piątek, 17 marca 2017

Kartka nr 25. "I swear to love you all my life..."

… Ivette nie potrzebowała dużo czasu, by załapać, do czego to wszystko zmierza. Już po chwili rozbawienie na jej twarzy całkowicie ustąpiło pożądaniu. Złapałem jej drugi nadgarstek, przesuwając kciukiem po przebijającej się przez jej skórę żyle. Słyszałem jej oddech i czułem na sobie to przeszywające spojrzenie. Uniosłem jej rękę wraz ze swoją, rozkładając nasze palce w taki sposób, że nasze dłonie złączyły się ze sobą koniuszkami palców. Splotłem je ze sobą i dokładnie to samo uczyniłem z drugą ręką, następnie spoglądając jej w oczy. Błyszczały czułością i oddaniem. Po jej twarzy błąkał się subtelny uśmiech a ja schwytałem go swoim pocałunkiem. Naparłem na nią przez, co zatrzymała się na stole, który i tak zdążył lekko się przesunąć. Wykorzystałem to i ułożyłem dłonie pod jej pośladkami, by ją podnieść i usadowić na płaskiej powierzchni. Stanąłem między jej nogami, pozwalając by zakleszczyła mi je na biodrach, jednocześnie przyciągając do siebie jeszcze bardziej. Oderwałem się od jej ust specjalnie, by zobaczyć to zadziorne spojrzenie. Oblizała wargi, uśmiechając się zaraz słodko i bez wahania pochwyciła za krawędzie mojej koszulki. Grzecznie uniosłem ręce do góry, by mogła bez problemu ją ze mnie zdjąć. Ktoś tu miał ochotę trochę sobie po dominować i bardzo mi się to podobało a jeszcze bardziej, podniecało. Westchnęła na widok mojego nagiego torsu. Chyba nie muszę mówić, jak uwielbiam być podziwiany? A ona wyraźnie uwielbiała to czynić. Już po chwili jej dłoń sunęła delikatnie po mojej skórze, wywołując dreszcze na całym ciele. Pozwoliłem jej trochę się pobawić, przy okazji sprawdzając swoją wytrzymałość. Bo wiedziałem już, że ona mogłaby tak bez końca. To mnie coraz bardziej ściskało między nogami, domagając się wolności. Byłem bardzo wytrwały, dopóki Ivy nie postanowiła dołączyć do gry swoich ust. Moje mięśnie automatycznie napięły się, gdy jej wilgotne wargi zetknęły się ze skórą na moim obojczyku. Składała drobne pocałunki na mojej klatce piersiowej, cały czas również operując swoimi dłońmi, które błądziły już po moich plecach. Siedząc przede mną na stole, była na idealnym poziomie by móc drażnić się ze mną w ten sposób. Naprawdę byłem cierpliwy. Nie chciałem psuć jej tej zabawy. Tym bardziej, że to było tak cholernie podniecające. Sapnąłem całkowicie niekontrolowanie, gdy jej usta zetknęły się z moimi sutkami. Zaczęła je ssać a całe szaleństwo zaczęło się dopiero, jak niespodziewanie przygryzła jeden z nich. Nawet święty, by tego nie wytrzymał. Nie mogłem dłużej stać tak bezczynnie mimo przyjemności jaką mi dostarczała swoimi pieszczotami. Pragnąłem dużo więcej. Chciałem ją mieć. Zedrzeć z niej wszystko, poczuć ciepło skóry i ten zapach. Stworzony i przeznaczony wyłącznie dla mnie. Zmusiłem ją, by oderwała się ode mnie. Nie wyglądała na zawiedzioną, ale raczej usatysfakcjonowaną. A ja dopiero zamierzałem jej pokazać, czym jest prawdziwa satysfakcja. Najpierw jednak musiałem usunąć wszelkie przeszkody. A konkretniej ubrania. Szybko też dałem jej to do zrozumienia. Wspólnie pozbyliśmy się całej garderoby, włącznie z bielizną. Zarówno u niej, jak i u mnie. Zlustrowałem ją całą swoim wzrokiem pełnym pożądania. Była niesamowicie seksowna siedząc naga na tym stole. I moja. Odruchowo oblizałem wargi, które już po chwili łączyły się z jej. Wsunąłem rękę w jej włosy, obdarzając ją głębokim, namiętnym pocałunkiem. Moja dłoń wylądowała na jej szyi, sunąć się w kierunku piersi. Schowała się w niej idealnie, gdy zamknąłem ją w lekkim uścisku. Iv jęknęła w moje usta a w odwecie poczułem nagły nacisk na swoim przyrodzeniu. To był chwyt dosłownie poniżej pasa! Warknąłem z podniecenia, odrywając się od jej ust. Znowu ta satysfakcja w jej oczach. Tak, chyba zrozumiałem, kto dziś rozdaje karty. Zaczynałem odpływać i w tej chwili marzyłem już tylko o tym, by zatopić się w niej na dobre. Pewnie bym tak zrobił, gdyby wciąż nie trzymała mojej męskości w swojej dłoni. Przesunęła po nim delikatnie, zatrzymując się przy jego koniuszku.
- Iv… - Przymknąłem powieki, biorąc jednocześnie głęboki oddech a jej kciuk w tym momencie otarł się o mój najwrażliwszy punkt. Nie. Nie. Nie. – Nie chcę tak skończyć… - Wysapałem, z wielkim trudem i spojrzałem na nią stanowczo. A przynajmniej tak mi się wydawało. Chyba jednak byłem na to za słaby. I silna wolna nie ma tu nic do rzeczy! Czasem to po prostu nie działa.
- A jak chcesz skończyć? – Zapytała zmysłowym szeptem, przybliżając się do mnie. Jej piersi zetknęły się z moim torsem a ona wyprostowała się, by nasze usta mogły znaleźć się mniej więcej na tym samym poziomie. Byłem bliski szaleństwa. – Hm? – Znowu poruszyła ręką. Czułem, jak cały pulsuję. Przysięgam, że mógłbym dojść w tym momencie. Gdybym tylko sobie odpuścił.
- Chcę. Skończyć. W tobie. Cały. – Powiedziałem prosto w jej usta, pochylając się w jej stronę jeszcze bardziej. Znowu oblizała wargi, a jej ręka zmieniła swoje miejsce. Udało mi się ją przekonać i zyskać trochę czasu, którego nie zamierzałem marnować. Zacząłem od łapczywych pocałunków, które składałem na jej szyi, by potem przyssać się na dobre do ukochanych piersi. Poddała się w końcu i mogłem wrócić na swoją dominującą pozycję. Teraz to ja doprowadzałem ją do skraju wytrzymałości a w nagrodę mogłem słyszeć piękne dźwięki wydostające się z jej ust. Nie mogłem dłużej czekać, pragnienie było zbyt silne. Chciałem rozbudzić ją jeszcze bardziej, wsuwając w nią swoje palce, ale cóż… Nie potrzebowała tego. Była niesamowicie rozpalona i gotowa na wszystko. Nie mogło być lepiej. Uśmiechnęła się zadziornie, gdy obdarzyłem ją swoim zdziwionym spojrzeniem. Choć może było w nim więcej podziwu niż zaskoczenia. Widocznie nie tylko mnie tak łatwo doprowadzić do granic wytrzymałości. Skoro nie potrzebowała wsparcia moich zręcznych dłoni między swoimi nogami, postanowiłem przyspieszyć akcję. Przysunąłem się bliżej a ona na nowo zaplotła nogi na moich biodrach. Zatopiłem się w niej powoli, z towarzyszącą temu cudowną lekkością, wsłuchując się przy tym w jej słodkie jęki rozkoszy.
- Tom… - sapnęła, opadając głową na moje ramię. Nie oczekiwałem, że mogłaby w tej chwili powiedzieć coś więcej. Sam nawet nie byłem w stanie cokolwiek odpowiedzieć. Ułożyłem dłonie na jej plecach, by mi nigdzie nie poleciała. Bo jedyne miejsce, w które pozwolę jej dziś odlecieć to kraina rozkoszy. Zacząłem poruszać się w niej, stopniowo przyspieszając. A wtedy wszystko, co znajdowało się na stole, musiało ustąpić nam miejsca. Nie zwróciliśmy nawet uwagi na hałas tłuczonych talerzy. Właściwie, jestem pewien, że jedyne dźwięki jakie do nas docierały to przyspieszone, gorące oddechy połączone z coraz głośniejszymi jękami. Schowałem ciało Iv w swoich ramionach, obejmując ją, gdy już nasze tempo sprawiło, że sam stół zaczął skrzypieć. Czekałem tylko na jej spełnienie, by pozwolić swojemu rozlać się po moim spragnionym organizmie. Gdy już była na granicy, zamknąłem jej usta pocałunkiem. Uwielbiałem robić to w tych chwilach. Jęk jej rozkoszy utknął gdzieś miedzy moimi wargami, gdy wsuwałem swój język do jej buzi. Zacisnęła ręce na moich ramionach mimo wszystko odwzajemniając pocałunek. W tym samym momencie i mnie zalała fala gorącego spełnienia.
- Już nigdy nie spojrzę na ten stół tak samo… - Szept Iv dotarł do mnie, jak przez mgłę, ale i tak się roześmiałem. Uniosłem głowę, spoglądając na nią i odgarnąłem kilka kosmyków z jej twarzy.
- Jesteś taka śliczna.
- Jestem taka spocona i rozczochrana, ale uznałeś, że to właśnie ten moment, by prawić mi komplementy?
- Taka jesteś najpiękniejsza.
- Powinni rozstrzelać tego, kto wymyślił, że nie jesteś romantykiem.
- Jestem nim tylko dla ciebie.
- Wiem. Ale to smutne, gdy ktoś tak mało wie i gada takie głupoty.
- Już mnie to nie smuci. Mam ciebie. – Musnąłem delikatnie jej wargi i schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi. – Dla mnie liczy się tylko to, co ty o mnie myślisz.
- Myślę, że jesteś wspaniały. Mimo swoich wad – zaczęła mówić, drapiąc mnie przy tym delikatnie po plecach. Wcale nie oczekiwałem, że zacznie mi schlebiać, ale to co mówiła było miłe. I nie dlatego, że byłem zakochanym w sobie narcyzem. Po prostu było to szczere. – Jesteś niesamowicie dobry i wrażliwy. I w żadnym wypadku nie jesteś egoistą. Nigdy nim nie byłeś… zawsze starasz się robić wszystko tak, by nikogo nie skrzywdzić. Czasem nie wychodzi. Ale takie po prostu jest życie… nie może być idealnie. Każdy popełnia jakieś błędy… ważne, że potrafimy je naprawić. I walczymy… Nauczyliśmy się walczyć. Nie poddajesz się. – Czułem, jak jej serce w piersi mocno bije. I miałem nieodparte wrażenie, że obydwoje myślimy o tym samym, gdy te wszystkie słowa padały z jej ust. – I zrobiłbyś dla mnie wszystko. Wiem to. Tak bardzo mnie kochasz, że zrobiłbyś wszystko. Ale musisz pamiętać, że ja dla ciebie zrobię jeszcze więcej, bez względu na to, co się nam przytrafi. Bo nie ma takiej siły, która zdołałaby mnie od tego powstrzymać. I wcale nie dlatego, że kompletnie oszalałam… Tylko dlatego, że jesteś tego wart. Ty jesteś tego wart.
Podniosłem głowę. Nie patrzyła na mnie, jej wzrok wbity był w sufit. Ale na policzku widziałem mokry ślad po łzach. Po tym, co od niej usłyszałem, sam miałem ochotę się rozpłakać. Emocje brały górę, ale nie mogłem tak po prostu pęknąć. Podsunąłem się wyżej, by pochylić się nad jej twarzą i móc spojrzeć w te zagubione oczy. Objąłem jej twarz dłońmi i starłem słone ślady po łzach, następnie całując czule jej usta. Nie mogłem powiedzieć jej nic, co byłoby choć w minimalnym stopniu wystarczająco dobre na tę chwilę. Ale to był najwyższy czas, by zmienić miejsce pobytu. Dlatego bez słowa wstałem, ignorując niewielki dyskomfort w krzyżu od niewygodnej pozycji, w jakiej trwaliśmy dość długo. Ivy też musiało być już niewygodnie i twardo. Stół nie był najwygodniejszym miejscem do leżenia. Zdecydowanie. Od razu wziąłem ją na ręce i zaniosłem do naszej sypialni, gdzie ułożyłem ją na łóżku. Sam położyłem się obok, zagarniając ją ponownie w swoje ramiona i okryłem nas szczelnie kołdrą. Tak było dużo lepiej.
- Kocham cię. I wiedz, że jestem taki tylko dzięki tobie. To ty mnie uratowałaś. – Wyszeptałem jeszcze, gdy te słowa dosłownie same mnie zalały. Taka była właśnie prawda.

Kim byłbym bez Ciebie? Zabłąkanym nieszczęśnikiem bez miłości. Bez poczucia bezpieczeństwa. Bez celu. A może stałbym się całkowicie nikim? Zawsze byłem tego bardzo bliski. Nie raz dzielił mnie tylko krok od przepaści. Do czasu, aż nie stanęłaś mi na drodze. Tuż przed tą wielką dziurą, która chciała mnie pochłonąć. Wyciągnęłaś do mnie swoją drobną dłoń a ja bałem się ją chwycić. Niczego tak w życiu się nie bałem, jak tego. I wtedy nie czekałaś. To Ty złapałaś moją. Złapałaś ją i wszystko było już dobrze.
A dzisiaj, kim jestem..? Bez Ciebie..?


2 komentarze:

  1. Krótko, treściwie i tyle emocji! Doczekałam się <3 Bardzo mi się podoba, chociaż właściwie cały rozdział to tylko jeden wątek, ale... Nie ma co ukrywać, lubię sposób w jaki piszesz, więc nie mam na co narzekać.
    Pozdrawiam i do napisania!
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku. Ivette chyba powinna częściej mówić Tomowi takie rzeczy i vice versa. Trochę mnie martwi, że nic jej nie powiedział o tym kaszlu, ale no wiadomo... facet. "Samo przyszło samo pójdzie". Billa mi brakuje! Ale czekam sobie cierpliwie na ciąg dalszy :D

    Laura

    OdpowiedzUsuń