…
Ivette nie potrzebowała dużo czasu, by załapać, do czego to wszystko zmierza.
Już po chwili rozbawienie na jej twarzy całkowicie ustąpiło pożądaniu. Złapałem
jej drugi nadgarstek, przesuwając kciukiem po przebijającej się przez jej skórę
żyle. Słyszałem jej oddech i czułem na sobie to przeszywające spojrzenie. Uniosłem
jej rękę wraz ze swoją, rozkładając nasze palce w taki sposób, że nasze dłonie
złączyły się ze sobą koniuszkami palców. Splotłem je ze sobą i dokładnie to
samo uczyniłem z drugą ręką, następnie spoglądając jej w oczy. Błyszczały
czułością i oddaniem. Po jej twarzy błąkał się subtelny uśmiech a ja schwytałem
go swoim pocałunkiem. Naparłem na nią przez, co zatrzymała się na stole, który
i tak zdążył lekko się przesunąć. Wykorzystałem to i ułożyłem dłonie pod jej
pośladkami, by ją podnieść i usadowić na płaskiej powierzchni. Stanąłem między
jej nogami, pozwalając by zakleszczyła mi je na biodrach, jednocześnie
przyciągając do siebie jeszcze bardziej. Oderwałem się od jej ust specjalnie,
by zobaczyć to zadziorne spojrzenie. Oblizała wargi, uśmiechając się zaraz
słodko i bez wahania pochwyciła za krawędzie mojej koszulki. Grzecznie uniosłem
ręce do góry, by mogła bez problemu ją ze mnie zdjąć. Ktoś tu miał ochotę
trochę sobie po dominować i bardzo mi się to podobało a jeszcze bardziej,
podniecało. Westchnęła na widok mojego nagiego torsu. Chyba nie muszę mówić,
jak uwielbiam być podziwiany? A ona wyraźnie uwielbiała to czynić. Już po
chwili jej dłoń sunęła delikatnie po mojej skórze, wywołując dreszcze na całym
ciele. Pozwoliłem jej trochę się pobawić, przy okazji sprawdzając swoją
wytrzymałość. Bo wiedziałem już, że ona mogłaby tak bez końca. To mnie coraz
bardziej ściskało między nogami, domagając się wolności. Byłem bardzo wytrwały,
dopóki Ivy nie postanowiła dołączyć do gry swoich ust. Moje mięśnie
automatycznie napięły się, gdy jej wilgotne wargi zetknęły się ze skórą na moim
obojczyku. Składała drobne pocałunki na mojej klatce piersiowej, cały czas
również operując swoimi dłońmi, które błądziły już po moich plecach. Siedząc
przede mną na stole, była na idealnym poziomie by móc drażnić się ze mną w ten
sposób. Naprawdę byłem cierpliwy. Nie chciałem psuć jej tej zabawy. Tym
bardziej, że to było tak cholernie podniecające. Sapnąłem całkowicie niekontrolowanie,
gdy jej usta zetknęły się z moimi sutkami. Zaczęła je ssać a całe szaleństwo
zaczęło się dopiero, jak niespodziewanie przygryzła jeden z nich. Nawet święty,
by tego nie wytrzymał. Nie mogłem dłużej stać tak bezczynnie mimo przyjemności
jaką mi dostarczała swoimi pieszczotami. Pragnąłem dużo więcej. Chciałem ją
mieć. Zedrzeć z niej wszystko, poczuć ciepło skóry i ten zapach. Stworzony i
przeznaczony wyłącznie dla mnie. Zmusiłem ją, by oderwała się ode mnie. Nie
wyglądała na zawiedzioną, ale raczej usatysfakcjonowaną. A ja dopiero
zamierzałem jej pokazać, czym jest prawdziwa satysfakcja. Najpierw jednak
musiałem usunąć wszelkie przeszkody. A konkretniej ubrania. Szybko też dałem
jej to do zrozumienia. Wspólnie pozbyliśmy się całej garderoby, włącznie z
bielizną. Zarówno u niej, jak i u mnie. Zlustrowałem ją całą swoim wzrokiem
pełnym pożądania. Była niesamowicie seksowna siedząc naga na tym stole. I moja.
Odruchowo oblizałem wargi, które już po chwili łączyły się z jej. Wsunąłem rękę
w jej włosy, obdarzając ją głębokim, namiętnym pocałunkiem. Moja dłoń
wylądowała na jej szyi, sunąć się w kierunku piersi. Schowała się w niej
idealnie, gdy zamknąłem ją w lekkim uścisku. Iv jęknęła w moje usta a w odwecie
poczułem nagły nacisk na swoim przyrodzeniu. To był chwyt dosłownie poniżej
pasa! Warknąłem z podniecenia, odrywając się od jej ust. Znowu ta satysfakcja w
jej oczach. Tak, chyba zrozumiałem, kto dziś rozdaje karty. Zaczynałem odpływać
i w tej chwili marzyłem już tylko o tym, by zatopić się w niej na dobre. Pewnie
bym tak zrobił, gdyby wciąż nie trzymała mojej męskości w swojej dłoni.
Przesunęła po nim delikatnie, zatrzymując się przy jego koniuszku.
-
Iv… - Przymknąłem powieki, biorąc jednocześnie głęboki oddech a jej kciuk w tym
momencie otarł się o mój najwrażliwszy punkt. Nie. Nie. Nie. – Nie chcę tak
skończyć… - Wysapałem, z wielkim trudem i spojrzałem na nią stanowczo. A
przynajmniej tak mi się wydawało. Chyba jednak byłem na to za słaby. I silna
wolna nie ma tu nic do rzeczy! Czasem to po prostu nie działa.
-
A jak chcesz skończyć? – Zapytała zmysłowym szeptem, przybliżając się do mnie.
Jej piersi zetknęły się z moim torsem a ona wyprostowała się, by nasze usta
mogły znaleźć się mniej więcej na tym samym poziomie. Byłem bliski szaleństwa.
– Hm? – Znowu poruszyła ręką. Czułem, jak cały pulsuję. Przysięgam, że mógłbym
dojść w tym momencie. Gdybym tylko sobie odpuścił.
-
Chcę. Skończyć. W tobie. Cały. – Powiedziałem prosto w jej usta, pochylając się
w jej stronę jeszcze bardziej. Znowu oblizała wargi, a jej ręka zmieniła swoje
miejsce. Udało mi się ją przekonać i zyskać trochę czasu, którego nie
zamierzałem marnować. Zacząłem od łapczywych pocałunków, które składałem na jej
szyi, by potem przyssać się na dobre do ukochanych piersi. Poddała się w końcu
i mogłem wrócić na swoją dominującą pozycję. Teraz to ja doprowadzałem ją do
skraju wytrzymałości a w nagrodę mogłem słyszeć piękne dźwięki wydostające się
z jej ust. Nie mogłem dłużej czekać, pragnienie było zbyt silne. Chciałem
rozbudzić ją jeszcze bardziej, wsuwając w nią swoje palce, ale cóż… Nie
potrzebowała tego. Była niesamowicie rozpalona i gotowa na wszystko. Nie mogło
być lepiej. Uśmiechnęła się zadziornie, gdy obdarzyłem ją swoim zdziwionym
spojrzeniem. Choć może było w nim więcej podziwu niż zaskoczenia. Widocznie nie
tylko mnie tak łatwo doprowadzić do granic wytrzymałości. Skoro nie
potrzebowała wsparcia moich zręcznych dłoni między swoimi nogami, postanowiłem
przyspieszyć akcję. Przysunąłem się bliżej a ona na nowo zaplotła nogi na moich
biodrach. Zatopiłem się w niej powoli, z towarzyszącą temu cudowną lekkością,
wsłuchując się przy tym w jej słodkie jęki rozkoszy.
-
Tom… - sapnęła, opadając głową na moje ramię. Nie oczekiwałem, że mogłaby w tej
chwili powiedzieć coś więcej. Sam nawet nie byłem w stanie cokolwiek
odpowiedzieć. Ułożyłem dłonie na jej plecach, by mi nigdzie nie poleciała. Bo
jedyne miejsce, w które pozwolę jej dziś odlecieć to kraina rozkoszy. Zacząłem
poruszać się w niej, stopniowo przyspieszając. A wtedy wszystko, co znajdowało
się na stole, musiało ustąpić nam miejsca. Nie zwróciliśmy nawet uwagi na hałas
tłuczonych talerzy. Właściwie, jestem pewien, że jedyne dźwięki jakie do nas
docierały to przyspieszone, gorące oddechy połączone z coraz głośniejszymi
jękami. Schowałem ciało Iv w swoich ramionach, obejmując ją, gdy już nasze
tempo sprawiło, że sam stół zaczął skrzypieć. Czekałem tylko na jej spełnienie,
by pozwolić swojemu rozlać się po moim spragnionym organizmie. Gdy już była na
granicy, zamknąłem jej usta pocałunkiem. Uwielbiałem robić to w tych chwilach.
Jęk jej rozkoszy utknął gdzieś miedzy moimi wargami, gdy wsuwałem swój język do
jej buzi. Zacisnęła ręce na moich ramionach mimo wszystko odwzajemniając
pocałunek. W tym samym momencie i mnie zalała fala gorącego spełnienia.
-
Już nigdy nie spojrzę na ten stół tak samo… - Szept Iv dotarł do mnie, jak
przez mgłę, ale i tak się roześmiałem. Uniosłem głowę, spoglądając na nią i
odgarnąłem kilka kosmyków z jej twarzy.
-
Jesteś taka śliczna.
-
Jestem taka spocona i rozczochrana, ale uznałeś, że to właśnie ten moment, by
prawić mi komplementy?
-
Taka jesteś najpiękniejsza.
-
Powinni rozstrzelać tego, kto wymyślił, że nie jesteś romantykiem.
-
Jestem nim tylko dla ciebie.
-
Wiem. Ale to smutne, gdy ktoś tak mało wie i gada takie głupoty.
-
Już mnie to nie smuci. Mam ciebie. – Musnąłem delikatnie jej wargi i schowałem
twarz w zagłębieniu jej szyi. – Dla mnie liczy się tylko to, co ty o mnie
myślisz.
-
Myślę, że jesteś wspaniały. Mimo swoich wad – zaczęła mówić, drapiąc mnie przy
tym delikatnie po plecach. Wcale nie oczekiwałem, że zacznie mi schlebiać, ale
to co mówiła było miłe. I nie dlatego, że byłem zakochanym w sobie narcyzem. Po
prostu było to szczere. – Jesteś niesamowicie dobry i wrażliwy. I w żadnym
wypadku nie jesteś egoistą. Nigdy nim nie byłeś… zawsze starasz się robić
wszystko tak, by nikogo nie skrzywdzić. Czasem nie wychodzi. Ale takie po
prostu jest życie… nie może być idealnie. Każdy popełnia jakieś błędy… ważne,
że potrafimy je naprawić. I walczymy… Nauczyliśmy się walczyć. Nie poddajesz
się. – Czułem, jak jej serce w piersi mocno bije. I miałem nieodparte wrażenie,
że obydwoje myślimy o tym samym, gdy te wszystkie słowa padały z jej ust. – I
zrobiłbyś dla mnie wszystko. Wiem to. Tak bardzo mnie kochasz, że zrobiłbyś
wszystko. Ale musisz pamiętać, że ja dla ciebie zrobię jeszcze więcej, bez
względu na to, co się nam przytrafi. Bo nie ma takiej siły, która zdołałaby
mnie od tego powstrzymać. I wcale nie dlatego, że kompletnie oszalałam… Tylko
dlatego, że jesteś tego wart. Ty jesteś tego wart.
Podniosłem
głowę. Nie patrzyła na mnie, jej wzrok wbity był w sufit. Ale na policzku
widziałem mokry ślad po łzach. Po tym, co od niej usłyszałem, sam miałem ochotę
się rozpłakać. Emocje brały górę, ale nie mogłem tak po prostu pęknąć. Podsunąłem
się wyżej, by pochylić się nad jej twarzą i móc spojrzeć w te zagubione oczy. Objąłem
jej twarz dłońmi i starłem słone ślady po łzach, następnie całując czule jej
usta. Nie mogłem powiedzieć jej nic, co byłoby choć w minimalnym stopniu
wystarczająco dobre na tę chwilę. Ale to był najwyższy czas, by zmienić miejsce
pobytu. Dlatego bez słowa wstałem, ignorując niewielki dyskomfort w krzyżu od
niewygodnej pozycji, w jakiej trwaliśmy dość długo. Ivy też musiało być już
niewygodnie i twardo. Stół nie był najwygodniejszym miejscem do leżenia.
Zdecydowanie. Od razu wziąłem ją na ręce i zaniosłem do naszej sypialni, gdzie
ułożyłem ją na łóżku. Sam położyłem się obok, zagarniając ją ponownie w swoje
ramiona i okryłem nas szczelnie kołdrą. Tak było dużo lepiej.
-
Kocham cię. I wiedz, że jestem taki tylko dzięki tobie. To ty mnie uratowałaś.
– Wyszeptałem jeszcze, gdy te słowa dosłownie same mnie zalały. Taka była
właśnie prawda.
Kim byłbym bez
Ciebie? Zabłąkanym nieszczęśnikiem bez miłości. Bez poczucia bezpieczeństwa.
Bez celu. A może stałbym się całkowicie nikim? Zawsze byłem tego bardzo bliski.
Nie raz dzielił mnie tylko krok od przepaści. Do czasu, aż nie stanęłaś mi na
drodze. Tuż przed tą wielką dziurą, która chciała mnie pochłonąć. Wyciągnęłaś
do mnie swoją drobną dłoń a ja bałem się ją chwycić. Niczego tak w życiu się
nie bałem, jak tego. I wtedy nie czekałaś. To Ty złapałaś moją. Złapałaś ją i
wszystko było już dobrze.
A dzisiaj, kim
jestem..? Bez Ciebie..?