poniedziałek, 15 grudnia 2014

Kartka nr 6. “Take my hand and my heart and soul, I will only have these eyes for you…”



Niebywałe, że człowiek mający WSZYSTKO, czego tylko mógłby zapragnąć, wypasione mieszkanie, pieniądze, boskiego faceta (czyli w tym przypadku MNIE), musi jeszcze pracować. Mało tego! Człowiek ten chce pracować. Jak to się nazywało? Ambicja? Nie, żebym wolał mieć pustą laskę bez krzty rozumu i chęci robienia czegokolwiek w swoim życiu. Jednakże… Kiedy nie jestem w trasie, nie mam żadnych zobowiązań zespołowych, a Ivette chodzi do tej swojej pracy, albo do tej swojej szkoły… Życie bez niej jest tak cholernie nudne i smutne. Nie wiem, czy to starość, czy cokolwiek innego, ale nie cierpię, gdy jej nie ma. Snuję się wtedy po mieszkaniu z kąta w kąt i nie wiem, co ze sobą począć. Z nią to zawsze znajdzie się coś do roboty. Sam przecież nie będę wychodził na miasto, bo to żadna atrakcja. A Bill też ostatnio jakoś przynudza, co jest bardzo smutne! Przeżywa tą swoją nieszczęśliwą miłość, zamiast wziąć się w garść i znaleźć jakąś wolną, gotową na wszystko laskę. Ja już nie wiem, jak mógłbym mu pomóc, więc na chwilę obecną przystopowałem. Poczekam do ślubu, to już niebawem. Może wtedy mu przejdzie? Może dotrze do niego, że to już naprawdę koniec? Że to czas na wielkie zmiany w życiu? Oby!
Leżałem w łóżku pół dnia, przeglądając z nudów sieć. Nie ma to jak marnować czas. Mój pies postanowił jednak przerwać to lenistwo i zaczął domagać się spaceru. Zmotywował mnie więc do podniesienia swojego tyłka. Ogarnąłem się i zabrałem go do parku. Przy okazji trochę świeżego powietrza orzeźwiło mój ospały umył, od razu poczułem się lepiej i wpadłem na genialny pomysł. Nagle stwierdziłem, że mam niedobór kosmetyków w domu. Dodatkowo mam ochotę zrobić niespodziankę, a zarazem prezent swojej kobiecie. To idealny plan! I wcale nie przypadkiem wybiorę się do drogerii, w której pracuje Ivette. No kto nie lubi być zaskakiwany moją boską osobą!?
Kiedy tylko pies załatwił wszystkie swoje potrzeby wróciliśmy do mieszkania. Dałem mu jeść, a sam udałem się do łazienki, aby jakoś poprawić swój wygląd. Przecież muszę robić wrażenie i to nie tylko na Ivy. Lubię, gdy jej koleżanki się na nas gapią, nie mogąc uwierzyć w to, co widzą, przy czym ich oczy przybierają rozmiary pięciozłotówek. Nie tylko dlatego, że jestem sławny. Przede wszystkim dlatego, że jestem przecież taki kochany, słodki i cudowny, bo odwiedzam ją w pracy i tak o nią dbam, a do tego taki przystojny! Nie, to akurat nie wynika z mojego narcyzmu. Te słowa są autentyczne! Ivette mi powiedziała pewnego dnia, co o mnie myślą. Sama była z tego bardzo zadowolona. W każdym razie, dawno jej nie odwiedzałem. Praca i te sprawy. Chyba czas odświeżyć pamięć nie tylko jej koleżankom, ale i kolegom. Nie lubię tamtejszej ochrony. Ci goście są stanowczo za młodzi i za bardzo się wgapiają tam, gdzie nie trzeba. I nie, nie ma to związku z ich pracą. Z tego, co wiem mają patrzeć na ręce klientom, a nie ekspedientkom. Nie jestem zazdrosny! Pf… Ja tylko wolę dmuchać na zimne.
Przebrałem się w jakieś fajniejsze ciuchy, poprawiłem fryzurę i wylałem na siebie trochę moich ulubionych perfum. Szaleństwo… Dobrze jest być facetem i szykować się do wyjścia nie dłużej, niż dziesięć minut. Pomijając Billa, oczywiście...
Zwarty i gotowy wyszedłem zamykając za sobą mieszkanie na klucz. Po drodze postanowiłem jeszcze zajrzeć do brata. Muszę sprawdzać, czy żyje. Przecież nie wiadomo, co może mu od tej nieszczęśliwej miłości strzelić do głowy! Chciałem być kulturalny i zapukać, jak na porządnego człowieka przystało… Jednak ktoś chyba czytał w moich myślach, gdyż drzwi do mieszkania Billa nagle same się otworzyły, przy czym niemal dostałem nimi w nos. W każdym razie to wcale nie zajęło mojego umysłu na długo, gdy ujrzałem przed sobą znajomą blondynkę. Ona sama była bardzo zaskoczona moim widokiem. Zamrugałem kilkakrotnie powiekami nie wierząc własnym oczom.
- Cześć, Tom – rzuciła z pozoru na luzie, ale ja i tak czułem na kilometr, jak bardzo się spięła. I się nie dziwię! Przyłapałem ją na gorącym uczynku! Ja pierdolę! Czy ci ludzie są poważni!?
- Cześć. A ty co tu robisz? – wbiłem w nią swoje przeszywające spojrzenie, a gdybym mógł wywierciłbym w niej nim dziurę. Właściwie to przestaję ją lubić! Nie cierpię fałszu. Oszukiwania ludzi. Udawania czegoś. Kłamstwa. A już na pewno nienawidzę zdrady. Takie kobiety są dla mnie po prostu stracone. I w sumie mało mnie interesuje, że Bill maczał w tym palce. Albo nawet co innego… To takie obrzydliwe! Chodzi o sam fakt, że to Ashlee jest zaręczona i to ona lada dzień wychodzi za mąż. I to ona zdradza! Bo nie wierzę, że wpadła tu na ploteczki.
- Nic? – odparła zupełnie niewinnie. – To już nie można przyjaciół odwiedzać?
- Można – mruknąłem nieufnie, wciąż nie spuszczając z niej swojego wzroku. – A nie masz jakichś innych zajęć? Związanych ze ślubem, na przykład?
- Dlaczego tak się na mnie gapisz? – wypaliła, puszczając moje pytania mimo uszu i skrzyżowała ręce na piersi również obdarzając mnie swoim spojrzeniem. Stała się dużo pewniejsza siebie!
- Jak?
- Jakbym coś zrobiła.
- A zrobiłaś?
- Nie wiem, o czym mówisz – rzekła stanowczo i wyminęła mnie zmierzając do wyjścia. – Pozdrów Iv.
- Jasne – bąknąłem już sam do siebie. Po tej krótkiej wymianie zdań, jakoś zniknęły moje chęci na spotkanie z bratem. Wiedziałem już, że na pewno żyje i, być może, nawet ma się świetnie. Nie mam siły na kolejną rozmowę. Przecież najwyraźniej do żadnego z nich nic nie dociera. Nie będę maczał w tym palców. Najlepiej zapomnę o wszystkim i będę udawał, że o niczym nie wiem! Skoro oni udają, że wszystko jest bez zmian… To czemu ja mam się tym w ogóle przejmować? To nie mój związek się rozpieprzy. O ile Ivette mnie nie zabije za to, że mam tak wspaniałego brata. Albo też za to, że jednak coś przeczuwałem i nic jej nie powiedziałem… Chyba sam zabiję Billa. Tak na wszelki wypadek!
Nie mając ochoty dłużej sterczeć przed mieszkaniem Billa, opuściłem budynek zmierzając do swojego cudownie błyszczącego w świetle słońca Audi. Wsiadłem do pojazdu, zapiąłem pasy i ruszyłem z piskiem opon. Niestety, nie mogłem za bardzo poszaleć, ponieważ drogi o tej porze są dosyć zapchane. Szczególnie w centrum, przez które musiałem się przecisnąć, aby dostać się do galerii handlowej. Po kilkuminutowej jeździe byłem na miejscu, zaparkowałem na jednym z wolnych miejsc i zakrywając oczy ciemnymi okularami wysiadłem, kierując się w stronę sklepów. Ludzie nie wykazywali większego zainteresowania moją osobą. Nawet jeśli by mnie znali, byli zbyt zabiegani, aby zwrócić na to uwagę. Przeszedłem spokojnie przez parking, a w galerii z łatwością wmieszałem się w tłum. Nie traciłem czasu na oglądanie wystaw, czy zaglądanie do sklepów. Szedłem prosto do celu. Popularna drogeria Müller wyróżniała się na tle pozostałych sieciówek. Przechodząc przez bramkę zgarnąłem od razu koszyk i zacząłem przedzierać się między pułkami pełnymi przeróżnych kosmetyków, płynów i tym podobnych. Znałem ten sklep na tyle dobrze, że już mniej więcej wiedziałem, gdzie, co się znajduje. Moje zakupy nie trwały więc długo. Szedłem między regałami niczym tornado, wrzucając do koszyka wszystko, co było mi właściwie zbędne... Większość rzeczy, jakie zgarnąłem z półek były przeznaczone dla płci żeńskiej. Kilka cudownie pachnących żeli pod prysznic, balsamów do ciała i jeszcze taki krem, co się nazywa MASŁO, fascynujące, naprawdę. Nie omieszkałem także wziąć trochę świeczek zapachowych, abyśmy mieli jak tworzyć nastrój w sypialni. Płyn do kąpieli, jakieś sole, szampon do włosów. Kilka paczek maszynek do golenia i oczywiście prezerwatyw! Dla siebie znalazłem wodę po goleniu, i dezodorant. Dla Ivy wziąłem jeszcze jej ulubione perfumy… Pod koniec przypomniałem sobie o podpaskach! No przecież zawsze marudzi, że ciągle nie ma i ciągle musi latać do sklepu, gdy potrzebuje. No przepraszam bardzo, ale czy to ja pracuję w drogerii, czy ona? Ma wszystko pod nosem, a nigdy się nie zaopatrzy! Zmierzając już do kasy wzrokiem zacząłem szukać mojej dziewczyny. Stała zajęta rozmową prawdopodobnie z jakąś znajomą. Widzę, że praca wre.
Podszedłem do nich żwawo udając, że chcę zapłacić za swoje zakupy. Zamilkły, gdy tylko mnie zauważyły. Koleżanka uśmiechnęła się tylko nieśmiało i odeszła w kierunku innej kasy zająć się swoją pracą.
- Co ty tu robisz? – Ivette wbiła we mnie swoje zaskoczone spojrzenie.
- Zakupy – wzruszyłem ramionami, jakby było to oczywiste. Bo takie mogłoby się wydawać..? – A co się robi w sklepie?
- Oczywiście – zmrużyła podejrzliwie oczy. Tak, to byłoby dziwne, jakby tak po prostu mi uwierzyła. – To wykładaj towar – dodała wskazując wymownie na mój koszyk. – Coś ty tam nakupował? – wychyliła lekko głowę zaglądając do środka.
- Dużo ciekawych rzeczy – oznajmiłem zadowolony i zacząłem wyciągać wszystko z koszyka. Jakoś teraz wydawało się tego dużo więcej.
- Po co ci, aż tyle żeli?
- Żebym mógł cię nimi nacierać pod prysznicem – wyszczerzyłem się do niej nie przejmując się zbytnio, że jesteśmy w miejscu publicznym. Nieważne, gdzie i kiedy, kosmate myśli muszą być zawsze i wszędzie!
- Oh, a te prezerwatywy? Z kim zamierzasz uprawiać tyle seksu? – skrzyżowała ręce na piersi wpatrując się we mnie uważnie swoim zadziornym spojrzeniem,na co zareagowałem śmiechem.
- Pani tyle nie gada, tylko kasuje mi to wszystko – ponagliłem jąz żartem, choć wcale mi się nie spieszyło. I tak nie zamierzałem jeszcze wychodzić. Mógłbym jeszcze troszkę jej poprzeszkadzać. Ivette pokręciła tylko głową i zaczęła wykonywać swoją pracę, jednocześnie oglądając wszystkie produkty, które dla niej zakupiłem.
- Boże, jak ty szastasz pieniędzmi – podsumowała na koniec, gdy na ekraniku wyświetlała się już suma do zapłaty. Nie było wcale tak dużo, Iv jak zwykle przesadza.
- Też powinnaś – stwierdziłem wyciągając z portfela kartę kredytową. W zakupach, gdzie za kasą stoi twoja dziewczyna, fajne jest również to, że zna PIN do twojej karty.– Dostajesz jakieś premie, gdy sprzedasz więcej rzeczy?
- I co jeszcze? – roześmiała się spoglądając na mnie z powątpiewaniem. – Polecamy w promocji szampony oraz mydła firmy Dove – zatrzepotała teatralnie rzęsami wskazując mi produkty stojące tuż przy kasie, aż się rozejrzałem, czy gdzieś za mną nie pojawił się jej szef. Nikogo jednak nie było.
- Dziękuję, ale nie skorzystam. Wolałbym buziaka – poruszyłem znacząco brwiami uśmiechając się do niej zawadiacko.
- To nie w tym sklepie!
- Jak to nie? – rzekłem z oburzeniem i nim się obejrzała wtargnąłem na jej niewielkie terytorium za ladą. Złapałem ją mocno w pasie i przyciągnąłem do siebie skradając jej jednego całusa.
- Oszalałeś Tom!? Ja jestem w pracy! – zaczęła protestować jednocześnie próbując mnie od siebie odepchnąć. Swoją paniką sprowadzi na nas więcej ciekawskich spojrzeń, niżeli ja swoim zachowaniem.
- To nie krzycz tak – zwróciłem jej uwagę śmiejąc się przy tym i wciąż nie przejmując się niczym musnąłem jej wargi, następnie się w nie zachłannie wpijając. Brunetka mimo swoich wcześniejszych oporów odwzajemniła w końcu mój pocałunek. I niech mi powie, że jej się nie podobało!
- Jak mnie wywalą z pracy, sam będziesz błagał mojego szefa, żeby mnie z powrotem przyjął – zagroziła, gdy już się od niej oderwałem oblizując swoje wargi. Czułem jeszcze na nich smak jej słodkiego błyszczyka do ust. A perspektywa bezrobotnej dziewczyny bardzo mi odpowiada, więc… Może jeszcze trochę się z nią podroczę?
- Ani mi się śni – zaśmiałem się. – Mi bardzo odpowiada, żebyś nie pracowała – rzekłem zupełnie szczerze, o czym i tak już od dawna wiedziała. Chyba od kilku miesięcy próbuję ją przekonać, żeby rzuciła tą robotę w cholerę.
- Tom… - wypowiedziała surowo moje imię, a jej poważny wyraz twarzy mówił sam za siebie. Zrobiłem smutną minkę i cmoknąłem ją szybko w policzek kolejno wracając na swoje poprzednie miejsce. Nie chciałem już jej bardziej denerwować. Wiedziałem, że nie lubi, jak poruszam temat jej pracy… No ale! Bo ona jest taka uparta… A ja chcę dla niej dobrze! Dla nas wszystkich…
- Dobrze już… O której kończysz? – zmieniłem więc temat z nadzieją, że dziś może wyjątkowo uda jej się wyrwać jakoś wcześniej. Jestem taki naiwny!
- Tak, jak zawsze.
- Przyjadę po ciebie…
- Po co? Tobie naprawdę musi się nudzić – pokręciła z dezaprobatą głową, a ja skinąłem tylko zgadzając się z nią bez wahania. – Posprzątaj lepiej trochę.
- Oh… To ja już sobie znajdę jakieś inne zajęcie – stwierdziłem szybko doznając olśnienia. Nie będę sprzątał! Mówiłem, żeby wynająć sprzątaczkę… To nie, bo po co. Czuję się taki… Niedoceniony. Moje zdanie w tym domu w ogóle się nie liczy. Stałem się zwykłym pantoflarzem. A najgorsze, że mi z tym tak niebiańsko dobrze…
- Nie wątpię, leniu.
- Ah i jeszcze jedno! Macie tu tą magiczną maść, którą kiedyś mi przyniosłaś, jak sobie nadwyrężyłem nadgarstek? – wypaliłem przypominając sobie o moim drobnym problemie. Przekopałem wszystkie szafki w mieszkaniu szukając czegoś, co uśmierzyłoby mój ból, lecz z marnym skutkiem. A na dłuższą metę to ramię zaczyna mnie już irytować.
- Nie, a czemu pytasz? – zmarszczyła brwi. Nic jej nie powiedziałem, pewnie znowu zrobi mi aferę. Oh…
- Przydałaby mi się. Ramię mi dokucza – odparłem krótko i zarazem niewinnie. Odkąd wróciłem, tyle się dzieje, że naprawdę nie miałem czasu, żeby się tym zająć, a co dopiero żalić się swojej dziewczynie, że coś sobie nadwyrężyłem. Szkoda mi życia na takie bzdury! Wolę na przykład uprawiać seks… Cóż.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- No nie było okazji…
- Okazji nie było? Co ja z tobą mam! – uniosła oczy ku górze wzdychając przy tym ciężko. Nie była jakoś specjalnie zdenerwowana. Bo ona zawsze się tak strasznie martwi o wszystko! A zupełnie niepotrzebnie. Przecież nic mi nie jest. Radzę sobie świetnie. To ja się powinienem o nią troszczyć, a nie ona o mnie! To ja tu jestem prawdziwym mężczyzną, a ona moją kobietą. Moją księżniczką.
- Oj no… Przecież nie umieram.
- Dobra, jak wrócę wieczorem to sprawdzę. Po drodze może uda mi się załatwić też magiczną maść.
- Kochana jesteś – posłałem jej swój rozczulający uśmiech. Mam nadzieję, że również w moich oczach dostrzegła, jak bardzo ją kocham. Dziewczyny widzą takie rzeczy, prawda? Tak słyszałem. Mają takie magiczne moce. W każdym razie, Ivette na pewno je ma!
- Wiem. A teraz uciekaj mi stąd, bo muszę pracować.
- Ty w ogóle za mną nie tęsknisz! – oburzyłem się chwytając za reklamówkę z zakupami. No zepsuła całą atmosferę, pff.
- Jak mam tęsknić, gdy ciągle za mną łazisz? – Spojrzała na nie spod uniesionych brwi.
- Pff… Przesadzasz… - To, że kilka razy odwiedziłem ją w pracy jeszcze nic nie znaczy. Prawda?
- Oj daj buziaka i zmykaj – zrobiła dziubek w moim kierunku. Chociaż tyle! Uśmiechnąłem się zadowolony i zbliżyłem do niej całując soczyście słodkie usta.
- Wracaj szybko. Pamiętaj, że czekam samotny i stęskniony – rzuciłem jeszcze na koniec i z szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy skierowałem się do wyjścia. Widziałem, że również i jej twarz promienieje, więc jest dobrze. Zapowiada się naprawdę udany dzień.

Kiedyś nie przypuszczałem nawet, że poznam zupełnie nowy rodzaj tęsknoty. Wielką tragedią było dla mnie nie mieć Cię przy sobie podczas wyjazdów, czy gdy wychodziłaś gdzieś na dłużej. A teraz… Przypomniałem sobie, jak to jest, gdy naprawdę Cię nie ma. Gdy wiem, że już więcej Cię nie zobaczę. Nie ujrzę Twoich błyszczących oczu, słodkiego uśmiechu, nie poczuję zapachu… Nie będę mógł wziąć Cię w swoje ramiona. Ta tęsknota jest niewyobrażalnym bólem. I serce mi pęka na myśl, że możesz odczuwać to samo…

Po kilku godzinach obijania się, zaczęło mi się nudzić do tego stopnia, że faktycznie zacząłem sprzątać. Początkowo chciałem rozpakować swoje walizki, czego nie zrobiłem od czasu powrotu, lecz jak się okazało… Ktoś mnie w tym wyręczył. Wszystkie moje rzeczy były wyprane, wyprasowane i poukładanie idealnie na półkach lub wisiały w szafie. I, czy ja się kiedyś dowiem, jak ta kobieta to robi? Kiedy ona znajduje czas na to wszystko? I siłę…
Nie mniej jednak, wysprzątałem każdy kąt w naszym mieszkaniu, pozbywając się przy tym każdego nawet najmniejszego pajączka, jakiego napotkałem. Każdego skrupulatnie wywalałem na balkon, z nadzieją, że nie postanowi wrócić. Pomyślałem, że Ivette miło będzie wrócić do czystego domu. Poza tym, w swoim zacnym umyśle stworzyłem także inny plan. A mianowicie zamierzałem zrobić pyszną kolację… Która nie będzie makaronem! Tak, wysilę się chociaż raz. Przynajmniej to wszystko, co dziś nakupowałem na coś się nam przyda. Stworzę cudowny romantyczny nastrój. A potem zaciągnę swoją dziewczynę do łóżka… Bo czasem warto się wysilić nieco bardziej i chociaż stwarzać pozory, że nie chodzi tylko o seks?
Włączyłem sobie głośno muzykę, aby przyjemniej mi się sprzątało. To zawsze dodaje pozytywnych odczuć. Można rzec, że sprzątałem w rytm melodii, taki zdolny jestem. Już dawno nie podobało mi się tak mycie podłóg, jak dziś. Tańcowałem z mopem po panelach i z przyjemnością patrzyłem, jak zaczynają błyszczeć. Nie mówiąc już o zapachu, jaki roznosił się po całym mieszkaniu. Te wszystkie środki czystości pachniały przeróżnymi kwiatami, co było dla mnie dosyć zaskakujące. Sądziłem, że powinny śmierdzieć chemikaliami. Cóż, nie sprzątam zbyt często…
- Jezus Maria, mama przyjeżdża?!
Serce niemal wyskoczyło mi z piersi, gdy znienacka usłyszałem za plecami czyjś głos. No kto zachodzi ludzi od tyłu! W dodatku, gdy muzyka wszystko zagłusza i jest się skupionym na sprzątaniu! Odwróciłem się gwałtownie jednocześnie przykładając rękę do lewej piersi.
- Bill! Oszalałeś, człowieku!? Zawału mogłem dostać! – Wydarłem się, na chwilę zapominając o kulturze osobistej. Mógł się tak nie skradać, wtedy najpierw bym go przywitał.
- Bo co ty robisz? – patrzył na mnie, co najmniej, jakbym był jakiś upośledzony. No nie wiem, może dla niego sprzątanie w mieszkaniu, to jest coś niewyobrażalnego…
- Porządki… - mruknąłem i podszedłem do wieży, aby przyciszyć muzykę. – Jest to z pewnością dużo lepsze zajęcie niż rozpieprzanie cudzych związków – dorzuciłem kąśliwie. Właściwie miałem w planach odizolować się już od tej sprawy, ale nie potrafię. Gnębi mnie to niemiłosiernie. Mam jakieś głupie poczucie obowiązku pouczenia tego idioty. Chociaż podświadomie doskonale wiem, że to nic nie da. W końcu to dorosły facet. Poza tym Bill rzadko kiedy mnie słucha… To zawsze ja słucham jego.
- Zaczynam żałować, że tu przyszedłem – westchnął rozgoryczony, a ja tylko wzruszyłem obojętnie ramionami. Mógł myśleć wcześniej o konsekwencjach, nim wpakował się w romans i nim ja to wszystko odkryłem.
- Nie umiem cię zrozumieć.
- Nikt cię o to nie prosi, Tom – rzekł ostro, aż zdębiałem z zaskoczenia. Spodziewałem się po pierwsze, że będzie dalej utrzymywał swoją wersję, że sobie coś uroiłem i nic się nie dzieje, a tymczasem właśnie, jakby wszystko potwierdził… Tak po prostu! A po drugie, ta ostra reakcja z jego strony nie była normalna! – Jak mniemam, nie rozumiesz wielu rzeczy na tym świecie. I co z tego? Próbujesz je wszystkie rozwiązywać?
- Nie, ale to zupełnie coś innego? – spojrzałem na niego, jak na idiotę (którym jest). Będzie mi tu teraz prawił jakieś filozofie o rozumieniu świata… Zwyczajne odwracanie kota ogonem. – Chciałbym, żebyś zmądrzał, zanim będzie za późno.
- Dlaczego uważasz, że to głupota? – zapytał, lecz wcale nie czekał na moją odpowiedź. Nie zdążyłem otworzyć ust, jak mój brat rozpoczął swój monolog. – Ty zakochałeś się w fance, właściwie na naszym koncercie. Młodszej od ciebie o kilka ładnych lat. Od razu zaciągnąłeś ją do łóżka! Straciłeś dla niej głowę. Nie umiałeś przyznać się, że ją kochasz! Rzuciłeś ją, bo się w niej zakochałeś! Zamiast o nią walczyć, odszedłeś jak tchórz. Czy to nie jest głupsze? – skrzyżował ręce na piersi wbijając we mnie swoje przeszywające spojrzenie. Doznałem szoku. Nie sądziłem, że Bill zacznie wyciągać takie rzeczy z przeszłości. Mówił prawdę… Ale to wyglądało wtedy zupełnie inaczej! Nie ma pojęcia, co czułem. To w ogóle bezsensu. Znowu odwraca kota ogonem! Całkowicie zmienia temat… Co mi chce tym udowodnić? Że jestem idiotą? – Ja po prostu nie odpuszczam. Może ty wolisz się poddać i nie brudzić sobie rąk walcząc o coś, czego pragniesz. Masz do tego prawo, ale nie możesz zabraniać tego mi.
- Nie masz czegoś takiego, jak sumienie?
- A ty je miałeś?
- Przestań ciągle porównywać to ze mną! – oburzyłem się nie mogąc już znieść, że mój brat ciągle rozdrapuje wspomnienia z przeszłości. – Ivette, nie była w żadnym związku, gdy byłem z nią związany… I to w ogóle była całkowicie inna sytuacja. Mi chodzi jedynie o to, żebyś potem nie cierpiał. Żebyście wszyscy nie cierpieli!
- Strasznie dobroduszny się zrobiłeś – zironizował, a jego obojętność mnie dobiła. – Ja wiem co robię. Wiem, co się dzieje. Ashlee, za chwilę wyjdzie za mąż, gwarantuję ci, że nie zamierzam mieć romansu z mężatką…
- A z zaręczoną już tak..?
- Póki jest jeszcze szansa, że do ślubu może nie dojść.
- Nie no, powinienem się cieszyć, że nie zakochałeś się w Ivette. Bo przecież byś mi ją sprzątnął sprzed ołtarza, taki z ciebie chojrak.
- Chyba zapominasz o jednej rzeczy, Tom – rzekł wymownie, a ja skupiłem na nim swoje pytające i jednocześnie pełne zrezygnowania spojrzenie. – Do tanga trzeba dwojga.
\


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz