środa, 7 października 2015

Kartka nr 20. "I'm so in love with you. Make love your goal. "



Śnieg zgrzytał pod butami, nie nadawał się do lepienia. Nie, żebym miał w planach, jako dwudziestoparolatek lepić bałwana… Po prostu to miejsce, ta pogoda, cały nastrój, przywołuje wspomnienia z dawnych lat. 

Biegałem po tych uliczkach, jako dzieciak, z Billem i paroma innymi chłopakami z wioski. Robiliśmy masę różnych i głupich rzeczy, połowy z nich nawet już nie pamiętam. A teraz idę tą samą drogą, będąc dorosłym facetem, z bagażem życiowych doświadczeń. Trzymam za rękę ukochaną kobietę, osobę, z którą chcę dzielić swoje życie już do samego końca. To przyjemne uczucie, móc patrzeć na to. Porównywać wszystko z perspektywy czasu. I to towarzyszące temu uczucie, że jest się we właściwym miejscu, o właściwym czasie. To malutkie uczucie spełnienia, gdzieś w głębi… 

Było już dość późno, jak na spacer. Tym bardziej, że temperatura na dworze też wcale temu nie sprzyjała. Ivy jednak bardzo nalegała. Uwielbia moją mamę, ale chyba zaczyna doskwierać jej nadmierna ilość towarzystwa teściowej. W pełni to rozumiem, dlatego z przyjemnością wyrywam ją z sideł mamusi. Oczywiście Iv nie przyzna otwarcie, że czasami ma dosyć Simone. A ja pozwalam jej myśleć, że niczego nie widzę. Bo tak jest dobrze. Ona nie chce nikomu sprawić przykrości a ja pilnuję, by nie musiała borykać się z poczuciem winy.

- Tom… - Nagle poczułem, jak mocniej ściska mnie za ramię. Spojrzałem na nią, wyrwany z zamyślenia. – Może powinniśmy już wracać? – zapytała, ale w jej głosie wyczułem coś znacznie więcej. Wydała mi się jakaś zlękniona. Uniosłem brwi, zastanawiając się przez chwilę, co mogło być tego przyczyną. Nie musiałem długo szukać odpowiedzi. Kiedy zwróciłem wzrok przed siebie, dostrzegłem w oddali grupkę mężczyzn, którzy prawdopodobnie zmierzali w naszym kierunku. Uśmiechnąłem się pod nosem. Moja dziewczynka się wystraszyła?

- Czemu? Przecież jest przyjemnie – stwierdziłem, zamierzając trochę się z nią jeszcze podroczyć.

- Ale jest zimno.

Co prawda, to prawda. Tego argumentu podważyć nie mogłem. Było zimno, jak cholera. Mróz szczypał w policzki a palce drętwiały, obydwoje mieliśmy czerwone nosy i spierzchnięte usta, ale do tej pory nam to nie przeszkadzało.

- Kochanie, chyba się nie boisz? – mruknąłem, obserwując jednocześnie ludzi, którzy tak przerażali moją kobietę. Ivette podążyła za moim spojrzeniem i sapnęła nerwowo. 

- Nie chcę problemów, a oni nie wyglądają przyjaźnie, Tom.

- Przecież jestem tutaj z tobą – zauważyłem, zupełnie nie rozumiejąc jej obaw. Czuję się wręcz urażony, że moja narzeczona wątpi w swoje bezpieczeństwo w mojej obecności. 

- Wiem… ale ich jest więcej, Tom – nalegała, próbując przekonać mnie swoimi, może i niegłupimi argumentami, ale za to godzącymi w moją męską dumę. 

- No i co z tego?

- Proszę cię…

- To ja cię proszę, Kocie.

- Po prostu nie chcę, żeby coś się stało. Nie potrzebujemy tego.

- Nic się nie stanie. Na pewno nie tobie, przy mnie – rzekłem twardo, a ona chyba w końcu zrozumiała, że nie zamierzam odpuścić. Westchnęła tylko zrezygnowana i mocniej wtuliła się w moje ramię. Obydwoje zamilkliśmy, nie zmieniając kierunku naszej trasy. Miałem wrażenie, że im bliżej jesteśmy tych ludzi, tym silniej mnie ściska. Na szczęście nie dzieliło nas od nich już zbyt wiele, bo chyba straciłbym całą rękę. Moja Kruszynka potrafi znaleźć w sobie dużo siły w kryzysowych sytuacjach. To chyba dobry znak mimo wszystko. Będę wiedział, że da sobie radę w razie, gdyby mnie nie było obok. 

Zaczęły dochodzić nas znajome głosy i śmiechy. To znaczy, znajome dla mnie. Bo oczywiście, znałem ich. Nie mogłem powiedzieć o tym Iv, bo musiałem pokazać jej, że ma twardego faceta. To niedopuszczalne, by w ogóle myślała inaczej i jeszcze kiedykolwiek we mnie zwątpiła. To jest naprawdę mała miejscowość, znam tutaj dosłownie wszystkich. Może poza tymi, którzy urodzili się już po mojej wyprowadzce. Ale jednak. Dziwi mnie, że Iv na to nie wpadła. 

- Siema, stary! Co za niespodzianka, spotkać gwiazdę showbiznesu na ulicach biednego, zapomnianego Loitsche – Donośny, męski głos wysokiego bruneta przebił się przez ciszę panującą między nami, gdy stanęliśmy z nim twarzą w twarz. 

- Chyba spełniło się twoje gwiazdkowe życzenie – roześmiałem się, przybijając piątkę staremu kumplowi. Mina Ivette musiała być bezcenna, szkoda, że akurat na nią nie patrzyłem. Mam nadzieję, że mnie za to nie zabije. 

- Twoje było chyba bardziej wyszukane i godne uwagi – Podjął grę, spoglądając wymownie na moją narzeczoną. O tak, trudno nie zauważyć, jaki Skarb mam u swojego boku. Objąłem dumnie swoją kobietę w pasie, przyciskając do siebie.

- To jest Ivette, kobieta mojego życia.

Śmiałe wyznanie, jak na pierwsze spotkanie po latach, ale… niech wiedzą. Niech cały świat wie. 

Nie obeszło się bez gwizdów oraz komentarzy podziwu. A Iv wyraźnie poczuła się zakłopotana, gdy tyle męskich spojrzeń skupiało naraz na niej swoją uwagę. Powinna się przyzwyczajać, bo teraz to ona będzie błyszczeć bardziej ode mnie.

- Miło nam poznać damę, która okiełznała naszego byczka. I w dodatku skradła jego serce…

- Dobra, już nie pajacuj, Andre – machnąłem na niego ręką. Facet zawsze musiał się popisywać i to się nie zmieniło. 

- No dobra, trzeba się jakoś zachować. Gdzie moje maniery.

- No właśnie.

- Proszę mi wybaczyć, tutaj głupiejemy na widok pięknych kobiet.

- To akurat prawda – potwierdziłem. - Naprawdę fajnie was widzieć. I nadal tacy sami – Zmieniłem temat, odczuwając naprawdę szczerą radość. 

- Ty też wcale się nie zmieniłeś mimo sławy. To się ceni. Musimy się gdzieś spotkać, takie rzeczy należy świętować z rozmachem. 

- Daj tylko znać gdzie i kiedy. Będziemy tu jeszcze przez jakiś czas. 

- Świetnie, to się zgramy. Oczywiście swoją panią również nie omieszkaj zabrać.

- Tego możesz być pewien.

- To w takim razie, miłego spaceru. Nie przeszkadzamy dłużej.

- Dzięki. Do zobaczenia – Pożegnałem się z kumplami i dopiero, gdy odeszli w swoją stronę, Iv jakby oprzytomniała. Dostałem mocnego kuksańca w ramię. Prawie nie bolało. Prawie!

- Wiedziałeś od początku, że to twoi znajomi!?

- Być może – uśmiechnąłem się tajemniczo i na nowo ją objąłem, bo zdążyła się już wyrwać. – Zobacz, jaka jesteś cudowna. Nawet oni to widzą – dodałem, by załagodzić sytuację. Co nie znaczy, że było to kłamstwem. Przeciwnie. Uważam, że Ivy zauroczyła wszystkich. Nie musiała nawet nic przy tym robić. 

- Daj spokój… Naprawdę myślałam, że to jakaś banda szukająca zaczepki.

- Nie wierzyłaś we mnie w ogóle – wytknąłem urażony.

- Och, nie prawda… Po prostu ich było kilku. Nie chciałam, żeby coś ci się stało.

- Poradziłbym sobie. Szkoda, że nie mogłem udowodnić.

- No przestań! – Zatrzymała się gwałtownie, odwracając w moją stronę. – Nie musisz mi niczego udowadniać. Przepraszam, jeśli źle to odebrałeś… Nie chciałam, żeby…

Nie pozwoliłem jej dokończyć. Zamknąłem jej usta gorącym pocałunkiem, a ona nie opierała się temu. Poczułem tylko, jak wypuszcza z ust powietrze wraz z cichym westchnieniem, a jej ciepły oddech omiótł moje wargi. Wsunąłem jej język do buzi i zacząłem pogłębiać pocałunek, pieszcząc jej podniebienie. Poddała się temu od razu. Ułożyłem ręce na jej talii i przyciągnąłem bliżej siebie. Przeszył mnie dreszcz, gdy jej zimne dłonie zetknęły się ze skórą na mojej szyi. Przesunęła jedną na kark, a drugą objęła mój szorstki policzek. Obydwoje byliśmy wygłodniali. Miałem ochotę zerwać z niej ciuchy na ulicy. Nie kochaliśmy się od tygodni. Wcześniej po prostu z braku czasu, czy ochoty a ostatnio głównie dlatego, że mieszkamy tymczasowo u moich rodziców. Ivette nie może się przełamać. Nie wiem jednak, czy po tym pocałunku, będzie w stanie jeszcze się hamować. Mam nadzieję, że nie… 

- Powiedz, że macie tutaj jakiś hotel… - wymruczała, odrywając się od moich ust, ale wciąż pozostawała bardzo blisko. Nie mogłem się powstrzymać i zaśmiałem się głośno, nie tylko z jej niecnych planów, ale… HOTEL? TUTAJ?

- Kochanie… rozejrzyj się. Największym budynkiem, który jako tako może być jeszcze miejscem spotkań, jest tutaj stodoła – uświadomiłem ją, nadal rozbawiony. 

- Świetnie – skwitowała, w ogóle niezrażona. Nie do końca rozumiałem entuzjazmu na jej twarzy, ale jednocześnie ta dzikość w oczach, sprawiała, że podobało mi się to coraz bardziej. – Więc prowadź.

- Co? Dokąd? 

- Do stodoły.

- Żartujesz..? – wytrzeszczyłem na nią oczy. Tego nie spodziewałem się w najśmielszych snach. Cholera, nawet jako gówniarz, nie myślałem o tym w taki sposób… - Ale… my nie mamy stodoły – mruknąłem po chwili, gdy wyraz twarzy mojej Ivy już dał mi pewność, że wcale nie żartowała. Byłem w lekkim szoku, ale to chyba było do opanowania.

- Tym lepiej. Pójdziemy do cudzej. Będziemy zboczonymi przestępcami. Boże, to będzie fantastyczne! – zawołała podekscytowana. Ja jednak nie byłem, aż tak przekonany do tego pomysłu. Przerażało mnie to lekko. Moja kobieta chciała włamać się do czyjejś stodoły, by uprawiać ze mną seks… - Pragnę cię – Nagle poczułem, jak chwyta mnie za materiał kurtki tuż przy szyi i przyciąga do siebie, tak blisko, że zetknęliśmy się swoimi zmarzniętymi nosami a mnie zaparło dech w piersi. Przyjemne mrowienie w dole brzucha. Te dwa słowa wystarczyły, bym wyzbył się jakichkolwiek wątpliwości. Jej zielone spojrzenie wpijające się wprost w moje. 

Jak mogłem w ogóle się zastanawiać choć przez chwilę? Jestem skończonym idiotą. Gdy twoja kobieta prosi cię, byś zabrał ją do stodoły i zdarł z niej wszystkie ubrania, ZRÓB TO. To będzie najlepsza noc w naszym życiu. 

Nie musiała już dłużej mnie prosić. Bardzo szybko przeprowadziłem w głowie analizę, dzięki której doszedłem do tego, która stodoła będzie najodpowiedniejsza, a przede wszystkim najbezpieczniejsza. Oczywiście moje dane mogły być lekko przestarzałe… opierałem się głównie na opowieściach mamy i pozostało mi mieć nadzieję, że nie skończy się to ciągnącymi się za mną plotkami do końca życia. Ale czy to ważne? W jednej chwili stałem się tak cholernie podekscytowany i podniecony na samą myśl o tym, że wszystko inne przestało mieć już jakiekolwiek znaczenie.

Nie zwlekając dłużej, chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem w tylko sobie znanym kierunku. Na szczęście nie czekała nas długa droga. A im bliżej byliśmy miejsca grzechu, tym podniecenie było silniejsze. Jednakże, nie może być tak prosto. W końcu stodoły nie stoją sobie gdziekolwiek i nie są ogólnodostępnymi miejscami. Przeważnie mają swoich właścicieli. Także czekała nas jeszcze przeprawa przez ogrodzenie. 

- Mam nadzieję, że nie mają tu psów - szepnąłem do Ivy, wychylając jednocześnie głowę za płot, by obadać teren.

- Przecież uwielbiasz psy, a one ciebie - wyszczerzyła się do mnie, co przyjąłem z dezaprobatą. Przykucnąłem, by mogła się na mnie wdrapać i przedostać na drugą stronę. 

- Cholera.. czemu to musi być takie skomplikowane - sapnęła, znajdując się wciąż jeszcze na moich plecach. Bardzo kombinowała, starając się jednocześnie bym na tym nie ucierpiał. Ja sam zaś miałem ochotę po prostu przerzucić ją na drugą stronę, jak worek kartofli... Ale obawiam się, że to mogłoby się źle skończyć. Zarówno dla niej, jak i dla mnie. Poczekałem więc cierpliwie, aż się ogarnie. W końcu też dopomogłem jej, unosząc się trochę. Była leciutka, więc nie miałem z tym najmniejszego problemu. 

- Uważaj tylko, jak będziesz...

- Auła! Fuck! Co za dziadostwo... 

- Właśnie to miałem na myśli - stwierdziłem, prostując się. Ivette nadziała się na zmarznięte krzaki rosnące pod płotem, z drugiej strony. W każdym razie, udało jej się tam przedostać, więc byliśmy coraz bliżej celu. Najgorsze już za nami. Dla mnie bowiem płot nie był żadnym wyzwaniem. Żwawo wdrapałem się na ogrodzenie i zeskoczyłem na ziemię, tuż obok Ivy, która jeszcze otrzepywała się ze śniegu. 

- Nie było tak źle. 

- Jak na pierwszy raz...

- Nie wierzę, że właśnie włamaliśmy się na cudzą działkę.

- My tylko przeskoczyliśmy przez płot! To prawie, jakbyśmy przeszli przez furtkę... - skwitowała, na co ja się roześmiałem. Kompletnie zapomniałem, że jest już właściwie środek nocy i powinienem być znacznie ciszej, tym bardziej w chwili, gdy popełniamy przestępstwo. 

- Dobra, zwijajmy się do tej stodoły. Chcę w końcu ziścić naszą gorącą fantazję - wymruczałem, przyciągając ją do siebie. Nie mogłem się oprzeć, by nie zasmakować jeszcze jej ust. Były takie ponętne i kuszące. Wpiłem się w nie mocno i zachłannie. Ivette odwzajemniła ten gwałtowny pocałunek, przy okazji dobierając się do zamka mojej kurtki, którą od razu też rozpięła, wsuwając swoje drobne rączki pod jej materiał. Poczułem, jak dotyka mojego torsu, próbując wyczuć zarys mięśni poprzez sweter, który miałem na sobie. O tak... - Tak bardzo na mnie działasz, choć jeszcze nawet nic nie zrobiłaś... - wydyszałem, muskając jeszcze raz przelotnie jej usta, brodę i policzki. Miałem ochotę również dobrać się do szyi, ale zostawiłem to już na później. Wygodniej będzie, jeśli najpierw pozbędziemy się ubrań. 

Niewiele myśląc, zgiąłem lekko kolana, by nachylić się przed Iv i złapałem ją pod tyłkiem, następnie unosząc do góry. Była zaskoczona, ale odruchowo oplotła mnie nogami w pasie, a rękoma objęła kark. Teraz miałem ją całą w swoich ramionach i niosłem prosto do naszej wiejskiej krainy rozkoszy... Mój Boże, serio? Nie wiem, co nam strzeliło do głowy, ale to jest zajebiste. 

Musiałem ją jednak postawić na ziemi przed stodołą, by otworzyć nam te potężne, drewniane drzwi. Nawet nie wiem, czy można je nazwać drzwiami. To jakieś wrota. Los nam sprzyjał, bo nie były pozamykane na kilka spustów. Wystarczyło unieść drewnianą blokadę i bez problemu mogliśmy dostać się do wnętrza. Nie zaskoczył mnie widok bel siana i słomy. Większość była zbita w typowe, prostokątne kształty i ułożona jedna na drugiej. Stodoła miała również piętro. Zawsze marzyłem, by wejść na górę! Nigdy nie miałem okazji... A teraz mogę wszystko. Mimo że po części łamię prawo. Ivette chyba pomyślał o tym samym, co ja, ponieważ jej wzrok również zawędrował na górę. Uśmiechnąłem się do niej chytrze i wskazałem skinieniem głowy na jakąś starą drabinę. Nie wyglądała zachęcająco, ale była jedyną drogą do spełnienia naszych małych marzeń. 

W międzyczasie poszukałem jeszcze jakiegoś niewielkiego oświetlenia, które na szczęście nie było jakieś skomplikowane. Nawet w stodole mają dostęp do prądu! To musi być jakiś ciekawy mechanizm. Tak, mechanizm idioto, mamy dwudziesty pierwszy wiek, a ciebie dziwi światło w stodole…w każdym razie odnalazłem włącznik światła a wtedy zapaliła się jakaś zwisająca z góry żarówka, dzięki której być może się tu nie pozabijamy. 

Puściłem Iv przodem. Gra wstępna musiała rozpocząć się już teraz od samego patrzenia na jej zgrabny, wypięty tyłek, gdy wspinała się na górę. Oblizałem usta, czekając cierpliwie, aż znajdzie się na piętrze. Nie spuszczałem z niej wzroku nawet na moment. Nie tylko dlatego, że podobało mi się gapienie na je tyłek, ale także w razie, gdyby miała stamtąd zlecieć. Gdy uznałem, że jest już bezpieczna, ruszyłem w jej ślady.

- Ale tu jest super! 

- Za chwilę będzie jeszcze lepiej - stwierdziłem, pokonując już ostatnie szczeble drabiny. Odetchnąłem z ulgą, gdy mogłem stanąć już na drewnianych deskach. Miałem pewne obawy, że ta licha konstrukcja, która nas tutaj zaprowadziła, mogła złamać się pod moim ciężarem. Na szczęście, tak się nie stało. - I co teraz? - spojrzałem na Iv, która siedziała na drugim końcu, świdrując mnie swoimi kocimi oczami. - Wiesz, że tutaj nadal jest cholernie zimno? - mówiłem, powoli stawiając kroki w jej kierunku. -A jak zdejmę z ciebie ubrania, będzie jeszcze zimniej.

- Od zimna sterczą sutki - uśmiechnęła się niewinnie. - Poza tym... będziesz miał powód, żeby bardzo mnie rozgrzać. Tutaj już nie wystarczy gorące kakao. 

- Nie? 

- Nie. 

Na tym skończyła się nasza dyskusja, ponieważ znalazłem się już przy Ivette. A ona nie próżnowała. Od razu chwyciła mnie za materiał kurtki i przyciągnęła mocno do siebie, sama właściwie kładąc się na sianie. Spojrzałem jej w oczy, panowała w nich dzika namiętność i tak bardzo mnie to jarało. Musnąłem jej usta, najpierw czule i krótko, kilkakrotnie. Dopiero potem rozsunąłem jej wargi językiem, zaczynając całować głęboko i namiętnie. Uwielbiała to, a największym dowodem były jej ciche westchnienia ginące w moich ustach. Dłonie wsunęła mi pod wciąż rozpiętą kurtkę, a potem podwinęła materiał swetra, by dostać się do nagiej skóry na brzuchu. Przeszył mnie dreszcz, gdy dotknęła mojego torsu i sunęła opuszkami palców w górę i w dół, badając każdy mięsień. Wiedziała, jak mnie rozpalić. Nie przerywając pocałunków, złapałem za pierwszy guzik jej płaszcza i zacząłem po kolei odpinać wszystkie. Było to znacznie trudniejsze zadanie, niż przy moim zamku. Trochę się niecierpliwiłem, ale w końcu udało mi się dotrzeć do końca. Wtedy oderwałem się od niej na chwilę i odsunąłem, by zrzucić z siebie kurtkę i pozwolić jej, by uczyniła to samo ze swoim odzieniem. Od razu również pozbyliśmy się butów. Byłem tak napalony, że nawet stanie w samych skarpetkach na sianie, nie robiło na mnie żadnego wrażenia. Ivette też nie wydawała się tym przejmować. Bez marudzenia rozebrała się do samej bielizny, nim sam w ogóle do tego doszedłem. Miała na sobie cudowny, czerwony, koronkowy stanik oraz majtki do kompletu. Samo patrzenie na jej ciało w bieliźnie podnosiło mi ciśnienie w bokserkach. 

- Teraz twoja kolej - rzuciła, spoglądając na mnie kokieteryjnie. - Też chcę sobie popatrzeć.

Zaśmiałem się tylko i posłusznie zrzuciłem z siebie ciuchy, pozostawiając jedynie skarpetki i bokserki. Momentalnie zrobiło mi się masakrycznie zimno, ale nawet nie pisnąłem. Skoro nawet Ivy daje radę, ja też się nie złamię. Poza tym, za chwilę to nie będzie miało nawet znaczenia. Dlatego nie przedłużałem, wróciłem do niej szybko, by na nowo rozpalić nasze zmysły. Teraz, gdy była niemal naga, naprawdę wystarczył moment. Jej sutki faktycznie sterczały od zimna i cudownie przebijały materiał koronkowego stanika. Miałem chęć go z niej zerwać i pochwycić je między swoje zęby.. i właściwie, co mnie przed tym powstrzymywało? Iv chyba zauważyła, co chodzi mi po głowie, bo tylko patrzyła na mnie wymownie spod uniesionych brwi, podczas, gdy mój wygłodniały wzrok był skupiony na jej piersiach. Przestałem się zastanawiać, wyobrażać sobie... Zacząłem po prostu działać. Przywarłem ustami do jej zimnej skóry na szyi, a ona odchyliła głowę ułatwiając mi dostęp. Miała ewidentną ochotę tej nocy poddać się całkowicie moim działaniom, co mi jak najbardziej pasowało. Sunąłem ustami wzdłuż jej szyi oraz dekoltu, a dłonie przeniosłem na piersi, nie mogąc powstrzymać się od masowania ich. Kciukiem zahaczałem o twarde brodawki, które już nabrały takiej konsystencji nie tylko z powodu chłodu, ale głownie podniecenia. 

- Och... Dotykaj mnie więcej, Tom... 

Nie musiała dwa razy powtarzać. Moje dłonie w mgnieniu oka znalazły się na całym jej ciele. Badając je milimetr po milimetrze. Gładziłem jej skórę, począwszy od twarzy, aż po same łydki. Nie byłem uczciwy w tej zabawie, bo nie robiłem tego po kolei. Uda zostawiłem sobie na sam koniec, a od nich była już prosta droga do najczulszego punktu. Kiedy tam dotarłem, Ivy była już mokra. Nic nie mogło bardziej mnie podniecić w tym momencie. Uniosłem głowę spoglądając na jej twarz i bezceremonialnie, włożyłem jej rękę w majtki, a moje dwa palce z łatwością wsunęły się w wilgotne wejście. Jęknęła cicho, wyginając swoje ciało w łuk. Nie spuszczałem z niej wzroku podczas, gdy jej powieki opadły. Uwielbiałem patrzeć na rozkosz rozlewającą się po jej twarzy. Zacząłem poruszać palcami, z każdą sekunda coraz mocniej. I każdy ten ruch widziałem odzwierciedlony na jej słodkiej buźce. Mój przyjaciel przestawał już mieścić się w bokserkach, więc przyspieszyłem jeszcze bardziej, aż w końcu usłyszałem swoje imię wykrzyczane w ekstazie spełnienia. Uśmiechnąłem się z satysfakcją i dopiero wtedy oderwałem wzrok od jej twarzy, zabrałem również rękę i podsunąłem się znacznie wyżej. Ivette otworzyła oczy, wciąż jeszcze nie mogła dojść do siebie, jej wzrok był zamglony i nieobecny. Mimo to jednak była na tyle świadoma i nadal spragniona, by zsunąć ze mnie bokserki. Ja w tym czasie już dobierałem się do jej piersi. Nie mogłem odmówić sobie pieszczenia ich chociaż przez chwilę. Wysunąłem jedną z miseczki i schowałem jej brodawkę między swoimi wargami, drugą zaś zacząłem masować. Ewidentnie rozproszyłem tym swoją kobietę, która chyba zamierzała zająć się sterczącym penisem między moimi nogami... Nie dałem jej jednak okazji. Moje pieszczoty całkowicie zajmowały jej umysł oraz ciało. Znowu zaczęła się pode mną wić, jęczeć i błagać o więcej. A ja jej to wszystko dawałem z największą radością. Ssałem jej nabrzmiałe sutki, całowałem piersi, przygryzałem delikatną skórę. Robiłem to tak długo, aż nie zaczęła błagać, bym ją posiadł. A ja wówczas dopełniłem swego. Wszedłem w nią mocno i nadałem nam ostre tępo. Musiałem uważać, by przy tym jakaś dziadowska słoma nie wbiła się zbyt mocno w jej skórę. Takie zabawy niestety mają także swoje minusy. Nie zaburzyło to jednak gorącej atmosfery. Ivy zdawała się być obojętna na wszelkie niewygody. Skupiała się jedynie na nas. 

- Kocham cię... kocham... Boże, Tom! 

Kilka mocnych pchnięć wystarczyło, by była w siódmym niebie. Z przyjemnością zabrałem ją do niego tej nocy jeszcze dwa razy. 



A potem leżeliśmy wtuleni w siebie, na sianie, w cudzej stodole. I mimo zimna, wcale nie chciało nam się wracać do domu. Czułem się, jakbym miał szesnaście lat i był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wszystko było teraz takie proste i piękne. 

- Wszystko mnie swędzi od tego siana... - Ivy zamruczała w materiał mojej kurtki, jeszcze mocniej się we mnie wtulając. 

- Przydałaby się teraz gorąca kąpiel.

- Masz na to jeszcze siłę? 

- Nie - roześmiałem się. - Ale pójdziemy spać tacy ufajdani?

- Wcale nie jestem ufajdana! - zaprotestowała, podnosząc głowę. A ja wyciągnąłem z jej włosów trochę siana, by udowodnić jej, jak bardzo się myli. - To... to jeszcze nie powód, by używać takich dobitnych słów. Jesteśmy tylko trochę... nieogarnięci. W końcu przed chwilą pieprzyliśmy się w sianie. O mój Boże, jak to cudownie brzmi Tom... - zakończyła wypowiedź głębokim, rozmarzonym westchnieniem. Z trudem nadążyłem za jej monologiem. 

- Prawda? Nigdy nawet nie śniłem, że spędzę tak cudowną noc w jakiejś przypadkowej stodole. Jesteś nieziemska. 

- Ty też - cmoknęła mnie krótko w usta. - Chyba potrzebowaliśmy tego małego szaleństwa. Czuję się naprawdę dużo lepiej.

- Cieszy mnie to. Ja też dawno nie czułem się tak dobrze. 

- Niech będzie tak już zawsze.

- Niech będzie... 


Gdyby tylko słowa mogły mieć w sobie rzeczywistą magię. A czy magia może w ogóle być rzeczywista..? Tyle się mówi o tym, że słowa mają moc... Więc gdzie się podziała ta ich wielka, pieprzona moc, gdy potrzebowałem tego najbardziej na świecie..?

2 komentarze: