poniedziałek, 15 grudnia 2014

Kartka nr 12. „Zamknę oczy a Ty obejmij mnie i zaprowadź gdzie chcesz…”

Coraz bardziej wierzę w słowa Twe, coraz lepiej cię znam…


Okrutność i nieprzewidywalność dzisiejszego świata, ogranicza naszą wolność. Przekracza wszelkie granice. Szczególnie, gdy jesteś osobą, tak zwaną, „publiczną”. Na początku może wydawać się to bardzo fajne i ciekawe. Kiedy pierwszy raz zostajesz wciągnięty w ten szalony wir popularności… Z czasem jednak czujesz przesyt. Gdy nagle budzisz się rano i boisz się odsłonić okno, by nie błysnął ci flesz aparatu w twoją zaspaną jeszcze twarz. Niestety, wszystko ma swoje plusy i minusy. Jeśli raz przekroczysz próg show-biznesu, będzie się to za tobą wlekło już do końca życia. I bardzo trudno jest sprawić, żeby nie było to zbytnio uciążliwe. My sobie z tym, jako tako, dawaliśmy radę… Zawsze jakoś udawało nam się wybrnąć z najtrudniejszych sytuacji, które nas zaskakiwały. 


Pamiętam pierwszy raz, gdy jacyś ludzie zaczęli nagabywać moją dziewczynę, a później grozić jej nawet śmiercią. Już wtedy krew we mnie zawrzała… Oczywiście, ja, czy mój brat nie raz słyszeliśmy takie pogróżki… W jakiś sposób byliśmy na to uodpornieni, przygotowani. Sytuacja znacznie się zmienia, jak ktoś zaczyna grozić twoim bliskim. Wtedy zapala się takie czerwone światełko… A ty musisz zrobić wszystko co w twojej mocy, by nie dopuścić do żadnego nieszczęścia. Bo wiesz doskonale, że nigdy w życiu byś sobie tego nie darował. 


Dlatego, tym razem, niezwłocznie udałem się do zaprzyjaźnionej firmy ochroniarskiej by zapewnić bezpieczeństwo Ivette. Jedyne czego mogę jej oszczędzić, to tych wszystkich formalności. Sam się wszystkim zająłem. Wiem, że dziewczyna i tak nie będzie jakoś specjalnie szczęśliwa, ale będzie musiała zacisnąć zęby i to jakoś przełknąć. Bo niestety nasze życie nie zawsze może wyglądać tak jak byśmy tego chcieli. Nie raz już się o tym przekonaliśmy. Grunt to umieć nad nim zapanować i nie stracić swoich wartości. Na szczęście ja już zdążyłem się tego wszystkiego nauczyć i mimo wszystko potrafię żyć szczęśliwie.


- Cześć, Tom – Jessica przywitała się ze mną, gdy wpuszczałem ją do swojego mieszkania. W końcu udało mi się umówić z nią na spotkanie, którego tak wyczekiwała. I tak muszę przyznać, była bardzo cierpliwa. – Twój brat już jest? – zapytała ściągając swój płaszcz oraz pantofle. Zapatrzyłem się przez chwilę na jej idealnie wycięty dekolt, który grzeszył wielkością jednocześnie podkreślając jej piersi. Chyba nie powinienem się tak na nią gapić, bo jeszcze mogłaby to zauważyć, a co gorsza, źle odebrać.


- Tak, czeka w kuchni – Ocknąłem się i odwróciłem od niej swój wzrok udając się w kierunku wcześniej wymienionego pomieszczenia. Blondynka podążała za mną wolnym krokiem, zapewne rozglądając się z zaciekawieniem po moim mieszkaniu. Z pewnością takiego nie ma… I mieć nigdy nie będzie. 


Gdy tylko weszliśmy do kuchni, Bill od razu wstał by przywitać się z kobietą. Obydwoje byliśmy ciekawi czego od nas chce. Oficjalnie mamy niby wolne, ale w takiej pracy, jak już wspominałem, nie ma czegoś takiego jak wolne… Bo przecież sława, bo fani, bo popularność… I tysiąc innych argumentów. 


- Więc co cię do nas sprowadza? – zacząłem, gdy już wszyscy usiedliśmy przy stole. 


- Oczywiście interesy – odparła rzeczowo. – Nie będę owijała w bawełnę. Trochę się już wdrążyłam w świat Tokio Hotel. Wiem, że dawniej wasza popularność była większa i nieco stabilniejsza… Ostatnio natomiast bardzo się waha. Do niedawna było słabo, a gdy wyszedł artykuł o twoich rzekomych romansach, Tom, nagle wszyscy znowu zaczęli się wami interesować. I nie ma w tym absolutnie nic dziwnego…


- Do czego zmierzasz? – wtrąciłem nie do końca rozumiejąc po co właściwie nam o tym wszystkim mówi. Czułem już w kościach, że to co ma nam do przekazania, wcale nie będzie mi się podobało.


- Do tego, że potrzebujemy dużo więcej takich „afer” – oznajmiła takim tonem, jakby to było oczywiste. Może dla niej. Mnie przerażało już samo słowo „afera”. Co to niby ma znaczyć? Chyba nie chce teraz nagle wymyślać jakichś chorych historii na nasz temat, by ludzie mieli o czym gadać..? – Bill, podobno sprzątnąłeś dziewczynę sprzed ołtarza, to prawda? – spojrzała na mojego brata. Obydwoje mało się nie zakrztusiliśmy powietrzem z zaskoczenia.


- Skąd o tym wiesz?


- Sama powstrzymałam wyjście artykułu na ten temat – mruknęła obojętnie. – Nic w tym świecie nie ukryjecie, chłopcy. 


- Dobra, skoro zatrzymałaś wydanie tego artykułu… To w końcu chcesz podnosić tę popularność, czy nie? – Przyznam, że już trochę zaczynałem się w tym gubić. Przecież, gdyby historia z Billem wyszła na jaw, zrobiłby się jeden wielki szum. To nie było byle co. 


- Owszem, ale stopniowo. Ludzie jeszcze nie ochłonęli po twoich skokach w bok na trasach.


- Nie skaczę na żadne boki – rzekłem surowo chcąc, żeby wszystko było jasne. Kiedy tak jej słuchałem to już sam nie wiedziałem, czy ona zdaje sobie sprawę, że to tylko plotki wyssane z palca. Nie wydawała się jednak tym przejmować. Czy w tym zawodzie ludzie nie maja nawet krzty empatii?


- To już twoja sprawa. Nie przyszłam tutaj dociekać prawdy. 


- W takim razie… Przejdź może już do rzeczy – ponaglił ją zniecierpliwiony i jak zauważyłem, również zirytowany Bill. Nie tylko mi się to wszystko nie podobało. Doskonale wiemy jak to działa. Już mieliśmy okazję tworzyć podobne sytuacje na potrzeby popularności. Bo przecież ludzie to takie wspaniałe istoty, które interesują się cudzym życiem i żywią się skandalami, aferami, plotkami… I nieważne jest dla nich co jest prawdą, a co brednią. 


- Cześć, wszystkim – Do pomieszczenia nagle weszła Ivy przerywając naszą dyskusję. Nawet nie usłyszałem, że już wróciła do domu. – Co to za zgromadzenie beze mnie? – uniosła zaintrygowana brwi spoglądając na nas po kolei. Oczywiście swój wzrok zawiesiła na dłużej przy Jess. Musiała dokładnie ją zlustrować od góry do dołu. By następnie podejść do mnie i złożyć pocałunek na moim policzku. Posłałem jej w odpowiedzi ciepły uśmiech.


- Omawiamy sprawy zespołu… - wyjaśniłem krótko. – Poznajcie się. To Jessica, o której ci dziś wspominałem… a to moja narzeczona, Ivette – przedstawiłem sobie obydwie kobiety, żeby już wszystko było jasne. 


- Narzeczona? – Blondynka powtórzyła za mną zdziwiona jednocześnie podnosząc się na chwilę, aby podać rękę Iv. 


- Tak, zaręczyliśmy się niedawno – potwierdziła jej od razu, a ja już wiedziałem, że to błąd.


- Och, to świetnie. Gratuluję. Myślę, że to byłby dobry materiał…


- Materiał? – przerwałem jej. Chyba za chwilę ktoś mnie wyprowadzi z równowagi. No serio, cierpliwość ma swoje granice. Nawet moja.– Chcesz robić materiał z naszego prywatnego życia?


- To by poprawiło twój wizerunek. Sam zobacz. Ludzie myślą, że zdradzasz swoja dziewczynę… a jeśli dowiedzą się o waszych zaręczynach, zobaczą, że jednak nie jesteś takim dupkiem i chcesz się w końcu ustatkować. Podczas, gdy twój brat kradnie pannę młoda sprzed ołtarza… 


- Niezupełnie sprzed ołtarza… - wtrącił niepewnie mój bliźniak, ale Jess nie pozwoliła mu na dłuższą wypowiedź ucinając szybko temat.


- Nie muszą znać wszystkich szczegółów. 


- To chore – skwitowałem bez wahania. – Poza tym nie uważam, żeby to był dobry pomysł. Fani ledwo znieśli fakt, że Iv jest moją dziewczyną. Jeśli teraz dowiedzą się, że chcę ją poślubić, to mogą całkiem się od nas odwrócić. Albo jeszcze coś gorszego – wyrecytowałem zupełnie się z nią nie zgadzając. Już pomijając to, ze chciała robić zamieszanie wokół moich zaręczyn… Przecież to by nam bardziej zaszkodziło niż pomogło.


- Nie chodzi o fanów. Chodzi o to by ludzie mówili, Tom. A fani i tak będą.


- Ale wolałbym tego nie roztrząsać… 


- Przecież wcześniej, czy później i tak się o tym dowiedzą. Więc chyba lepiej, żebyś miał nad tym jakąś kontrolę? – Próbowała mnie przekonać, a ja już sam nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Bałem się, że to tylko pogorszy sytuację. Poza tym wciąż pozostawała kwestia gróźb. Co jeśli taka informacja tylko nasili falę nienawiści do Ivy? Nie mogę na to przecież pozwolić. Z drugiej strony… Nie uda nam się tego ukrywać wieczność. 


- Czy my mamy coś w ogóle do gadania? – Bill ponownie zabrał głos. I w sumie to pytanie głupie nie było. Niemniej, zdziwiłbym się, gdybyśmy faktycznie mieli na to większy wpływ. 


- W sumie… nie do końca – przyznała szczerze, co chyba nikogo nie zaskoczyło. – ale chciałam z wami to obgadać, żebyście wiedzieli, co się może wydarzyć w mediach. Powinniście wiedzieć wcześniej o takich rzeczach, by być na to przygotowanym. 


- Świetnie, miło z twojej strony – zironizowałem. To był jeden z momentów, w którym niby masz nad czymś kontrolę, a jednocześnie nie masz żadnego wpływu na to, co się wydarzy. Bo co ja zrobię? Powiem, nie? I co mi to da? Ktokolwiek mnie posłucha? Oczywiście, że nie. Każdy zrobi i tak to, co będzie chciał. Ja co najwyżej mogę ich wszystkich pozwać do sądu. Co też nie musi skończyć się dla mnie pozytywnie. – Co ty o tym myślisz? – spojrzałem na Ivette. W końcu to dotyczyło również jej. Trochę jakby stała się częścią naszego zespołu, gdy się ze mną związała. I wiem, ze czasem ją to zwyczajnie przerastało… Nie narzekała nigdy, bo wiedziała, że związek ze mną niesie za sobą wiele, niekoniecznie przyjemnych, konsekwencji.


- Nie wiem… Przecież i tak nigdy nie mamy wpływu na to co dzieje się w mediach. To i tak się na nas odbije… - odparła bez entuzjazmu. Na pewno jej również to nie odpowiadało. Widziałem to po jej oczach. Ale przecież nie mogła w tej kwestii zmienić więcej od nas… - ale chyba wolę, gdy uważają cię za porządnego faceta, niż dziwkarza – dodała po chwili. Coś w tym jest. Też chyba wolę być postrzegany w pozytywnym świetle. Bo jest ono bardziej prawdziwe… Więc może nienajgorszym pomysłem jest by ludzie robili szum wokół prawdy, zamiast brutalnych plotek. 


- Dobra. Ja muszę już uciekać, a wy przemyślcie to sobie. Dam wam jeszcze znać, bo jeśli chodzi o twoje zaręczyny, dobrze by było gdybyśmy zaczęli od jakiegoś wywiadu. Będziemy w kontakcie – rzekła dziewczyna po czym uścisnęła każdemu z nas rękę żegnając się. Sam nie wiedziałem czy wciąż darzyć ją sympatią. Bo w sumie to nie do końca jej wina… taką ma pracę. Czasem jednak brakuje mi zrozumienia, gdy coś odbija się na moim prywatnym życiu. Na moim szczęściu. Niemniej, cokolwiek się nie wydarzy, nie pozwolę, by coś się spieprzyło. Niech sobie mówią i piszą co chcą, my będziemy ponad tym. W końcu to nie pierwszy raz… damy radę. Zawsze dajemy.



Jak to jest być dziewczyną kogoś takiego jak ja? Nigdy o tym nie mówiłaś… Nie mówiłaś, że wolałabyś bym był „normalny”. Czasem miałem wrażenie, że właśnie tego byś chciała. Dzięki temu moglibyśmy żyć w spokoju. Bezpiecznie, z dala od tego szumu… z dala od całego bagna. Tak wiele smutku, nerwów… negatywnych odczuć oszczędzilibyśmy, gdyby nie moja sława. 


Mimo to i tak zawsze wydawało mi się, że to ja sobie gorzej z tym radzę. I, że wtedy to Ty mnie bardziej wspierasz. Podnosisz… Potrafiłaś zawsze być silniejsza ode mnie. Nadal jesteś. Może właśnie dlatego stchórzyłem… Może właśnie dlatego postanowiłem zniknąć. Bo bałem się… Bałem się, ze będziesz próbowała walczyć…



Wiem, że z Toba minie każdy lęk. Rękę swoja mi daj…
Prowadź, zawsze prowadź mnie… Prowadź, za rękę prowadź mnie.



- Jak ci minął dzień? – zagadnąłem, gdy zostaliśmy z Iv już sami, a ona zajęła się przygotowywaniem kolacji. Miałem wrażenie, że jakoś straciła humor. Podobnie zresztą jak ja. Pytanie tylko, czy mieliśmy te same powody.


- W porządku, ale jestem wykończona – powiedziała krótko cały czas skupiając się na krojeniu pomidora. – a tobie?


- Podobnie. Załatwiłem już sprawę z ochrona. Od jutra będziesz już najbezpieczniejsza kobieta w kraju – oznajmiłem z uśmiechem i podszedłem bliżej niej opierając się o szafkę. 


- To dobrze – mruknęła pod nosem nawet na mnie nie spoglądając. Za to ja stojąc z boku mogłem uważniej się jej przyjrzeć. I nie podobało mi się to co widziałem. Była wyraźnie przygaszona, martwiła się czymś. Wydawała się być w zupełnie innym świecie. 


- Kochanie, stało się coś? – zapytałem prosto z mostu bez zbędnego owijania. Po co mam snuć jakieś chore domysły, skoro mogę ją o to po prostu zapytać i mam nadzieję, dowiedzieć się od razu wszystkiego. Mimo że Ivy nie kwapiła się do rozmów. 


- Nie, przecież wszystko gra – wzruszyła ramionami rzucając mi przelotne spojrzenie. Tak, na pewno, już ci wierzę. Niektórzy się nigdy nie nauczą, że nie ma sensu kręcić. Tym bardziej, gdy ktoś cię tak dobrze zna. Czy nie byłoby prościej, gdybyśmy wszyscy mówili sobie otwarcie, od razu co nas trapi? Byłoby. Chyba, aż zbyt łatwo. Czego ja wymagam? Przecież to kobieta. W dodatku moja, Iv. 


- To czym się przejmujesz? – Stanąłem za nią by objąć ją rękoma w pasie. Jak ją przytulę i poczuje wtedy, że jestem przy niej, na pewno mi wszystko powie. 


- Niczym, jestem tylko zmęczona…


- I smutna – dodałem całując ją czule po szyi. – Chodzi ci o to, o czym dziś rozmawialiśmy z Jess?


- Nie. Przecież to rozumiem… Nie jest to dla mnie super pomysł, ale i tak się niczego nie ukryje, więc w sumie nie ma różnicy. 


- Ech, no to powiedz mi co się dzieje, bo nie mam więcej pomysłów – poprosiłem jednocześnie wyciągając z jej ręki nóż, który odłożyłem zaraz na bok i odwróciłem dziewczynę przodem do siebie. Opierała się temu lekko, ale w ostateczności się poddała i po chwili mogłem patrzeć już w jej oczka. – Może ty po prostu okres dostałaś, co? – wypaliłem marszcząc przy tym brwi. To nie byłaby wcale taka głupia opcja! Nie takie humorki już widziałem u swojej kobiety podczas tych całych „kobiecych dni”.


- No nie bardzo – zaprzeczyła z dosyć krzywym wyrazem twarzy. – I w tym tkwi problem… chyba – uzupełniła wzdychając przy tym głęboko. Od kiedy to brak okresu jest dla kobiety problemem? Chyba powinna się cieszyć… Zaraz… Cieszyć? Nie ma okresu…? Czy to nie oznacza tego samego co w tych wszystkich filmach..? Że ciąża? Że dziecko? Że mały Kaulitz? Że małe wrzeszczące stworzenie podobne do mnie…? Już..? Teraz? Tak nagle!? 


- Chcesz powiedzieć… - Głos ugrzęzł mi w gardle. Jakoś za nic nie potrafiłem wypowiedzieć tych słów. I w sumie… Nie rozumiałem w tej chwili samego siebie. Bo przecież… Jesteśmy dorośli. Jestem dojrzałym facetem. Dopiero co oświadczyłem się kobiecie, którą kocham. Pragnę spędzić z nią resztę życia, stworzyć rodzinę… Pragnę tego. Więc skąd to nagłe przerażenie? Chęć ucieczki… 


- Nie, nic nie mówię – pokręciła przecząco głowa, jakby chciała mnie tym uspokoić. Nie powinienem dawać jej powodów, by chciała mnie uspokajać. Nie powinienem reagować w taki sposób. – To tylko taka myśl… Ostatnio dziwnie się czuję. Dziś ten zawrót głowy… brak okresu. Posklejałam po prostu fakty i przyszło mi do głowy, że może… ale przecież to może być tylko przemęczenie, czy coś. 


- Przepraszam… Ja po prostu jestem zaskoczony. Nie myśl, że tego nie chcę, że to źle… - Chwyciłem ją za dłonie. Bardzo chciałem pokazać, że mi zależy… tylko to było cholernie trudne, gdy kotłowało się we mnie tyle różnych, niezrozumiałych uczuć. 


- Wyglądasz na przerażonego… - zauważyła, jej wyraz twarzy był pełen niepokoju i niepewności. Miałem ochotę sobie teraz strzelić w łeb. Powinienem ją wspierać! 


- Tylko trochę… Bo zupełnie się nie przygotowałem na tę możliwość. Mówiliśmy o tym… ale w czasie przyszłym i to spadło teraz tak nagle…Przepraszam, Skarbie… 


- Jeszcze nic nie spadło. Widzisz… mogłam nic nie mówić. Teraz niepotrzebnie będziesz się tym przejmował. 


- Ale ja się nie przejmuję! – zapewniłem, choć nie wiem czy po tym, co przed chwilą odstawiłem, jest w stanie mi w to uwierzyć. – Ja chcę tego dziecka. Naprawdę chcę. Kocham cię… - ująłem jej twarz w dłonie i zacząłem składać pocałunki na jej ustach. Bałem się, że ją zawiodłem. Tak bardzo nie chciałem jej zawieść. 


- Tom, proszę cię. Uspokój się… Przecież wiem – oderwała się ode mnie przykładając swoją dłoń do mojego rozgrzanego policzka. Z tego wszystkiego zrobiło mi się niemiłosiernie duszno. Kto normalny reaguje w ten sposób na wieść, że zostanie ojcem..? Co ze mną nie tak? – Jeszcze nie mamy nawet pewności, więc nie ma sensu dawać się tak ponosić emocjom… Mnie też to zaskoczyło. Chyba żadne z nas nie jest na to jeszcze gotowe… 


- Ale poradzimy sobie…


- Wiem… O ile będzie z czym – uśmiechnęła się delikatnie. – a na razie nie panikuj, proszę cię – Przytuliła się do mnie, a ja odetchnąłem głęboko. Miała rację. Zachowuję się gorzej niż baba. A tak na dobrą sprawę nie mam jeszcze czego przeżywać. To może być fałszywy alarm… Muszę po prostu wziąć się w garść. Boże… zostanę ojcem! Ja… Ogarnij się Kaulitz, może wcale nie. Może wcale nie… 




Dobrze, że jesteś tak niezwykle wyrozumiała… Bo chyba od kochającego faceta, z którym zamierza spędzić się resztę życia, oczekuje się nieco lepszej reakcji na wieść o potencjalnym dziecku… 


Ale wiesz, Kochanie… Niczego tak wtedy nie pragnąłem jak tego, by ta ciąża okazała się być prawda.



I nie boję się, już nie…
odkąd jesteś Ty.
Twoje ścieżki proste są,

tak chcę właśnie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz