sobota, 3 października 2015

Kartka nr 19. "Zapomnij mi..."

„Dobrze, że jesteś. Każdego dnia, łatwiej powietrze dzielić na dwa…”

Patrzyłem na Ciebie, igrającą z wiatrem na tle zachodzącego słońca. To był idealny moment do uchwycenia przez obiektyw aparatu, ale przecież, niektóre chwile są tak bardzo ulotne. Wyznaczane przez sekundy. Tak krótkie, tak delikatne, że pozostaje po nich tylko drobna namiastka uczucia. Chwila przeminie, ale uczucie pozostanie zapisane we mnie,  w Tobie, na zawsze. Część z nich tak silnie, że gdy sobie o nich przypomnisz, będziesz mieć wrażenie, jakbyś przeżywała to jeszcze raz…

I tylko z Tobą chcę przeżyć ten czas, który los nam dał na chwilę…

Po ponad dwudziestu latach życia, powinno się mieć świadomość, że zadawanie sobie odwiecznego pytania: dlaczego?, nie ma najmniejszego sensu. Mimo to, wciąż nieustannie towarzyszy nam ono, zadręczając umysły, w każdej, gorszej chwili naszej egzystencji. Jeszcze trudniej jest wtedy powrócić do normalnego funkcjonowania, ale przecież ludzki gatunek słynie z utrudniania sobie życia. Nas również to nie może ominąć. Chociaż było lepiej, nie mogliśmy tak po prostu zacząć od nowa. Utrata dziecka chodziła za nami, rzucając cień na nasze życie. Nie oczekiwałem, że wymarzę to z pamięci i wszystko będzie, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło… Miałem jedynie nadzieję, że będę w stanie skupić się na naszej przyszłości bez towarzyszącego mi strachu o nią. Przecież wszystko było w moich, w naszych, rękach. To my odpowiadaliśmy za to w jakim kierunku potoczy się nasze życie. I nagle odkryłem, że to już nie jest takie pewne, jakie było dawniej. Grunt pod moimi nogami został znacznie uszkodzony, ziemia zaczęła się kruszyć. A ja nie wiedziałem, czego mam się chwycić, by nie upaść, jednocześnie musząc być podporą dla Ciebie.

Co by się nie działo, życie musi toczyć się dalej. Nie ominęło to także i naszego. Bardzo szybko wróciliśmy do codzienności, pozwalając, by pędzący czas zamroczył nasze umysły. To najprawdopodobniej była jedyna z najlepszych, możliwych dla nas opcji. Nie mogliśmy się zatrzymywać. Każda dłuższa przerwa mogła brutalnie nas cofnąć. I mimo wszystko, nie czuliśmy się źle. Nasze relacje praktycznie nie różniły się od tych przed wieścią o ciąży Ivette. W pewien sposób, poradziliśmy sobie z tym. Udźwignęliśmy wspólnymi siłami ten ciężar. Była to dla nas pewnego rodzaju ulga. Taka, którą się czuje, gdy człowiek po pewnym czasie coś zaakceptuje. Pogodziliśmy się z tym, co nas spotkało… Co nie znaczy, że uważaliśmy to za coś, co było nam przeznaczone. Wciąż byliśmy wściekli na los, Boga, życie… Na cokolwiek, co mogło być odpowiedzialne za to wydarzenie. I nie chowaliśmy tych emocji w sobie, nie pozwalaliśmy, by się w nas zagnieździły i pozostały na zawsze, dręcząc nasze dusze. To byłby duży błąd. Chyba po raz pierwszy w życiu przyznałem na głos, że pomoc psychologa w tym przypadku jest potrzebna również mi. Nawet taki facet, jak ja może mieć chwilę słabości. W końcu jesteśmy tylko ludźmi, niezależnie od płci. Głównie zdecydowałem się na to ze względu na Ivy, chciałem, żeby było jej lepiej, gdy będziemy spotykać się z psychologiem razem. Nie mogłem zostawić jej z tym samej. Tym bardziej, że to była nasza wspólna strata, nasze wspólne cierpienie. Dlatego musieliśmy poradzić sobie z tym razem, bez wyjątku od sytuacji. I może właśnie dzięki temu nasz związek przetrwał, a nasze relacje wciąż są niemal nienaruszone.
Po najtrudniejszym czasie w naszym życiu, mogliśmy w końcu przejść do kolejnego rozdziału. To był właściwy moment, by zorganizować rodzinny obiad, na którym poinformujemy najbliższych o naszych zaręczynach. Co prawda, miały one miejsce bardzo dawno, bo jak wiadomo, czas nie stoi w miejscu i nie czeka… Ale to nawet dobrze się składa, ponieważ święta, to chyba idealna okazja na tak dobre nowiny. Przynajmniej obydwoje z Ivette tak uznaliśmy. Czas, aby skupić się na pozytywach naszego życia.
- Nie mogliście sprawić nam lepszego prezentu! – Mama była wniebowzięta. Jej radość udzielała się chyba wszystkim. Na twarzach każdego z domowników automatycznie rozkwitał szeroki uśmiech, miałem wrażenie, że nawet psy zachowują się inaczej. Oczywiście pozostaje możliwość, że to mi odbiło z tej euforii i dumy dla samego siebie, przez co zacząłem widzieć wszystko przez różowe okulary. – Tak się cieszę, kochanie! – Ponownie tego wieczoru utonąłem w żelaznym uścisku mojej rodzicielki, a po jej bladych policzkach spłynęło kilka łez wzruszenia, którego nie była w stanie ukryć. Właściwie nigdy nie poruszaliśmy z rodzicami tematu małżeństw. Był to pewnego rodzaju temat tabu, zważywszy na moje zamiłowanie do unikania życiowych zobowiązań, w szczególności dotyczących relacji damsko-męskich. Mama nigdy nie narzekała, nie dawała do zrozumienia, że chciałaby, żebyśmy się z Billem w końcu ustatkowali, założyli rodziny… Ale gdzieś w głębi chyba, jak każdy rodzic, bardzo tego pragnęła. Cieszę się, że to ja, jako pierwszy i jakby nie patrzeć – najstarszy – syn mogłem sprawić jej tą drobną, a może nawet znacznie większą radość. A kto wie, może i Bill w końcu się ogarnie i stanie na ślubnym kobiercu ze swoją Ashlee. Wcześniej oczywiście informując naszą kochaną mamusię o tym, że porwał przyszłą żonę brata Ivette sprzed ołtarza… Musze to widzieć! Wcale nie chcę być złośliwy, ale… Ta historia wciąż wywołuje we mnie tyle emocji. Choć przyzwyczaiłem się już do myśli, że Ash odgrywa teraz w naszym życiu znacznie poważniejszą rolę niż niegdyś. W końcu to dziewczyna mojego młodszego braciszka, już nie tylko przyjaciółka narzeczonej… Skomplikowane życie uczuciowe mamy chyba we krwi. Na szczęście moje w samą porę się ustabilizowało i zdołałem się ogarnąć. Ja, Tom Kaulitz, zawsze do przodu o pół kroku. Co najmniej.
- Ja też… - wyznałem cicho, prawie szeptem do jej ucha. Nikt więcej nie musiał tego słyszeć. Nikt więcej nie musiał dostrzegać, że i ja byłem w tym momencie wzruszony a przede wszystkim przeszczęśliwy. To było na tyle intymne, że mogło zostać między mną a moją mamą. Jej ciemne, zaszklone oczy patrzyły na mnie z dumą, która tylko dodawała mi skrzydeł. To wszystko utwierdzało mnie w przekonaniu, że to najlepsza z możliwych decyzji. Jedna z wielu. Ostatnio chyba podejmujemy same takie, co jest jeszcze piękniejsze.
- Mam nadzieję, że nie będziemy musieli zbyt długo czekać na uroczystość – dodała, gdy już oderwała się ode mnie, wracając na swoje miejsce przy stole. Ja również usiadłem, od razu chwytając drobną dłoń Ivy, następnie splatając nasze palce i posłałem jej ciepły uśmiech.
- Myślę, że do wiosny się wyrobimy – rzekłem z pewnością w głosie mimo że jeszcze nie ustalałem tego z Iv. Niemniej miałem uczucie, że wiosna jest najlepsza porą na takie wydarzenia. Tym bardziej, że to ulubiona pora roku mojej narzeczonej. Nie powinna mieć nic przeciwko temu. A jeśli nawet… Tak na dobrą sprawę, możemy pobrać się w każdej chwili.


Przekroczyłem próg sypialni, która wciąż należała do mnie, choć nie mieszkam w tym domu już od dobrych kilkunastu lat. Niewiele się w niej zmieniło od czasów, kiedy byłem nastolatkiem. Nigdy nie miałem czasu, by zająć się wystrojem tego wnętrza, tym bardziej, że  z roku na rok, coraz częściej w rodzinnym domu bywam jedynie od święta. To ma też swoje dobre strony. Bowiem każda z rzeczy znajdujących się w tym pomieszczeniu zawiera w sobie jakieś wspomnienia. Miło się na to patrzy, wracając myślami do przeszłości. 
Omiotłem przelotnie całe wnętrze i zatrzymałem swoje spojrzenie na Ivette, stojącej na balkonie. Nie zastanawiając się długo, podążyłem w jej kierunku. Wzdrygnąłem się, momentalnie czując chłód zimowego wieczoru. Nie wiem, czy to dobry pomysł, by właśnie teraz spędzać czas poza murami ciepłego budynku. Nim jednak uświadomię o tym swoją kobietę, wybadam sytuację. Jest dzisiaj wyjątkowo wyciszona, obawiam się, że może to mieć jakieś drugie dno. Drugie dna są niefajne, nawet bardzo. 
Stanąłem za jej plecami, obejmując ją z zaskoczenia w pasie i przyciągnąłem do siebie. Dopiero wtedy zauważyła, że w ogóle się pojawiłem. Przytuliłem się do jej ciepłego, miękkiego sweterka, zaciągając się przy tym cudownym, liliowym zapachem. Od razu zrobiło się przyjemniej i chłód już tak bardzo nie doskwierał. we dwoje wszystko wygląda inaczej, przekonam się o tym pewnie jeszcze z milion razy.
- Pięknie tu - rzekła rozmarzonym głosem i nagle wszystko stało się jasne. To miejsce ją musiało tak oczarować. Do tego świąteczna atmosfera, rodzina dookoła. Stąd ta ostoja spokoju w mojej zwykle wybuchowej kobiecie. A widok, jaki rozpościerał się z balkonu robił naprawdę niezłe wrażenie. Ogród pokryty białym puchem, w oddali drzewiasty park. Do tego gwieździste niebo i ta cudowna cisza panująca dookoła. Mroźny zapach tylko dopełniał całości. 
- Może chciałabyś, żebyśmy się tu przenieśli? - zapytałem pod wpływem impulsu. Nie zastanawiałem się nad tym ani przez chwilę. Nie miałem więc też świadomości ewentualnych konsekwencji tak wielkiej zmiany w naszym życiu. Przeprowadzka z centrum na... zadupie. Nazywajmy rzeczy po imieniu. To nie mogłoby się skończyć dla mnie dobrze. Ale już za późno, by cofnąć propozycję. To niby tylko niewinne pytanie, ale... zadane kobiecie. One wszystko rozumieją po swojemu. Założę się, że dla niej to było po prostu: "kochanie, wyprowadźmy się na wieś! Będzie cudownie."
- W naszym przypadku to nie przejdzie - mruknęła bez entuzjazmu. Najwyraźniej sama była bardzo świadoma realiów. Z drugiej strony jednak, to trochę przykre. Głownie byliśmy przykuci do wielkiego miasta przez moją pracę. No i oczywiście po części też szkołę Iv, ale na to zawsze można by znaleźć jakieś rozwiązanie. A jakby się tak zastanowić... Wyobraźnia ponosi mnie w niedaleką przyszłość. Widzę, jak wysiadamy z samochodu przed naszym niewielkim, uroczym domkiem z zielonym ogródkiem, pełnym kwiatów, po którym radośnie biega pies. Ivy jeszcze w białej sukni, ja w garniturze i przenoszę ją przez próg... A potem tworzymy sobie gromadkę szkrabów, które za kilka lat będą bawić się w salonie, rozrzucać swoje zabawki po całym domu. Czy taka sielanka w ogóle mogłaby przytrafić się komuś takiemu, jak ja..? Czasami marzę, by tak się stało... By ten cały zgiełk wokół mnie zniknął. Sława, popularność. By jakaś niewidzialna siła odebrała mi zdolność marzenia o muzycznej karierze i moje życie było po prostu zwyczajne. Ale wtedy przypominam sobie, że wtedy nie poznałbym Ivette. I nie wydarzyłoby się również wiele innych, cennych dla mnie rzeczy. Uświadamiam sobie wówczas, że należy szanować i cieszyć się tym, co się ma. I nigdy, pod żadnym pozorem, nie żałować przeszłości. 
- A marzysz o tym, by tak było? - Powróciłem do rzeczywistości, zadając jej kolejne pytanie. To było dla mnie dosyć ważne. Od jej odpowiedzi bardzo wiele zależy. Bo jeśli naprawdę w jej marzeniach jest moja wizja... Jak mógłbym jej tego odmówić? 
- Wiem do czego dążysz - skwitowała nagle z pewnością w głosie i odwróciła się w moją stronę. - To tylko miejsce, Tom. Mogę być gdziekolwiek, byle byś był tam ze mną. Nie marzę o żadnym innym miejscu bardziej, jak o tym, w którym jesteśmy razem- wyznała nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego wzroku. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, na nowo obejmując ją w talii i przyciągając do siebie mocno. 
- Kocham cię - szepnąłem całując czule jej skroń, po czym schowałem jej kruche ciało w swoich objęciach. - Czuję się szczęśliwy i spokojny z myślą, że to z tobą spędzę swoje życie.
- Lepiej trafić nie mogłeś - roześmiała się w materiał mojej bluzy. - Obydwoje nie mogliśmy. 
- Wszyscy mi to mówią - przyznałem z szerokim uśmiechem. - Chodźmy do środka, bo zmarzniesz. 
- To mnie rozgrzejesz przecież - podniosła głowę spoglądając na mnie z kokieteryjnym uśmiechem. Zaśmiałem się i musnąłem krótko jej usta. I tak wiem, że nic z tego nie będzie. Ivette ma dziwne poczucie skrępowania w moim rodzinnym domu. Nie potrafi się ze mną kochać z myślą, że w pokoju obok śpi moja mama, czy po korytarzu może przejść babcia. To urocze. Nie przekonałem jej nawet do seksu w łazience, gdzie przecież nikt nam nie wejdzie, ani tym bardziej nas nie usłyszy. Także wszelkie wyjazdy do rodziny wiążą się również z wielkim postem. Na szczęście nie trwają one jakoś specjalnie długo bym miał z tego powodu jakoś mocno cierpieć. 
- Ciepłym kocem i kubkiem gorącego kakao - dodałem, łaskocząc ją jednocześnie pod żebrami. Od razu zaczęła się wyginać, próbując odepchnąć od siebie moje zwinne ręce. 
- Tom! Przestaań... - jęknęła wyrywając się z mojego uścisku. - Chodź już... Idziemy spać - Chwyciła mnie za rękę, od razu ciągnąc do sypialni. Moje paluszki bardzo szybko ją przekonały, nie ma co. 
Kiedy tylko zamknąłem za nami balkonowe drzwi dopiero poczułem jak bardzo zmarzłem na zewnątrz. Musi być z minus dziesięć stopni! Obecność Ivy jednak nie dawała mi tego jakoś odczuć. Mówiłem, że we dwoje, wszystko jest inaczej. Nawet temperatura na dworze jest odczuwalna w inny sposób niż rzeczywisty.
- Już chcesz spać? - spytałem rozczarowany. Nie było jeszcze zbyt późno a mi się włączył chyba jakiś melancholijny nastrój…
- A ty nie?
- Porozmawiajmy o naszej przyszłości.
- Brzmi poważnie - zmarszczyła brwi, spoglądając na mnie z drugiego końca pokoju.
- Bo to poważny temat.
- No dobrze, więc porozmawiajmy - rzekła niepewnie, chyba do końca nie wiedząc, czego może się po mnie spodziewać. Sam też nie wiedziałem. Towarzyszyło mi takie dziwne, niezrozumiałe uczucie.
Usiadłem na skraju łózka i poklepałem pościel obok siebie, zachęcając ją, by uczyniła to samo. Zrobiła kilka kroków w moją stronę i zajęła miejsce, siadając bokiem, tak żeby mogła widzieć moją twarz.
- To będzie trudna rozmowa?
- Być może... - Nie mogłem zaprzeczyć, sam do końca nie wiedząc, na jakie tematy jeszcze zejdziemy.
- No dobrze... Więc co właściwie chcesz omówić?
- Nas... To znaczy, ech. Przeszliśmy razem tak wiele i nieźle dostaliśmy od życia po dupie. Mimo to, udało nam się przetrwać... Uważam, że to jest niezwykłe i świadczy tylko o sile uczucia, jakie nas łączy.
- Bez tego na pewno by się nie udało - przyznała, lecz wciąż wydawała się spoglądać na mnie dość niepewnie. Trochę, jakby widziała mnie po raz pierwszy w życiu. Nie przejąłem się tym jednak, kontynuowałem dalej, dopóki miałem w sobie wystarczająco dużo odwagi i tej dziwnej inspiracji, która powodowała, że słowa same nasuwały mi się na język. W dodatku nie byle jakie. Sam się sobie dziwiłem, że potrafiłem stworzyć nimi między nami taki specyficzny nastrój.
- Myślę, że zasługujemy, by być jeszcze cholernie szczęśliwi, Ivy. Że to co było, nie może rzucać swojego cienia na naszą przyszłość.
- Też tego dla nas pragnę, Tom. Przecież jesteśmy na bardzo dobrej drodze...
- Wiem. Dlatego pod żadnym pozorem nie chciałbym, żeby cokolwiek nas blokowało...
- Co masz na myśli?
- Czy ty... myślisz jeszcze o tym, by mieć ze mną dziecko? - wyrzuciłem w końcu z siebie. Te słowa ciążyły już mi od dawna na duszy. Mimo że zaakceptowaliśmy swoją stratę, mimo że było już dużo lepiej... To wciąż był trudny temat, wciąż nie potrafiliśmy go poruszać otwarcie. I chyba każde z nas nadal dusiło to w sobie. Nasze myśli były podobne, ale nigdy się nimi nie dzieliliśmy i uważam, że tak nie powinno być. Nawet jeżeli najgorsze mamy już za sobą, nadal powinniśmy przeżywać to we dwoje.
- Wiesz, że... Na razie nie jest to możliwe...
- Tak, wiem. Ale mam na myśli naszą przyszłość.
- Jeśli się uda... Pewnie tak. Przecież zawsze chciałam założyć z tobą rodzinę...
- Ale boisz się - powiedziałem cicho, dostrzegając miotający się w jej oczach ból. A sam strach miała wypisany na twarzy. - Boisz się, że to się nie uda. Że będziemy mieli kolejne problemy. Nie będziesz mogła zajść w ciążę... Albo, że... że znowu je stracimy.
- Skąd wiesz...? - Głos jej zadrżał, gdy na mnie spojrzała pełnymi od łez oczami. Westchnąłem żałośnie.
- Bo czuję dokładnie to samo.
- Ale przecież to ja....
- Proszę cię, nawet tego nie kończ. Myślałem, że akurat to mamy już za sobą – przerwałem jej stanowczo. Ciśnienie znowu mi podskoczyło. Ona znowu to robiła. Znowu chciała wziąć wszystko na siebie.
- Tak, ale… Tom…
- Nie bądź głupia, Ivy, proszę cię, nie bądź głupia – wyszeptałem chwytając ją za podbródek. Po jej policzku spłynęła pierwsza łza, która mogła być  tylko zapowiedzią kolejnych. – To nie jest w tobie.
- Nigdy, nawet przez chwilę, nie pomyślałeś, że to przeze mnie?
- Oczywiście, że nie. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – Potrząsnąłem nerwowo głową, na co ona tylko wzruszyła ramionami spuszczając wzrok na swoje dłonie. Pociągnęła nosem, starając się uspokoić. Nie mogłem zrozumieć, jak w ogóle była w stanie myśleć, że ja miałbym szukać w niej powodu. Powodu, przez który straciliśmy nasze dziecko. – Kochanie…
- Dobrze już. Wiem, jestem głupia… ale te myśli są czasem silniejsze od wszystkiego.
- Wiem, przecież to rozumiem. Mnie też nie jest łatwo… Dlatego wciąż musimy przechodzić przez to razem. Nie unikajmy tego. Nie udawajmy,  że jest w porządku, gdy wcale tak nie czujemy.
- Mam wrażenie, że jak zacznę o tym mówić, to będzie tylko gorzej... między nami i w ogóle - wyznała cicho, opierając czoło na mojej piersi.  Za każdym razem, jak widziałem, że się z czymś tak zmaga, nie może sobie poradzić, męczy się... I to wszystko ją tak zżera od środka, nie pozwala normalnie funkcjonować, zaczynałem się czuć totalnie bezużyteczny. Bo nie miałem pojęcia, jak odebrać od niej choć część tych negatywnych uczuć, jak sprawić, by było jej lżej. 
- Nie będzie tak, Skarbie. Nie pozwolę na to - Przejechałem dłonią po jej plecach, gładząc je delikatnie. - Poradzimy sobie ze wszystkim. 
- Ufam ci. 
- A ja nie zawiodę.

Nie zawiodłem, co? Nawet nie byłem świadomy tego, jakimi kłamstwami Cię karmiłem. Gdybym tylko wiedział… Prawdopodobnie wolałbym sam odebrać sobie życie, niż wciąż zaplatać tę sieć złudzeń.

Intencje masz, jak najlepsze. A potem jedna chwila odmienia Twoje całe życie. Jedna chwila stawia Cię w najgorszym świetle. Jedna chwila sprawia, że stajesz się największym skurwysynem. Nagle przestałem być Ciebie wart, Twojej miłości, Twojego oddania. Stałem się nikim. Jeden moment. Nie zaprzeczaj temu, Ivy.

4 komentarze:

  1. Świetny szablon! Odcinek prześliczny, taki... spokojny i melancholijny bym rzekła. Czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Eweliną że szablon jest super akurat pasujący do tego odcinka ;) już nie mogę doczekać się kolejnego odcinka..

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny odcinek :3 długo wyczekiwany ale opłacało się czekać:)
    Jak dobrze po ciężkim dniu w pracy usiaść i przeczytać coś wspaniałego :)
    Dziękuję Ci za te blogi, które mi pozwalaja zapomnieć o rzeczywistosci

    Całuje :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie to wszystko ujęłaś. Ta rozmowa Iv z Tomem, aż samej zachciało mi się płakać, jak czytałam o tym dziecku. Strasznie mnie ciekawi, co odwalił Tom i dalszego rozwinięcia ;)
    Dużo weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń