowę na balkonie?
Pokiwała twierdząco głową, więc kontynuowałem, będąc nagle natchniony.
Może potrzebujemy czegoś naprawdę naszego. Coś, co stworzymy od podstaw, razem...
Chcesz zbudować nam dom? Roześmiała się, a ja wcale nie uważałem tego za jakiś głupi pomysł. No może nie dosłownie zamierzałem zrobić to własnymi rękoma, ale... Przecież nie możemy się przeprowadzić na jakieś zadupie.
Czemu nie? Wszystko da się jakoś obejść stwierdziłem z przekonaniem i podniosłem się do pozycji siedzącej, by wygodniej nam się rozmawiało. Poza tym, nie musimy mieszkać na zadupiu. W miastach też są wolne działki...
Ty naprawdę oszalałeś.
Przecież też byś tego chciała. To mógłby być nasz prawdziwy dom... W nim byśmy wychowywali nasze dzieci ...
Wiesz, że to tylko budynek...
Oczywiście. Ale to przestanie być tylko budynek, gdy się do niego wprowadzimy, gdy założymy rodzinę, gdy będziemy tworzyć w nim wspomnienia. Kiedy wypełnimy go cudownym chwilami.
Naoglądałeś się za dużo filmów, wiesz? Uśmiechnęła się lekko i zarzuciła mi ręce na kark, przyciągając do siebie.  Ale, podoba mi się to.
Tak? Wymruczałem, muskając delikatnie jej usta. Czyli mogę zacząć szukać wolnej działki? I zaczniemy projektować nasz mały, przytulny domek?
Zróbmy to szepnęła, wpatrując się w moje oczy, a jej twarz rozświetlał piękny, pełen ekscytacji uśmiech. A ja... zawiesiła się na moment, jakby sama nie była pewna, co chce powiedzieć. Postanowiłam, że zrezygnuję z pracy.
Jak to? Wykrztusiłem w szoku i nawet nie zdążyłem tego przemyśleć Przecież jak idiotycznie musiało to zabrzmieć! Jakbym miał jej to za złe, czy coś... a przecież zawsze tego chciałem! A ona zawsze się upierała przy swoim, już naprawdę straciłem nadzieję, a tymczasem... Tak mnie zaskakuje... To znaczy... Czemu zmieniłaś zdanie? zreflektowałem się szybko, zanim zdołałaby przetworzyć moje słowa w swoim kobiecym móżdżku i odebrać je nie tak, jakbym tego chciał.
Dużo myślałam po naszej ostatniej rozmowie. Tej o przyszłości, o dzieciach... Wiem, że jak już minie ten najtrudniejszy czas i będziemy mogli znowu starać się o dziecko, nie będzie łatwo. A ja chcę skupić się na tym, co dla mnie najważniejsze... Chcę, by nam się udało, Tom.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak wzruszyłem. Albo pamiętam. To było wtedy, gdy mama ściskała mnie w swoich ramionach z radosnej wieści o naszym ślubie. Ale to i tak było coś więcej.
Kocham cię, Iv  Ująłem jej twarz w dłonie, patrząc cały czas w oczy. I nawet nie ukrywałem wzruszenia. Pozwoliłem, by kilka łez wypłynęło spod moich powiek. Zignorowałem je całkowicie. Nigdy nawet nie śniłem o takim uczuciu, jakie do ciebie żywię. I wiem, jestem pewien, że nam się uda. Osiągniemy razem wszystko, czego pragniemy. Ale nie musimy się wcale spieszyć, nie musimy napierać... Rozumiesz, Skarbie? Po prostu pozwolimy, by działo się samo... 

O tak, "pozwólmy, by działo się samo". Niech nasze życie toczy się własnym rytmem, bez pośpiechu. A potem niech stanie się coś, co rozpierdoli cały świat, który sobie tak skrupulatnie ułożyliśmy w naszej miłości. Bo czemu nie? Przecież o to właśnie chodzi. O te pieprzone emocje, uczucia. Coś, co czuwa nad nami, coś, ktoś... Sam nie wiem, jak to nazywać. Sam nie wiem, czy jeszcze w ogóle wierzę w cokolwiek. W istnienie Boga, czy chociażby w przeznaczenie, w los, który decyduje o wydarzeniach. To drugie byłoby bardziej realne. Bo jeśli wierzyć w dobroć i miłosierdzie Boga, nie chce się myśleć, że byłby zdolny tak bardzo utrudniać nam życie. Bo jaki można mieć cel w sprawianiu komuś tyle bólu i cierpienia? Nie mam pojęcia. Z każdym kolejnym dniem rozumiem coraz mniej. Nie chcę już nawet próbować rozumieć. Nie umiem się pogodzić, Ivy... A tak bardzo chciałbym zaznać odrobiny spokoju. Chociaż na moment. I wiesz co jest najgorsze? Że mógłbym poczuć ukojenie, naprawdę mógłbym... Tylko w Twoich ramionach. W ramionach, z których sam zrezygnowałem. Odszedłem, uciekłem... A może to właśnie Ty uzdrowiłabyś moją duszę. Duszę i nie tylko. Jestem pewien, że by Ci się to udało. Gdybym tylko nie był takim tchórzem... Nie jestem wcale bohaterem. Jak w tych wszystkich filmach, gdzie faceci odsuwają się na bok od ukochanych kobiet, by one nie musiały tyle cierpieć. To wcale nie jest bohaterstwo. To jedna wielka dziecinada. Żałuję, już tego żałuję. Ale mimo tego nie potrafię wrócić. Bo wiesz jak to jest..? Jak już zrobisz ten jeden krok, jak już się cofniesz... Nie da się wtedy tak po prostu wrócić. Nawet jeżeli bardzo się tego pragnie...

Objąłem Ivy w talii, przyciskając do siebie, gdy tylko weszliśmy do jednego z berlińskich klubów. Spotkanie z moimi kumplami nieco zmieniło się w miejscu i czasie, z różnych przyczyn, ale w końcu doszło do skutku. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem z Iv w takim miejscu. Nigdy nie przepadała za imprezami i zostało jej to do tej pory. Dziś jednak musiała ze mną iść.  Dobrze wiedziała,  że bez niej się nigdzie nie ruszę. Nawet specjalnie nie protestowała. Chyba miała chęć się trochę rozerwać, zresztą ja również.  Tak się wyszykowała, że aż przez chwilę czułem się zazdrosny.  Tak, dopóki nie przypomniałem sobie, że to przecież MOJA KOBIETA. Cała należy do mnie i to nie ja powinienem czuć się zazdrosny.  Ale jednego jestem pewien. Muszę mieć na nią oko. Oczywiście ufam Ivy, ale nie ufam śliniącym się na jej widok facetom. To chyba nic zaskakującego. 
Będziesz coś piła? Zapytałem nim jeszcze dotarliśmy do właściwego stolika.
Będę dziś bardzo dużo piła! Zadeklarowała z tajemniczym błyskiem w oku. Muszę przyznać,  że mnie zaskoczyła. Rzadko kiedy dotykała czegoś więcej niż lampki wina. A ty będziesz dziś bardzo dużo ze mną tańczył.  
Doprawdy?
Dokładnie. Pokiwała twierdząco głową. No chyba że  wolisz, by ktoś inny to robił. 
Nie ma mowy. Wzmocniłem uścisk na jej talii i musnąłem ustami skórę tuż za jej uchem. Mruknęła zadowolona, a ja wyczułem w tym słodkim, krótkim i seksownym dźwięku, że chętnie zamieniłaby to na coś więcej.  Była ostatnio dużo bardziej napalona ode mnie. To jest niesamowite! I mam nadzieję,  że nigdy się nie skończy. Nie wiem, czy kiedykolwiek w ogóle nasz seks był tak zajebisty, jak w ciągu tych kilku tygodni. Czasem mam wrażenie,  że niemożliwością jest, aby było lepiej. I właśnie wtedy staje się cud i słowami nie da się opisać jak silne jest to LEPIEJ. Zamówię nam po drinku. Masz jakieś specjalne życzenia?
Zdaję się na ciebie, znasz mnie najlepiej oznajmiła z kokieteryjnym uśmiechem i skierowała się do stolika, zostawiając mnie przy barze. Mam nieodparte wrażenie, że moja kobieta mnie dzisiaj próbuje uwieść na każdym kroku. Chyba nie mogę się doczekać, aż wrócimy do domu.
Zamówiłem nam drinki i już z nimi dotarłem do stolika. Moi kumple zdążyli się już zebrać i dotrzymywali Ivette towarzystwa, całkiem nieźle im to wychodziło, bo była niesamowicie roześmiana. 
Jakże tu wesoło skomentowałem, dosiadając się do nich. Co takiego zabawnego ci powiedzieli?
Usłyszałam bardzo ciekawe rzeczy z waszego dzieciństwa. 
Mogłem się tego spodziewać. Spojrzałem z rozczarowaniem na chłopaków. Jak mogli mnie tak za plecami obgadywać, i to z moją własną narzeczoną?! Zapewne nagadali jej samych najpikantniejszych ciekawostek z mojego młodzieńczego żywota.  Ale dosyć tego dobrego. Teraz ja chętnie posłucham jak żyjecie sprawnie zmieniłem temat, by przypadkiem coś żenującego z mojej przeszłości nie ujrzało dziś światła dziennego.  Nikt się temu nie sprzeciwiał.  Wszyscy po kolei świergotali o swoich losach. A mieli dużo do powiedzenia, zważywszy , że widzieliśmy się ostatnio ładnych parę lat temu. No więc, siedzieliśmy tak z dobre dwie godziny, rozmawiając, śmiejąc się i pijąc drink za drinkiem.
Iv właściwie już po godzinie była pijana, bo jakże inaczej... przecież na co dzień unika alkoholu, więc to było do przewidzenia. Niemniej wyjątkowo mogła sobie na to pozwolić, zwłaszcza pod moim czujnym okiem. Tyle że
 alkohol wcale nie działał na nią uspokajająco czy usypiająco jak dotychczas mi się wydawało. Stała się naprawdę głośna i energiczna. Nagle zapragnęła robić milion rzeczy naraz. A co gorsza wcale nie zapomniała, że obiecała mi dziś szalone tańce. Nie jestem miłośnikiem parkietu, dlatego miałem cichą nadzieję,  że jej to minie. Niestety wyciągnęła mnie na środek,  między ludzi i nie miałem zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. Nawet zaczęło mi się to podobać.  Iv była naprawdę dzika! Nie miałem pojęcia, że ona potrafi się tak ruszać. A dopiero gdy zaczęła się wokół mnie wić jak kocica i ocierać prowokująco, ciśnienie podskoczyło momentalnie. Stojąc do mnie tyłem, objęła rękoma mój kark, jednocześnie kręcąc cały czas zmysłowo swoimi biodrami. Jej głowa opadła na moje ramię i czułem jędrny tyłek tuż przy swoim kroczu. To zaczynało doprowadzać mnie do szaleństwa. Miałem ochotę złapać jej piersi, masować, ugniatać. Dotykać jej całej. Z ledwością powstrzymywałem się od tego, pamiętając, gdzie się znajdujemy. Przywarłem nosem do jej długiej szyi i przesunąłem nim z góry na dół, zakańczając tę pieszczotę krótkim muśnięciem ust. Odwróciła się wówczas do mnie, w dalszym ciągu obejmując kark, i przywarła do mnie jeszcze szczelniej. Czułem jej piersi na swoim torsie i marzyłem, by móc na nie popatrzeć chociaż przez chwilę.  Zupełnie jak jakiś napalony gówniarz. 
Wracajmy do domu, Skarbie wymruczałem jej do ucha, przygryzając przy tym lekko jego płatek, by nie miała wątpliwości do tego, co zamierzałem z nią zrobić,  gdy już dotrzemy na miejsce. Zaśmiała się słodko.  Przyrzekam, że był to najsłodszy dźwięk na świecie.  
Nie wytrzymam tyle stwierdziła, spoglądając mi w oczy. Już jestem cała mokra i chcę Ciebie. 
Boże, Skarbie, nie mów mi takich rzeczy... teraz...
Ale ja chcę teraz powtórzyła niezwykle zmysłowym głosem, a po moim ciele przeszedł silny dreszcz podniecenia. Zobacz... Sprawdź jak bardzo jestem na ciebie napalona, mój ociekający seksem Gitarzysto...
Jej mruczenie w połączeniu ze słowami, jakich używała, nie ułatwiało niczego w najmniejszym stopniu. Czułem, że za chwilę dostanę wzwodu na środku klubu, wśród obcych mi ludzi. 
Zagraj na mnie swoją melodię. 
Ivy, błagam cię... Nawet nie wiesz jak cholernie bym chciał i chyba oszaleję, jeśli zaraz nie znajdziemy się w naszym łóżku.
Zróbmy to tutaj zamruczała, a mi do głowy przyszło tylko jedno. Totalnie już oszalała,  albo to wina za dużej ilości alkoholu.  Zdecydowanie to musi być ta druga opcja. 
Obawiam się, Myszko, że trochę tu za tłoczno.
Chodźmy do łazienki rzekła takim tonem, jakby od samego początku właśnie o to jej chodziło.  Ba, ona brzmiała, jakby była całkowicie świadoma i przekonana. Wcale nie było w tym nic pijackiego. A ja kolejny raz doznałem szoku. Teraz podkreśliła, gdy wciąż milczałem, wpatrując się w nią z pożądaniem i oszołomieniem zmieszanymi ze sobą. 
Ale... ty, naprawdę..?
Włóż mi rękę w majtki i poczuj sam jak bardzo naprawdę. 
Fuck, nie masz pojęcia jak ja cię kocham, kobieto jęknąłem żałośnie i wbrew rozsądkowi oraz wszelkim wątpliwością chwyciłem ją za rękę, ciągnąc w stronę toalet. Po drodze szybka analiza, która lepsza? Męska, damska? W damskiej ładniej pachnie, na pewno częściej. Ale za to większe prawdopodobieństwo publiczności w postaci panienek, które muszą pilnie przypudrować nosek. Więc zdecydowanie  męska.  Tam też wylądowaliśmy. Po drodze minął nas jakiś gościu,  jestem pewny, że doskonale wyczytał z naszych twarzy, co zamierzamy, ale w tym momencie nie interesowało mnie to w ogóle. Moje spodnie zaczęły już boleśnie mnie uwierać i na tym się teraz skupiałem. Wciągnąłem Iv do jednej z kabin i zamknąłem nas w niej na zamek. Tak...
Przyparłem ją do ściany, patrząc z pożądaniem w jej błyszczące zielenią oczy. Odwzajemniała to spojrzenie, kusząco zagryzając swoją dolną wargę. Jeszcze nie zaczęliśmy nic robić, a powietrze już wydawało się być znacznie gęstsze. Moja dłoń wylądowała na jej udzie, zważywszy, że była zima, miała na sobie dość grube rajstopy, które miały chronić jej nogi przed mrozem. W tym momencie jednak bardzo mi się nie podobała ich obecność. Pragnąłem sprawnie dostać się do jej majtek, a to nie było takie proste, gdy wadził mi ten przeklęty materiał. Nijak było to zsunąć z jej nóg, tak dokładnie przylegały do skóry i nie chciały współpracować. Pisnęła, gdy tracąc cierpliwość, zwyczajnie je rozerwałem. 
Wiesz, ile to kosztowało!?
Ile mógł kosztować taki kawałek siatki? – Mruknąłem, wcale nie oczekując odpowiedzi.
Od razu wykorzystałem okazję i wsunąłem język wprost w jej rozchylone usta, całując ją głęboko i zachłannie. Odwzajemniła to, dostosowując się do nadanego przeze mnie tempa. Nie wiem dlaczego byłem tak bardzo porywczy, jakby ktoś mierzył mi czas albo jakby za chwilę Ivette miałaby gdzieś zniknąć i już miałbym jej więcej nie dotknąć. Damn, co za idiotyczne myśli! Czym prędzej odgoniłem je od siebie i skupiłem się na nagich udach pod moimi dłońmi. Nie omieszkałem sprawdzić, czy Ivette mówiła prawdę i czy faktycznie była taka napalona. Odchyliłem lekko wskazującym palcem kawałek materiału jej koronkowych majteczek i przejechałem jego końcem wzdłuż waginy. Jęknęła w moje usta, a lepka maź, którą wyczułem, była dowodem jej szczerości. Podnieciło mnie to maksymalnie. Iv oderwała się brutalnie od moich warg. Złapałem w przelocie jej dzikie, kipiące namiętnością spojrzenie, nim przyssała się do skóry na mojej szyi. Zaczęła całować mnie i kąsać, począwszy od szczęki, aż po obojczyk. Było to przepełnione tak wieloma uczuciami, że niemal czułem, jak wtapiają się we mnie wszystkie wraz z jej pocałunkami. Cały drżałem pod naporem jej miękkich ust. Całkowicie mnie tym zdekoncentrowała, nie sądziłem, że skóra na mojej szyi jest aż tak wrażliwa. Jej ręce wdarły się pod moją koszulę, paznokciami wytoczyła sobie szlak do mojej klatki piersiowej, by masować jej mięśnie i podszczypywać sutki. W tym momencie cały świat zawirował mi przed oczami. Musiałem sam rozpiąć sobie spodnie, by choć trochę ulżyć swojemu nabrzmiałemu od podniecania penisowi. Odchyliłem się lekko do tyłu, pozwalając jej przejmować kontrolę. Właściwie sama o tym już zadecydowała, więc to była tylko formalność. 
Jesteś taki twardy... – wymruczała, nie odrywając ust od mojego torsu, ale jednocześnie nie przeszkadzało jej to w objęciu mojego członka dłonią. Fuck. To nie było zwykłe objęcie. Zrobiła to tak silnie, a jednocześnie z takim wyczuciem, że niemal natychmiast poczułem, jak oblewa mnie fala błogiego gorąca odbierającego trzeźwość myślenia. Trzymała mojego penisa w swojej dłoni i mogłaby w tym momencie zażądać ode mnie wszystkiego, a ja bym spełnił jej życzenia bez chwili zawahania. Taki duży . Tym razem uniosła głowę, spoglądając prowokująco w moje oczy. Gruby kontynuowała, a ja czułem, jak z każdym kolejnym dźwiękiem jej głosu, pulsuję w jej dłoni bardziej. Idealny. Ostatni wyraz wypowiedziała niemal szeptem, pochylając się na wysokości mojej twarzy. Jej ciepły oddech musnął moją skórę. Nie wytrzymałem. Przygniotłem ją na nowo do ściany i zerwałem z niej majtki, by następnie zacisnąć swoje ręce na nagich, jędrnych pośladkach. Chwyciłem za nie mocno, aż pisnęła z podniecenia i uniosłem ją do góry. Mój członek niemal sam nakierował się do jej wejścia. W ostatniej chwili powstrzymałem się, by nie wbić się w nią gwałtownie. Postanowiłem tym razem ja się z nią trochę podroczyć. Wyraźnie się zdziwiła, gdy nie poczuła mnie od razu w sobie. Uśmiechnąłem się jedynie lekko i dosłownie musnąłem jej czuły punkt koniuszkiem swojego penisa. Jęknęła tak głośno, że na pewno ktoś mógłby to usłyszeć, gdyby znajdował się w pobliżu. Zacisnęła dłonie na moich ramionach, patrząc na mnie zamglonym wzrokiem. A ja ponowiłem swój ruch. Otarłem się o nią kolejny raz. Zaczęła ciężej oddychać i wić się lekko w moich ramionach. Widziałem, że nie jest w stanie dłużej czekać, lecz mimo to nie prosiła jeszcze o więcej. Nie przestawałem więc, choć z każdą kolejną sekundą czułem, że sam siebie zapędzam w kozi róg. Wsunąłem w nią główkę penisa, by zaraz wysunąć ją z powrotem. Powtórzyłem to znowu. Kolejny raz wsunąłem się nieco głębiej i znowu wyszedłem. Z jej ust zaczęły wydostawać się namiętne sapnięcia, a ręce zawędrowały na piersi. Zaczęła je masować, dotykać swojego ciała. Ten widok zaważył o wszystkim. Kiedy ponownie chciałem się w nią wsunąć na moment, skończyło się na tym, że wypełniłem ją do końca. Tak głęboko, jak tylko była dla mnie dostępna. To było perfekcyjne. Ścianki jej pochwy idealnie otuliły mojego penisa. Z długim westchnieniem moja głowa opadła na jej ramię, ukrywając twarz w zagłębieniu jej szyi. Dopiero w nią wszedłem, a to już było tak cholernie przyjemne. Tak niesamowicie rozpieprzało mnie od środka. Rozpływałem się pod masą uczuć, jakie na mnie spłynęły. 
Jak cudownie... sapnąłem, całując delikatnie jej skórę. Ivy wplotła dłoń w moje włosy, a ja zacząłem delikatnie poruszać się w niej. Stopniowe, lekkie pchnięcia i była moja. Cała moja. Słodko jęcząca wprost do mojego ucha pieszcząca jego skórę gorącym oddechem. Przyciskała mnie do siebie, moja twarz zdążyła zsunąć się już do jej dekoltu. Dłońmi masowałem jej uda i pośladki, dociskając ją mocniej przy każdym pchnięciu. Spełnienie było tak blisko. Obydwoje pogrążyliśmy się w tej chwili. Nieważne było, że znajdujemy się w jednym z kibli, w klubie. Że to miejsce publiczne i nie ma w tym krzty romantyzmu. Wydawać  by się mogło, że takie chwile nic nie znaczą. Szybkie numerki, by jedynie zaspokoić swoje żądze. A między nami działo się znacznie więcej. Czuliśmy to całymi swoimi ciałami. Każdą ich komórką, cząstką... I marzyłem, by nasz seks już zawsze tak wyglądał. Byśmy już zawsze mieli w trakcie takie silne doznania. Nie tylko fizyczne, ale i umysłowe, emocjonalne. 
Och, tak, tak, tak... Kochanie... Słyszałem, że dochodzi. Sekundy dzieliły ją od szczytu rozkoszy, a ja byłem w tym razem z nią. Przyspieszyłem nieco, ale nadal nie byłem zbyt gwałtowny. Chciałem celebrować ten stosunek. Każdą jego sekundę. Z dokładnością i wyczuciem. Przestałem to kontrolować dopiero, gdy sam poczułem, że doznaję spełnienia. Spazmy rozkoszy zaczęły wstrząsać naszymi ciałami. Teraz obydwoje jęczeliśmy, dyszeliśmy, z trudem łapiąc kolejne oddechy. Powietrze było gęste i gorące. Piersi Ivette obijały się o moją klatkę, a moje palce wciąż zaciskały na jej pośladkach. Ssałem jej skórę nie mogąc w inny sposób wyrazić swoich emocji. Orgazm był długi i potężny, z trudem utrzymałem się na nogach... a musiałem jeszcze uważać, by Iv nie osunęła się po ścianie. Obydwoje byliśmy bliscy runięcia na zimne, brudne kafelki. Udało mi się jednak zapanować nad sytuacją. Utrzymałem nas w pionie mimo iż Ivy wyginała się cała pod wpływem fal, jakie nią wstrząsały. Och... tak, dziękuję, dziękuję... Tylko nie wychodź jeszcze, proszę – wyszeptała, z trudem łapiąc oddech. 
Nie zamierzam zapewniłem ją i począłem składać pocałunki od jej szyi, aż po samą skroń. Ucałowałem każdy skrawek jej twarzy, na koniec zatrzymując się na dłużej przy wargach. Wpiłem się w nie i spiłem z nich całą słodycz oraz rozkosz, jakie je okrywały. Całowałem tak długo, aż stały się nabrzmiałe i zapewne lekko obolałe. Kocham cię, tak cholernie mocno cię kocham, że aż się tego boję... wyznałem pod wpływem dziwnego, silnego impulsu, który mnie do tego skłonił. To była najczystsza prawda. Nie byłem w stanie pojąć siły uczucia, jakim ją darzę. Bałem się, że kiedyś ono mnie po prostu przerośnie. Że wciąż jestem na to za słaby. Ale kiedy trzymałem ją w swoich ramionach, czułem się najsilniejszym facetem na ziemi. I to wcale nie pod względem fizycznym. 
Strach jest dobry, oznacza, że ci na czymś zależy. 
Ty jesteś wszystkim, na czym mi zależy. 





środa, 7 października 2015

Kartka nr 20. "I'm so in love with you. Make love your goal. "



Śnieg zgrzytał pod butami, nie nadawał się do lepienia. Nie, żebym miał w planach, jako dwudziestoparolatek lepić bałwana… Po prostu to miejsce, ta pogoda, cały nastrój, przywołuje wspomnienia z dawnych lat. 

Biegałem po tych uliczkach, jako dzieciak, z Billem i paroma innymi chłopakami z wioski. Robiliśmy masę różnych i głupich rzeczy, połowy z nich nawet już nie pamiętam. A teraz idę tą samą drogą, będąc dorosłym facetem, z bagażem życiowych doświadczeń. Trzymam za rękę ukochaną kobietę, osobę, z którą chcę dzielić swoje życie już do samego końca. To przyjemne uczucie, móc patrzeć na to. Porównywać wszystko z perspektywy czasu. I to towarzyszące temu uczucie, że jest się we właściwym miejscu, o właściwym czasie. To malutkie uczucie spełnienia, gdzieś w głębi… 

Było już dość późno, jak na spacer. Tym bardziej, że temperatura na dworze też wcale temu nie sprzyjała. Ivy jednak bardzo nalegała. Uwielbia moją mamę, ale chyba zaczyna doskwierać jej nadmierna ilość towarzystwa teściowej. W pełni to rozumiem, dlatego z przyjemnością wyrywam ją z sideł mamusi. Oczywiście Iv nie przyzna otwarcie, że czasami ma dosyć Simone. A ja pozwalam jej myśleć, że niczego nie widzę. Bo tak jest dobrze. Ona nie chce nikomu sprawić przykrości a ja pilnuję, by nie musiała borykać się z poczuciem winy.

- Tom… - Nagle poczułem, jak mocniej ściska mnie za ramię. Spojrzałem na nią, wyrwany z zamyślenia. – Może powinniśmy już wracać? – zapytała, ale w jej głosie wyczułem coś znacznie więcej. Wydała mi się jakaś zlękniona. Uniosłem brwi, zastanawiając się przez chwilę, co mogło być tego przyczyną. Nie musiałem długo szukać odpowiedzi. Kiedy zwróciłem wzrok przed siebie, dostrzegłem w oddali grupkę mężczyzn, którzy prawdopodobnie zmierzali w naszym kierunku. Uśmiechnąłem się pod nosem. Moja dziewczynka się wystraszyła?

- Czemu? Przecież jest przyjemnie – stwierdziłem, zamierzając trochę się z nią jeszcze podroczyć.

- Ale jest zimno.

Co prawda, to prawda. Tego argumentu podważyć nie mogłem. Było zimno, jak cholera. Mróz szczypał w policzki a palce drętwiały, obydwoje mieliśmy czerwone nosy i spierzchnięte usta, ale do tej pory nam to nie przeszkadzało.

- Kochanie, chyba się nie boisz? – mruknąłem, obserwując jednocześnie ludzi, którzy tak przerażali moją kobietę. Ivette podążyła za moim spojrzeniem i sapnęła nerwowo. 

- Nie chcę problemów, a oni nie wyglądają przyjaźnie, Tom.

- Przecież jestem tutaj z tobą – zauważyłem, zupełnie nie rozumiejąc jej obaw. Czuję się wręcz urażony, że moja narzeczona wątpi w swoje bezpieczeństwo w mojej obecności. 

- Wiem… ale ich jest więcej, Tom – nalegała, próbując przekonać mnie swoimi, może i niegłupimi argumentami, ale za to godzącymi w moją męską dumę. 

- No i co z tego?

- Proszę cię…

- To ja cię proszę, Kocie.

- Po prostu nie chcę, żeby coś się stało. Nie potrzebujemy tego.

- Nic się nie stanie. Na pewno nie tobie, przy mnie – rzekłem twardo, a ona chyba w końcu zrozumiała, że nie zamierzam odpuścić. Westchnęła tylko zrezygnowana i mocniej wtuliła się w moje ramię. Obydwoje zamilkliśmy, nie zmieniając kierunku naszej trasy. Miałem wrażenie, że im bliżej jesteśmy tych ludzi, tym silniej mnie ściska. Na szczęście nie dzieliło nas od nich już zbyt wiele, bo chyba straciłbym całą rękę. Moja Kruszynka potrafi znaleźć w sobie dużo siły w kryzysowych sytuacjach. To chyba dobry znak mimo wszystko. Będę wiedział, że da sobie radę w razie, gdyby mnie nie było obok. 

Zaczęły dochodzić nas znajome głosy i śmiechy. To znaczy, znajome dla mnie. Bo oczywiście, znałem ich. Nie mogłem powiedzieć o tym Iv, bo musiałem pokazać jej, że ma twardego faceta. To niedopuszczalne, by w ogóle myślała inaczej i jeszcze kiedykolwiek we mnie zwątpiła. To jest naprawdę mała miejscowość, znam tutaj dosłownie wszystkich. Może poza tymi, którzy urodzili się już po mojej wyprowadzce. Ale jednak. Dziwi mnie, że Iv na to nie wpadła. 

- Siema, stary! Co za niespodzianka, spotkać gwiazdę showbiznesu na ulicach biednego, zapomnianego Loitsche – Donośny, męski głos wysokiego bruneta przebił się przez ciszę panującą między nami, gdy stanęliśmy z nim twarzą w twarz. 

- Chyba spełniło się twoje gwiazdkowe życzenie – roześmiałem się, przybijając piątkę staremu kumplowi. Mina Ivette musiała być bezcenna, szkoda, że akurat na nią nie patrzyłem. Mam nadzieję, że mnie za to nie zabije. 

- Twoje było chyba bardziej wyszukane i godne uwagi – Podjął grę, spoglądając wymownie na moją narzeczoną. O tak, trudno nie zauważyć, jaki Skarb mam u swojego boku. Objąłem dumnie swoją kobietę w pasie, przyciskając do siebie.

- To jest Ivette, kobieta mojego życia.

Śmiałe wyznanie, jak na pierwsze spotkanie po latach, ale… niech wiedzą. Niech cały świat wie. 

Nie obeszło się bez gwizdów oraz komentarzy podziwu. A Iv wyraźnie poczuła się zakłopotana, gdy tyle męskich spojrzeń skupiało naraz na niej swoją uwagę. Powinna się przyzwyczajać, bo teraz to ona będzie błyszczeć bardziej ode mnie.

- Miło nam poznać damę, która okiełznała naszego byczka. I w dodatku skradła jego serce…

- Dobra, już nie pajacuj, Andre – machnąłem na niego ręką. Facet zawsze musiał się popisywać i to się nie zmieniło. 

- No dobra, trzeba się jakoś zachować. Gdzie moje maniery.

- No właśnie.

- Proszę mi wybaczyć, tutaj głupiejemy na widok pięknych kobiet.

- To akurat prawda – potwierdziłem. - Naprawdę fajnie was widzieć. I nadal tacy sami – Zmieniłem temat, odczuwając naprawdę szczerą radość. 

- Ty też wcale się nie zmieniłeś mimo sławy. To się ceni. Musimy się gdzieś spotkać, takie rzeczy należy świętować z rozmachem. 

- Daj tylko znać gdzie i kiedy. Będziemy tu jeszcze przez jakiś czas. 

- Świetnie, to się zgramy. Oczywiście swoją panią również nie omieszkaj zabrać.

- Tego możesz być pewien.

- To w takim razie, miłego spaceru. Nie przeszkadzamy dłużej.

- Dzięki. Do zobaczenia – Pożegnałem się z kumplami i dopiero, gdy odeszli w swoją stronę, Iv jakby oprzytomniała. Dostałem mocnego kuksańca w ramię. Prawie nie bolało. Prawie!

- Wiedziałeś od początku, że to twoi znajomi!?

- Być może – uśmiechnąłem się tajemniczo i na nowo ją objąłem, bo zdążyła się już wyrwać. – Zobacz, jaka jesteś cudowna. Nawet oni to widzą – dodałem, by załagodzić sytuację. Co nie znaczy, że było to kłamstwem. Przeciwnie. Uważam, że Ivy zauroczyła wszystkich. Nie musiała nawet nic przy tym robić. 

- Daj spokój… Naprawdę myślałam, że to jakaś banda szukająca zaczepki.

- Nie wierzyłaś we mnie w ogóle – wytknąłem urażony.

- Och, nie prawda… Po prostu ich było kilku. Nie chciałam, żeby coś ci się stało.

- Poradziłbym sobie. Szkoda, że nie mogłem udowodnić.

- No przestań! – Zatrzymała się gwałtownie, odwracając w moją stronę. – Nie musisz mi niczego udowadniać. Przepraszam, jeśli źle to odebrałeś… Nie chciałam, żeby…

Nie pozwoliłem jej dokończyć. Zamknąłem jej usta gorącym pocałunkiem, a ona nie opierała się temu. Poczułem tylko, jak wypuszcza z ust powietrze wraz z cichym westchnieniem, a jej ciepły oddech omiótł moje wargi. Wsunąłem jej język do buzi i zacząłem pogłębiać pocałunek, pieszcząc jej podniebienie. Poddała się temu od razu. Ułożyłem ręce na jej talii i przyciągnąłem bliżej siebie. Przeszył mnie dreszcz, gdy jej zimne dłonie zetknęły się ze skórą na mojej szyi. Przesunęła jedną na kark, a drugą objęła mój szorstki policzek. Obydwoje byliśmy wygłodniali. Miałem ochotę zerwać z niej ciuchy na ulicy. Nie kochaliśmy się od tygodni. Wcześniej po prostu z braku czasu, czy ochoty a ostatnio głównie dlatego, że mieszkamy tymczasowo u moich rodziców. Ivette nie może się przełamać. Nie wiem jednak, czy po tym pocałunku, będzie w stanie jeszcze się hamować. Mam nadzieję, że nie… 

- Powiedz, że macie tutaj jakiś hotel… - wymruczała, odrywając się od moich ust, ale wciąż pozostawała bardzo blisko. Nie mogłem się powstrzymać i zaśmiałem się głośno, nie tylko z jej niecnych planów, ale… HOTEL? TUTAJ?

- Kochanie… rozejrzyj się. Największym budynkiem, który jako tako może być jeszcze miejscem spotkań, jest tutaj stodoła – uświadomiłem ją, nadal rozbawiony. 

- Świetnie – skwitowała, w ogóle niezrażona. Nie do końca rozumiałem entuzjazmu na jej twarzy, ale jednocześnie ta dzikość w oczach, sprawiała, że podobało mi się to coraz bardziej. – Więc prowadź.

- Co? Dokąd? 

- Do stodoły.

- Żartujesz..? – wytrzeszczyłem na nią oczy. Tego nie spodziewałem się w najśmielszych snach. Cholera, nawet jako gówniarz, nie myślałem o tym w taki sposób… - Ale… my nie mamy stodoły – mruknąłem po chwili, gdy wyraz twarzy mojej Ivy już dał mi pewność, że wcale nie żartowała. Byłem w lekkim szoku, ale to chyba było do opanowania.

- Tym lepiej. Pójdziemy do cudzej. Będziemy zboczonymi przestępcami. Boże, to będzie fantastyczne! – zawołała podekscytowana. Ja jednak nie byłem, aż tak przekonany do tego pomysłu. Przerażało mnie to lekko. Moja kobieta chciała włamać się do czyjejś stodoły, by uprawiać ze mną seks… - Pragnę cię – Nagle poczułem, jak chwyta mnie za materiał kurtki tuż przy szyi i przyciąga do siebie, tak blisko, że zetknęliśmy się swoimi zmarzniętymi nosami a mnie zaparło dech w piersi. Przyjemne mrowienie w dole brzucha. Te dwa słowa wystarczyły, bym wyzbył się jakichkolwiek wątpliwości. Jej zielone spojrzenie wpijające się wprost w moje. 

Jak mogłem w ogóle się zastanawiać choć przez chwilę? Jestem skończonym idiotą. Gdy twoja kobieta prosi cię, byś zabrał ją do stodoły i zdarł z niej wszystkie ubrania, ZRÓB TO. To będzie najlepsza noc w naszym życiu. 

Nie musiała już dłużej mnie prosić. Bardzo szybko przeprowadziłem w głowie analizę, dzięki której doszedłem do tego, która stodoła będzie najodpowiedniejsza, a przede wszystkim najbezpieczniejsza. Oczywiście moje dane mogły być lekko przestarzałe… opierałem się głównie na opowieściach mamy i pozostało mi mieć nadzieję, że nie skończy się to ciągnącymi się za mną plotkami do końca życia. Ale czy to ważne? W jednej chwili stałem się tak cholernie podekscytowany i podniecony na samą myśl o tym, że wszystko inne przestało mieć już jakiekolwiek znaczenie.

Nie zwlekając dłużej, chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem w tylko sobie znanym kierunku. Na szczęście nie czekała nas długa droga. A im bliżej byliśmy miejsca grzechu, tym podniecenie było silniejsze. Jednakże, nie może być tak prosto. W końcu stodoły nie stoją sobie gdziekolwiek i nie są ogólnodostępnymi miejscami. Przeważnie mają swoich właścicieli. Także czekała nas jeszcze przeprawa przez ogrodzenie. 

- Mam nadzieję, że nie mają tu psów - szepnąłem do Ivy, wychylając jednocześnie głowę za płot, by obadać teren.

- Przecież uwielbiasz psy, a one ciebie - wyszczerzyła się do mnie, co przyjąłem z dezaprobatą. Przykucnąłem, by mogła się na mnie wdrapać i przedostać na drugą stronę. 

- Cholera.. czemu to musi być takie skomplikowane - sapnęła, znajdując się wciąż jeszcze na moich plecach. Bardzo kombinowała, starając się jednocześnie bym na tym nie ucierpiał. Ja sam zaś miałem ochotę po prostu przerzucić ją na drugą stronę, jak worek kartofli... Ale obawiam się, że to mogłoby się źle skończyć. Zarówno dla niej, jak i dla mnie. Poczekałem więc cierpliwie, aż się ogarnie. W końcu też dopomogłem jej, unosząc się trochę. Była leciutka, więc nie miałem z tym najmniejszego problemu. 

- Uważaj tylko, jak będziesz...

- Auła! Fuck! Co za dziadostwo... 

- Właśnie to miałem na myśli - stwierdziłem, prostując się. Ivette nadziała się na zmarznięte krzaki rosnące pod płotem, z drugiej strony. W każdym razie, udało jej się tam przedostać, więc byliśmy coraz bliżej celu. Najgorsze już za nami. Dla mnie bowiem płot nie był żadnym wyzwaniem. Żwawo wdrapałem się na ogrodzenie i zeskoczyłem na ziemię, tuż obok Ivy, która jeszcze otrzepywała się ze śniegu. 

- Nie było tak źle. 

- Jak na pierwszy raz...

- Nie wierzę, że właśnie włamaliśmy się na cudzą działkę.

- My tylko przeskoczyliśmy przez płot! To prawie, jakbyśmy przeszli przez furtkę... - skwitowała, na co ja się roześmiałem. Kompletnie zapomniałem, że jest już właściwie środek nocy i powinienem być znacznie ciszej, tym bardziej w chwili, gdy popełniamy przestępstwo. 

- Dobra, zwijajmy się do tej stodoły. Chcę w końcu ziścić naszą gorącą fantazję - wymruczałem, przyciągając ją do siebie. Nie mogłem się oprzeć, by nie zasmakować jeszcze jej ust. Były takie ponętne i kuszące. Wpiłem się w nie mocno i zachłannie. Ivette odwzajemniła ten gwałtowny pocałunek, przy okazji dobierając się do zamka mojej kurtki, którą od razu też rozpięła, wsuwając swoje drobne rączki pod jej materiał. Poczułem, jak dotyka mojego torsu, próbując wyczuć zarys mięśni poprzez sweter, który miałem na sobie. O tak... - Tak bardzo na mnie działasz, choć jeszcze nawet nic nie zrobiłaś... - wydyszałem, muskając jeszcze raz przelotnie jej usta, brodę i policzki. Miałem ochotę również dobrać się do szyi, ale zostawiłem to już na później. Wygodniej będzie, jeśli najpierw pozbędziemy się ubrań. 

Niewiele myśląc, zgiąłem lekko kolana, by nachylić się przed Iv i złapałem ją pod tyłkiem, następnie unosząc do góry. Była zaskoczona, ale odruchowo oplotła mnie nogami w pasie, a rękoma objęła kark. Teraz miałem ją całą w swoich ramionach i niosłem prosto do naszej wiejskiej krainy rozkoszy... Mój Boże, serio? Nie wiem, co nam strzeliło do głowy, ale to jest zajebiste. 

Musiałem ją jednak postawić na ziemi przed stodołą, by otworzyć nam te potężne, drewniane drzwi. Nawet nie wiem, czy można je nazwać drzwiami. To jakieś wrota. Los nam sprzyjał, bo nie były pozamykane na kilka spustów. Wystarczyło unieść drewnianą blokadę i bez problemu mogliśmy dostać się do wnętrza. Nie zaskoczył mnie widok bel siana i słomy. Większość była zbita w typowe, prostokątne kształty i ułożona jedna na drugiej. Stodoła miała również piętro. Zawsze marzyłem, by wejść na górę! Nigdy nie miałem okazji... A teraz mogę wszystko. Mimo że po części łamię prawo. Ivette chyba pomyślał o tym samym, co ja, ponieważ jej wzrok również zawędrował na górę. Uśmiechnąłem się do niej chytrze i wskazałem skinieniem głowy na jakąś starą drabinę. Nie wyglądała zachęcająco, ale była jedyną drogą do spełnienia naszych małych marzeń. 

W międzyczasie poszukałem jeszcze jakiegoś niewielkiego oświetlenia, które na szczęście nie było jakieś skomplikowane. Nawet w stodole mają dostęp do prądu! To musi być jakiś ciekawy mechanizm. Tak, mechanizm idioto, mamy dwudziesty pierwszy wiek, a ciebie dziwi światło w stodole…w każdym razie odnalazłem włącznik światła a wtedy zapaliła się jakaś zwisająca z góry żarówka, dzięki której być może się tu nie pozabijamy. 

Puściłem Iv przodem. Gra wstępna musiała rozpocząć się już teraz od samego patrzenia na jej zgrabny, wypięty tyłek, gdy wspinała się na górę. Oblizałem usta, czekając cierpliwie, aż znajdzie się na piętrze. Nie spuszczałem z niej wzroku nawet na moment. Nie tylko dlatego, że podobało mi się gapienie na je tyłek, ale także w razie, gdyby miała stamtąd zlecieć. Gdy uznałem, że jest już bezpieczna, ruszyłem w jej ślady.

- Ale tu jest super! 

- Za chwilę będzie jeszcze lepiej - stwierdziłem, pokonując już ostatnie szczeble drabiny. Odetchnąłem z ulgą, gdy mogłem stanąć już na drewnianych deskach. Miałem pewne obawy, że ta licha konstrukcja, która nas tutaj zaprowadziła, mogła złamać się pod moim ciężarem. Na szczęście, tak się nie stało. - I co teraz? - spojrzałem na Iv, która siedziała na drugim końcu, świdrując mnie swoimi kocimi oczami. - Wiesz, że tutaj nadal jest cholernie zimno? - mówiłem, powoli stawiając kroki w jej kierunku. -A jak zdejmę z ciebie ubrania, będzie jeszcze zimniej.

- Od zimna sterczą sutki - uśmiechnęła się niewinnie. - Poza tym... będziesz miał powód, żeby bardzo mnie rozgrzać. Tutaj już nie wystarczy gorące kakao. 

- Nie? 

- Nie. 

Na tym skończyła się nasza dyskusja, ponieważ znalazłem się już przy Ivette. A ona nie próżnowała. Od razu chwyciła mnie za materiał kurtki i przyciągnęła mocno do siebie, sama właściwie kładąc się na sianie. Spojrzałem jej w oczy, panowała w nich dzika namiętność i tak bardzo mnie to jarało. Musnąłem jej usta, najpierw czule i krótko, kilkakrotnie. Dopiero potem rozsunąłem jej wargi językiem, zaczynając całować głęboko i namiętnie. Uwielbiała to, a największym dowodem były jej ciche westchnienia ginące w moich ustach. Dłonie wsunęła mi pod wciąż rozpiętą kurtkę, a potem podwinęła materiał swetra, by dostać się do nagiej skóry na brzuchu. Przeszył mnie dreszcz, gdy dotknęła mojego torsu i sunęła opuszkami palców w górę i w dół, badając każdy mięsień. Wiedziała, jak mnie rozpalić. Nie przerywając pocałunków, złapałem za pierwszy guzik jej płaszcza i zacząłem po kolei odpinać wszystkie. Było to znacznie trudniejsze zadanie, niż przy moim zamku. Trochę się niecierpliwiłem, ale w końcu udało mi się dotrzeć do końca. Wtedy oderwałem się od niej na chwilę i odsunąłem, by zrzucić z siebie kurtkę i pozwolić jej, by uczyniła to samo ze swoim odzieniem. Od razu również pozbyliśmy się butów. Byłem tak napalony, że nawet stanie w samych skarpetkach na sianie, nie robiło na mnie żadnego wrażenia. Ivette też nie wydawała się tym przejmować. Bez marudzenia rozebrała się do samej bielizny, nim sam w ogóle do tego doszedłem. Miała na sobie cudowny, czerwony, koronkowy stanik oraz majtki do kompletu. Samo patrzenie na jej ciało w bieliźnie podnosiło mi ciśnienie w bokserkach. 

- Teraz twoja kolej - rzuciła, spoglądając na mnie kokieteryjnie. - Też chcę sobie popatrzeć.

Zaśmiałem się tylko i posłusznie zrzuciłem z siebie ciuchy, pozostawiając jedynie skarpetki i bokserki. Momentalnie zrobiło mi się masakrycznie zimno, ale nawet nie pisnąłem. Skoro nawet Ivy daje radę, ja też się nie złamię. Poza tym, za chwilę to nie będzie miało nawet znaczenia. Dlatego nie przedłużałem, wróciłem do niej szybko, by na nowo rozpalić nasze zmysły. Teraz, gdy była niemal naga, naprawdę wystarczył moment. Jej sutki faktycznie sterczały od zimna i cudownie przebijały materiał koronkowego stanika. Miałem chęć go z niej zerwać i pochwycić je między swoje zęby.. i właściwie, co mnie przed tym powstrzymywało? Iv chyba zauważyła, co chodzi mi po głowie, bo tylko patrzyła na mnie wymownie spod uniesionych brwi, podczas, gdy mój wygłodniały wzrok był skupiony na jej piersiach. Przestałem się zastanawiać, wyobrażać sobie... Zacząłem po prostu działać. Przywarłem ustami do jej zimnej skóry na szyi, a ona odchyliła głowę ułatwiając mi dostęp. Miała ewidentną ochotę tej nocy poddać się całkowicie moim działaniom, co mi jak najbardziej pasowało. Sunąłem ustami wzdłuż jej szyi oraz dekoltu, a dłonie przeniosłem na piersi, nie mogąc powstrzymać się od masowania ich. Kciukiem zahaczałem o twarde brodawki, które już nabrały takiej konsystencji nie tylko z powodu chłodu, ale głownie podniecenia. 

- Och... Dotykaj mnie więcej, Tom... 

Nie musiała dwa razy powtarzać. Moje dłonie w mgnieniu oka znalazły się na całym jej ciele. Badając je milimetr po milimetrze. Gładziłem jej skórę, począwszy od twarzy, aż po same łydki. Nie byłem uczciwy w tej zabawie, bo nie robiłem tego po kolei. Uda zostawiłem sobie na sam koniec, a od nich była już prosta droga do najczulszego punktu. Kiedy tam dotarłem, Ivy była już mokra. Nic nie mogło bardziej mnie podniecić w tym momencie. Uniosłem głowę spoglądając na jej twarz i bezceremonialnie, włożyłem jej rękę w majtki, a moje dwa palce z łatwością wsunęły się w wilgotne wejście. Jęknęła cicho, wyginając swoje ciało w łuk. Nie spuszczałem z niej wzroku podczas, gdy jej powieki opadły. Uwielbiałem patrzeć na rozkosz rozlewającą się po jej twarzy. Zacząłem poruszać palcami, z każdą sekunda coraz mocniej. I każdy ten ruch widziałem odzwierciedlony na jej słodkiej buźce. Mój przyjaciel przestawał już mieścić się w bokserkach, więc przyspieszyłem jeszcze bardziej, aż w końcu usłyszałem swoje imię wykrzyczane w ekstazie spełnienia. Uśmiechnąłem się z satysfakcją i dopiero wtedy oderwałem wzrok od jej twarzy, zabrałem również rękę i podsunąłem się znacznie wyżej. Ivette otworzyła oczy, wciąż jeszcze nie mogła dojść do siebie, jej wzrok był zamglony i nieobecny. Mimo to jednak była na tyle świadoma i nadal spragniona, by zsunąć ze mnie bokserki. Ja w tym czasie już dobierałem się do jej piersi. Nie mogłem odmówić sobie pieszczenia ich chociaż przez chwilę. Wysunąłem jedną z miseczki i schowałem jej brodawkę między swoimi wargami, drugą zaś zacząłem masować. Ewidentnie rozproszyłem tym swoją kobietę, która chyba zamierzała zająć się sterczącym penisem między moimi nogami... Nie dałem jej jednak okazji. Moje pieszczoty całkowicie zajmowały jej umysł oraz ciało. Znowu zaczęła się pode mną wić, jęczeć i błagać o więcej. A ja jej to wszystko dawałem z największą radością. Ssałem jej nabrzmiałe sutki, całowałem piersi, przygryzałem delikatną skórę. Robiłem to tak długo, aż nie zaczęła błagać, bym ją posiadł. A ja wówczas dopełniłem swego. Wszedłem w nią mocno i nadałem nam ostre tępo. Musiałem uważać, by przy tym jakaś dziadowska słoma nie wbiła się zbyt mocno w jej skórę. Takie zabawy niestety mają także swoje minusy. Nie zaburzyło to jednak gorącej atmosfery. Ivy zdawała się być obojętna na wszelkie niewygody. Skupiała się jedynie na nas. 

- Kocham cię... kocham... Boże, Tom! 

Kilka mocnych pchnięć wystarczyło, by była w siódmym niebie. Z przyjemnością zabrałem ją do niego tej nocy jeszcze dwa razy. 



A potem leżeliśmy wtuleni w siebie, na sianie, w cudzej stodole. I mimo zimna, wcale nie chciało nam się wracać do domu. Czułem się, jakbym miał szesnaście lat i był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wszystko było teraz takie proste i piękne. 

- Wszystko mnie swędzi od tego siana... - Ivy zamruczała w materiał mojej kurtki, jeszcze mocniej się we mnie wtulając. 

- Przydałaby się teraz gorąca kąpiel.

- Masz na to jeszcze siłę? 

- Nie - roześmiałem się. - Ale pójdziemy spać tacy ufajdani?

- Wcale nie jestem ufajdana! - zaprotestowała, podnosząc głowę. A ja wyciągnąłem z jej włosów trochę siana, by udowodnić jej, jak bardzo się myli. - To... to jeszcze nie powód, by używać takich dobitnych słów. Jesteśmy tylko trochę... nieogarnięci. W końcu przed chwilą pieprzyliśmy się w sianie. O mój Boże, jak to cudownie brzmi Tom... - zakończyła wypowiedź głębokim, rozmarzonym westchnieniem. Z trudem nadążyłem za jej monologiem. 

- Prawda? Nigdy nawet nie śniłem, że spędzę tak cudowną noc w jakiejś przypadkowej stodole. Jesteś nieziemska. 

- Ty też - cmoknęła mnie krótko w usta. - Chyba potrzebowaliśmy tego małego szaleństwa. Czuję się naprawdę dużo lepiej.

- Cieszy mnie to. Ja też dawno nie czułem się tak dobrze. 

- Niech będzie tak już zawsze.

- Niech będzie... 


Gdyby tylko słowa mogły mieć w sobie rzeczywistą magię. A czy magia może w ogóle być rzeczywista..? Tyle się mówi o tym, że słowa mają moc... Więc gdzie się podziała ta ich wielka, pieprzona moc, gdy potrzebowałem tego najbardziej na świecie..?

sobota, 3 października 2015

Kartka nr 19. "Zapomnij mi..."

„Dobrze, że jesteś. Każdego dnia, łatwiej powietrze dzielić na dwa…”

Patrzyłem na Ciebie, igrającą z wiatrem na tle zachodzącego słońca. To był idealny moment do uchwycenia przez obiektyw aparatu, ale przecież, niektóre chwile są tak bardzo ulotne. Wyznaczane przez sekundy. Tak krótkie, tak delikatne, że pozostaje po nich tylko drobna namiastka uczucia. Chwila przeminie, ale uczucie pozostanie zapisane we mnie,  w Tobie, na zawsze. Część z nich tak silnie, że gdy sobie o nich przypomnisz, będziesz mieć wrażenie, jakbyś przeżywała to jeszcze raz…

I tylko z Tobą chcę przeżyć ten czas, który los nam dał na chwilę…

Po ponad dwudziestu latach życia, powinno się mieć świadomość, że zadawanie sobie odwiecznego pytania: dlaczego?, nie ma najmniejszego sensu. Mimo to, wciąż nieustannie towarzyszy nam ono, zadręczając umysły, w każdej, gorszej chwili naszej egzystencji. Jeszcze trudniej jest wtedy powrócić do normalnego funkcjonowania, ale przecież ludzki gatunek słynie z utrudniania sobie życia. Nas również to nie może ominąć. Chociaż było lepiej, nie mogliśmy tak po prostu zacząć od nowa. Utrata dziecka chodziła za nami, rzucając cień na nasze życie. Nie oczekiwałem, że wymarzę to z pamięci i wszystko będzie, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło… Miałem jedynie nadzieję, że będę w stanie skupić się na naszej przyszłości bez towarzyszącego mi strachu o nią. Przecież wszystko było w moich, w naszych, rękach. To my odpowiadaliśmy za to w jakim kierunku potoczy się nasze życie. I nagle odkryłem, że to już nie jest takie pewne, jakie było dawniej. Grunt pod moimi nogami został znacznie uszkodzony, ziemia zaczęła się kruszyć. A ja nie wiedziałem, czego mam się chwycić, by nie upaść, jednocześnie musząc być podporą dla Ciebie.

Co by się nie działo, życie musi toczyć się dalej. Nie ominęło to także i naszego. Bardzo szybko wróciliśmy do codzienności, pozwalając, by pędzący czas zamroczył nasze umysły. To najprawdopodobniej była jedyna z najlepszych, możliwych dla nas opcji. Nie mogliśmy się zatrzymywać. Każda dłuższa przerwa mogła brutalnie nas cofnąć. I mimo wszystko, nie czuliśmy się źle. Nasze relacje praktycznie nie różniły się od tych przed wieścią o ciąży Ivette. W pewien sposób, poradziliśmy sobie z tym. Udźwignęliśmy wspólnymi siłami ten ciężar. Była to dla nas pewnego rodzaju ulga. Taka, którą się czuje, gdy człowiek po pewnym czasie coś zaakceptuje. Pogodziliśmy się z tym, co nas spotkało… Co nie znaczy, że uważaliśmy to za coś, co było nam przeznaczone. Wciąż byliśmy wściekli na los, Boga, życie… Na cokolwiek, co mogło być odpowiedzialne za to wydarzenie. I nie chowaliśmy tych emocji w sobie, nie pozwalaliśmy, by się w nas zagnieździły i pozostały na zawsze, dręcząc nasze dusze. To byłby duży błąd. Chyba po raz pierwszy w życiu przyznałem na głos, że pomoc psychologa w tym przypadku jest potrzebna również mi. Nawet taki facet, jak ja może mieć chwilę słabości. W końcu jesteśmy tylko ludźmi, niezależnie od płci. Głównie zdecydowałem się na to ze względu na Ivy, chciałem, żeby było jej lepiej, gdy będziemy spotykać się z psychologiem razem. Nie mogłem zostawić jej z tym samej. Tym bardziej, że to była nasza wspólna strata, nasze wspólne cierpienie. Dlatego musieliśmy poradzić sobie z tym razem, bez wyjątku od sytuacji. I może właśnie dzięki temu nasz związek przetrwał, a nasze relacje wciąż są niemal nienaruszone.
Po najtrudniejszym czasie w naszym życiu, mogliśmy w końcu przejść do kolejnego rozdziału. To był właściwy moment, by zorganizować rodzinny obiad, na którym poinformujemy najbliższych o naszych zaręczynach. Co prawda, miały one miejsce bardzo dawno, bo jak wiadomo, czas nie stoi w miejscu i nie czeka… Ale to nawet dobrze się składa, ponieważ święta, to chyba idealna okazja na tak dobre nowiny. Przynajmniej obydwoje z Ivette tak uznaliśmy. Czas, aby skupić się na pozytywach naszego życia.
- Nie mogliście sprawić nam lepszego prezentu! – Mama była wniebowzięta. Jej radość udzielała się chyba wszystkim. Na twarzach każdego z domowników automatycznie rozkwitał szeroki uśmiech, miałem wrażenie, że nawet psy zachowują się inaczej. Oczywiście pozostaje możliwość, że to mi odbiło z tej euforii i dumy dla samego siebie, przez co zacząłem widzieć wszystko przez różowe okulary. – Tak się cieszę, kochanie! – Ponownie tego wieczoru utonąłem w żelaznym uścisku mojej rodzicielki, a po jej bladych policzkach spłynęło kilka łez wzruszenia, którego nie była w stanie ukryć. Właściwie nigdy nie poruszaliśmy z rodzicami tematu małżeństw. Był to pewnego rodzaju temat tabu, zważywszy na moje zamiłowanie do unikania życiowych zobowiązań, w szczególności dotyczących relacji damsko-męskich. Mama nigdy nie narzekała, nie dawała do zrozumienia, że chciałaby, żebyśmy się z Billem w końcu ustatkowali, założyli rodziny… Ale gdzieś w głębi chyba, jak każdy rodzic, bardzo tego pragnęła. Cieszę się, że to ja, jako pierwszy i jakby nie patrzeć – najstarszy – syn mogłem sprawić jej tą drobną, a może nawet znacznie większą radość. A kto wie, może i Bill w końcu się ogarnie i stanie na ślubnym kobiercu ze swoją Ashlee. Wcześniej oczywiście informując naszą kochaną mamusię o tym, że porwał przyszłą żonę brata Ivette sprzed ołtarza… Musze to widzieć! Wcale nie chcę być złośliwy, ale… Ta historia wciąż wywołuje we mnie tyle emocji. Choć przyzwyczaiłem się już do myśli, że Ash odgrywa teraz w naszym życiu znacznie poważniejszą rolę niż niegdyś. W końcu to dziewczyna mojego młodszego braciszka, już nie tylko przyjaciółka narzeczonej… Skomplikowane życie uczuciowe mamy chyba we krwi. Na szczęście moje w samą porę się ustabilizowało i zdołałem się ogarnąć. Ja, Tom Kaulitz, zawsze do przodu o pół kroku. Co najmniej.
- Ja też… - wyznałem cicho, prawie szeptem do jej ucha. Nikt więcej nie musiał tego słyszeć. Nikt więcej nie musiał dostrzegać, że i ja byłem w tym momencie wzruszony a przede wszystkim przeszczęśliwy. To było na tyle intymne, że mogło zostać między mną a moją mamą. Jej ciemne, zaszklone oczy patrzyły na mnie z dumą, która tylko dodawała mi skrzydeł. To wszystko utwierdzało mnie w przekonaniu, że to najlepsza z możliwych decyzji. Jedna z wielu. Ostatnio chyba podejmujemy same takie, co jest jeszcze piękniejsze.
- Mam nadzieję, że nie będziemy musieli zbyt długo czekać na uroczystość – dodała, gdy już oderwała się ode mnie, wracając na swoje miejsce przy stole. Ja również usiadłem, od razu chwytając drobną dłoń Ivy, następnie splatając nasze palce i posłałem jej ciepły uśmiech.
- Myślę, że do wiosny się wyrobimy – rzekłem z pewnością w głosie mimo że jeszcze nie ustalałem tego z Iv. Niemniej miałem uczucie, że wiosna jest najlepsza porą na takie wydarzenia. Tym bardziej, że to ulubiona pora roku mojej narzeczonej. Nie powinna mieć nic przeciwko temu. A jeśli nawet… Tak na dobrą sprawę, możemy pobrać się w każdej chwili.


Przekroczyłem próg sypialni, która wciąż należała do mnie, choć nie mieszkam w tym domu już od dobrych kilkunastu lat. Niewiele się w niej zmieniło od czasów, kiedy byłem nastolatkiem. Nigdy nie miałem czasu, by zająć się wystrojem tego wnętrza, tym bardziej, że  z roku na rok, coraz częściej w rodzinnym domu bywam jedynie od święta. To ma też swoje dobre strony. Bowiem każda z rzeczy znajdujących się w tym pomieszczeniu zawiera w sobie jakieś wspomnienia. Miło się na to patrzy, wracając myślami do przeszłości. 
Omiotłem przelotnie całe wnętrze i zatrzymałem swoje spojrzenie na Ivette, stojącej na balkonie. Nie zastanawiając się długo, podążyłem w jej kierunku. Wzdrygnąłem się, momentalnie czując chłód zimowego wieczoru. Nie wiem, czy to dobry pomysł, by właśnie teraz spędzać czas poza murami ciepłego budynku. Nim jednak uświadomię o tym swoją kobietę, wybadam sytuację. Jest dzisiaj wyjątkowo wyciszona, obawiam się, że może to mieć jakieś drugie dno. Drugie dna są niefajne, nawet bardzo. 
Stanąłem za jej plecami, obejmując ją z zaskoczenia w pasie i przyciągnąłem do siebie. Dopiero wtedy zauważyła, że w ogóle się pojawiłem. Przytuliłem się do jej ciepłego, miękkiego sweterka, zaciągając się przy tym cudownym, liliowym zapachem. Od razu zrobiło się przyjemniej i chłód już tak bardzo nie doskwierał. we dwoje wszystko wygląda inaczej, przekonam się o tym pewnie jeszcze z milion razy.
- Pięknie tu - rzekła rozmarzonym głosem i nagle wszystko stało się jasne. To miejsce ją musiało tak oczarować. Do tego świąteczna atmosfera, rodzina dookoła. Stąd ta ostoja spokoju w mojej zwykle wybuchowej kobiecie. A widok, jaki rozpościerał się z balkonu robił naprawdę niezłe wrażenie. Ogród pokryty białym puchem, w oddali drzewiasty park. Do tego gwieździste niebo i ta cudowna cisza panująca dookoła. Mroźny zapach tylko dopełniał całości. 
- Może chciałabyś, żebyśmy się tu przenieśli? - zapytałem pod wpływem impulsu. Nie zastanawiałem się nad tym ani przez chwilę. Nie miałem więc też świadomości ewentualnych konsekwencji tak wielkiej zmiany w naszym życiu. Przeprowadzka z centrum na... zadupie. Nazywajmy rzeczy po imieniu. To nie mogłoby się skończyć dla mnie dobrze. Ale już za późno, by cofnąć propozycję. To niby tylko niewinne pytanie, ale... zadane kobiecie. One wszystko rozumieją po swojemu. Założę się, że dla niej to było po prostu: "kochanie, wyprowadźmy się na wieś! Będzie cudownie."
- W naszym przypadku to nie przejdzie - mruknęła bez entuzjazmu. Najwyraźniej sama była bardzo świadoma realiów. Z drugiej strony jednak, to trochę przykre. Głownie byliśmy przykuci do wielkiego miasta przez moją pracę. No i oczywiście po części też szkołę Iv, ale na to zawsze można by znaleźć jakieś rozwiązanie. A jakby się tak zastanowić... Wyobraźnia ponosi mnie w niedaleką przyszłość. Widzę, jak wysiadamy z samochodu przed naszym niewielkim, uroczym domkiem z zielonym ogródkiem, pełnym kwiatów, po którym radośnie biega pies. Ivy jeszcze w białej sukni, ja w garniturze i przenoszę ją przez próg... A potem tworzymy sobie gromadkę szkrabów, które za kilka lat będą bawić się w salonie, rozrzucać swoje zabawki po całym domu. Czy taka sielanka w ogóle mogłaby przytrafić się komuś takiemu, jak ja..? Czasami marzę, by tak się stało... By ten cały zgiełk wokół mnie zniknął. Sława, popularność. By jakaś niewidzialna siła odebrała mi zdolność marzenia o muzycznej karierze i moje życie było po prostu zwyczajne. Ale wtedy przypominam sobie, że wtedy nie poznałbym Ivette. I nie wydarzyłoby się również wiele innych, cennych dla mnie rzeczy. Uświadamiam sobie wówczas, że należy szanować i cieszyć się tym, co się ma. I nigdy, pod żadnym pozorem, nie żałować przeszłości. 
- A marzysz o tym, by tak było? - Powróciłem do rzeczywistości, zadając jej kolejne pytanie. To było dla mnie dosyć ważne. Od jej odpowiedzi bardzo wiele zależy. Bo jeśli naprawdę w jej marzeniach jest moja wizja... Jak mógłbym jej tego odmówić? 
- Wiem do czego dążysz - skwitowała nagle z pewnością w głosie i odwróciła się w moją stronę. - To tylko miejsce, Tom. Mogę być gdziekolwiek, byle byś był tam ze mną. Nie marzę o żadnym innym miejscu bardziej, jak o tym, w którym jesteśmy razem- wyznała nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego wzroku. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, na nowo obejmując ją w talii i przyciągając do siebie mocno. 
- Kocham cię - szepnąłem całując czule jej skroń, po czym schowałem jej kruche ciało w swoich objęciach. - Czuję się szczęśliwy i spokojny z myślą, że to z tobą spędzę swoje życie.
- Lepiej trafić nie mogłeś - roześmiała się w materiał mojej bluzy. - Obydwoje nie mogliśmy. 
- Wszyscy mi to mówią - przyznałem z szerokim uśmiechem. - Chodźmy do środka, bo zmarzniesz. 
- To mnie rozgrzejesz przecież - podniosła głowę spoglądając na mnie z kokieteryjnym uśmiechem. Zaśmiałem się i musnąłem krótko jej usta. I tak wiem, że nic z tego nie będzie. Ivette ma dziwne poczucie skrępowania w moim rodzinnym domu. Nie potrafi się ze mną kochać z myślą, że w pokoju obok śpi moja mama, czy po korytarzu może przejść babcia. To urocze. Nie przekonałem jej nawet do seksu w łazience, gdzie przecież nikt nam nie wejdzie, ani tym bardziej nas nie usłyszy. Także wszelkie wyjazdy do rodziny wiążą się również z wielkim postem. Na szczęście nie trwają one jakoś specjalnie długo bym miał z tego powodu jakoś mocno cierpieć. 
- Ciepłym kocem i kubkiem gorącego kakao - dodałem, łaskocząc ją jednocześnie pod żebrami. Od razu zaczęła się wyginać, próbując odepchnąć od siebie moje zwinne ręce. 
- Tom! Przestaań... - jęknęła wyrywając się z mojego uścisku. - Chodź już... Idziemy spać - Chwyciła mnie za rękę, od razu ciągnąc do sypialni. Moje paluszki bardzo szybko ją przekonały, nie ma co. 
Kiedy tylko zamknąłem za nami balkonowe drzwi dopiero poczułem jak bardzo zmarzłem na zewnątrz. Musi być z minus dziesięć stopni! Obecność Ivy jednak nie dawała mi tego jakoś odczuć. Mówiłem, że we dwoje, wszystko jest inaczej. Nawet temperatura na dworze jest odczuwalna w inny sposób niż rzeczywisty.
- Już chcesz spać? - spytałem rozczarowany. Nie było jeszcze zbyt późno a mi się włączył chyba jakiś melancholijny nastrój…
- A ty nie?
- Porozmawiajmy o naszej przyszłości.
- Brzmi poważnie - zmarszczyła brwi, spoglądając na mnie z drugiego końca pokoju.
- Bo to poważny temat.
- No dobrze, więc porozmawiajmy - rzekła niepewnie, chyba do końca nie wiedząc, czego może się po mnie spodziewać. Sam też nie wiedziałem. Towarzyszyło mi takie dziwne, niezrozumiałe uczucie.
Usiadłem na skraju łózka i poklepałem pościel obok siebie, zachęcając ją, by uczyniła to samo. Zrobiła kilka kroków w moją stronę i zajęła miejsce, siadając bokiem, tak żeby mogła widzieć moją twarz.
- To będzie trudna rozmowa?
- Być może... - Nie mogłem zaprzeczyć, sam do końca nie wiedząc, na jakie tematy jeszcze zejdziemy.
- No dobrze... Więc co właściwie chcesz omówić?
- Nas... To znaczy, ech. Przeszliśmy razem tak wiele i nieźle dostaliśmy od życia po dupie. Mimo to, udało nam się przetrwać... Uważam, że to jest niezwykłe i świadczy tylko o sile uczucia, jakie nas łączy.
- Bez tego na pewno by się nie udało - przyznała, lecz wciąż wydawała się spoglądać na mnie dość niepewnie. Trochę, jakby widziała mnie po raz pierwszy w życiu. Nie przejąłem się tym jednak, kontynuowałem dalej, dopóki miałem w sobie wystarczająco dużo odwagi i tej dziwnej inspiracji, która powodowała, że słowa same nasuwały mi się na język. W dodatku nie byle jakie. Sam się sobie dziwiłem, że potrafiłem stworzyć nimi między nami taki specyficzny nastrój.
- Myślę, że zasługujemy, by być jeszcze cholernie szczęśliwi, Ivy. Że to co było, nie może rzucać swojego cienia na naszą przyszłość.
- Też tego dla nas pragnę, Tom. Przecież jesteśmy na bardzo dobrej drodze...
- Wiem. Dlatego pod żadnym pozorem nie chciałbym, żeby cokolwiek nas blokowało...
- Co masz na myśli?
- Czy ty... myślisz jeszcze o tym, by mieć ze mną dziecko? - wyrzuciłem w końcu z siebie. Te słowa ciążyły już mi od dawna na duszy. Mimo że zaakceptowaliśmy swoją stratę, mimo że było już dużo lepiej... To wciąż był trudny temat, wciąż nie potrafiliśmy go poruszać otwarcie. I chyba każde z nas nadal dusiło to w sobie. Nasze myśli były podobne, ale nigdy się nimi nie dzieliliśmy i uważam, że tak nie powinno być. Nawet jeżeli najgorsze mamy już za sobą, nadal powinniśmy przeżywać to we dwoje.
- Wiesz, że... Na razie nie jest to możliwe...
- Tak, wiem. Ale mam na myśli naszą przyszłość.
- Jeśli się uda... Pewnie tak. Przecież zawsze chciałam założyć z tobą rodzinę...
- Ale boisz się - powiedziałem cicho, dostrzegając miotający się w jej oczach ból. A sam strach miała wypisany na twarzy. - Boisz się, że to się nie uda. Że będziemy mieli kolejne problemy. Nie będziesz mogła zajść w ciążę... Albo, że... że znowu je stracimy.
- Skąd wiesz...? - Głos jej zadrżał, gdy na mnie spojrzała pełnymi od łez oczami. Westchnąłem żałośnie.
- Bo czuję dokładnie to samo.
- Ale przecież to ja....
- Proszę cię, nawet tego nie kończ. Myślałem, że akurat to mamy już za sobą – przerwałem jej stanowczo. Ciśnienie znowu mi podskoczyło. Ona znowu to robiła. Znowu chciała wziąć wszystko na siebie.
- Tak, ale… Tom…
- Nie bądź głupia, Ivy, proszę cię, nie bądź głupia – wyszeptałem chwytając ją za podbródek. Po jej policzku spłynęła pierwsza łza, która mogła być  tylko zapowiedzią kolejnych. – To nie jest w tobie.
- Nigdy, nawet przez chwilę, nie pomyślałeś, że to przeze mnie?
- Oczywiście, że nie. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – Potrząsnąłem nerwowo głową, na co ona tylko wzruszyła ramionami spuszczając wzrok na swoje dłonie. Pociągnęła nosem, starając się uspokoić. Nie mogłem zrozumieć, jak w ogóle była w stanie myśleć, że ja miałbym szukać w niej powodu. Powodu, przez który straciliśmy nasze dziecko. – Kochanie…
- Dobrze już. Wiem, jestem głupia… ale te myśli są czasem silniejsze od wszystkiego.
- Wiem, przecież to rozumiem. Mnie też nie jest łatwo… Dlatego wciąż musimy przechodzić przez to razem. Nie unikajmy tego. Nie udawajmy,  że jest w porządku, gdy wcale tak nie czujemy.
- Mam wrażenie, że jak zacznę o tym mówić, to będzie tylko gorzej... między nami i w ogóle - wyznała cicho, opierając czoło na mojej piersi.  Za każdym razem, jak widziałem, że się z czymś tak zmaga, nie może sobie poradzić, męczy się... I to wszystko ją tak zżera od środka, nie pozwala normalnie funkcjonować, zaczynałem się czuć totalnie bezużyteczny. Bo nie miałem pojęcia, jak odebrać od niej choć część tych negatywnych uczuć, jak sprawić, by było jej lżej. 
- Nie będzie tak, Skarbie. Nie pozwolę na to - Przejechałem dłonią po jej plecach, gładząc je delikatnie. - Poradzimy sobie ze wszystkim. 
- Ufam ci. 
- A ja nie zawiodę.

Nie zawiodłem, co? Nawet nie byłem świadomy tego, jakimi kłamstwami Cię karmiłem. Gdybym tylko wiedział… Prawdopodobnie wolałbym sam odebrać sobie życie, niż wciąż zaplatać tę sieć złudzeń.

Intencje masz, jak najlepsze. A potem jedna chwila odmienia Twoje całe życie. Jedna chwila stawia Cię w najgorszym świetle. Jedna chwila sprawia, że stajesz się największym skurwysynem. Nagle przestałem być Ciebie wart, Twojej miłości, Twojego oddania. Stałem się nikim. Jeden moment. Nie zaprzeczaj temu, Ivy.