Niebywałe, że człowiek
mający WSZYSTKO, czego tylko mógłby zapragnąć, wypasione mieszkanie, pieniądze,
boskiego faceta (czyli w tym przypadku MNIE), musi jeszcze pracować. Mało tego!
Człowiek ten chce pracować. Jak to się nazywało? Ambicja? Nie, żebym wolał mieć
pustą laskę bez krzty rozumu i chęci robienia czegokolwiek w swoim życiu.
Jednakże… Kiedy nie jestem w trasie, nie mam żadnych zobowiązań zespołowych, a
Ivette chodzi do tej swojej pracy, albo do tej swojej szkoły… Życie bez niej
jest tak cholernie nudne i smutne. Nie wiem, czy to starość, czy cokolwiek
innego, ale nie cierpię, gdy jej nie ma. Snuję się wtedy po mieszkaniu z kąta w
kąt i nie wiem, co ze sobą począć. Z nią to zawsze znajdzie się coś do roboty.
Sam przecież nie będę wychodził na miasto, bo to żadna atrakcja. A Bill też
ostatnio jakoś przynudza, co jest bardzo smutne! Przeżywa tą swoją
nieszczęśliwą miłość, zamiast wziąć się w garść i znaleźć jakąś wolną, gotową
na wszystko laskę. Ja już nie wiem, jak mógłbym mu pomóc, więc na chwilę obecną
przystopowałem. Poczekam do ślubu, to już niebawem. Może wtedy mu przejdzie?
Może dotrze do niego, że to już naprawdę koniec? Że to czas na wielkie zmiany w
życiu? Oby!
Leżałem w łóżku pół dnia,
przeglądając z nudów sieć. Nie ma to jak marnować czas. Mój pies postanowił
jednak przerwać to lenistwo i zaczął domagać się spaceru. Zmotywował mnie więc
do podniesienia swojego tyłka. Ogarnąłem się i zabrałem go do parku. Przy okazji
trochę świeżego powietrza orzeźwiło mój ospały umył, od razu poczułem się
lepiej i wpadłem na genialny pomysł. Nagle stwierdziłem, że mam niedobór
kosmetyków w domu. Dodatkowo mam ochotę zrobić niespodziankę, a zarazem prezent
swojej kobiecie. To idealny plan! I wcale nie przypadkiem wybiorę się do
drogerii, w której pracuje Ivette. No kto nie lubi być zaskakiwany moją boską
osobą!?
Kiedy tylko pies załatwił
wszystkie swoje potrzeby wróciliśmy do mieszkania. Dałem mu jeść, a sam udałem
się do łazienki, aby jakoś poprawić swój wygląd. Przecież muszę robić wrażenie
i to nie tylko na Ivy. Lubię, gdy jej koleżanki się na nas gapią, nie mogąc
uwierzyć w to, co widzą, przy czym ich oczy przybierają rozmiary
pięciozłotówek. Nie tylko dlatego, że jestem sławny. Przede wszystkim dlatego,
że jestem przecież taki kochany, słodki i cudowny, bo odwiedzam ją w pracy i
tak o nią dbam, a do tego taki przystojny! Nie, to akurat nie wynika z mojego
narcyzmu. Te słowa są autentyczne! Ivette mi powiedziała pewnego dnia, co o mnie
myślą. Sama była z tego bardzo zadowolona. W każdym razie, dawno jej nie
odwiedzałem. Praca i te sprawy. Chyba czas odświeżyć pamięć nie tylko jej
koleżankom, ale i kolegom. Nie lubię tamtejszej ochrony. Ci goście są stanowczo
za młodzi i za bardzo się wgapiają tam, gdzie nie trzeba. I nie, nie ma to
związku z ich pracą. Z tego, co wiem mają patrzeć na ręce klientom, a nie
ekspedientkom. Nie jestem zazdrosny! Pf… Ja tylko wolę dmuchać na zimne.
Przebrałem się w jakieś
fajniejsze ciuchy, poprawiłem fryzurę i wylałem na siebie trochę moich
ulubionych perfum. Szaleństwo… Dobrze jest być facetem i szykować się do
wyjścia nie dłużej, niż dziesięć minut. Pomijając Billa, oczywiście...
Zwarty i gotowy wyszedłem
zamykając za sobą mieszkanie na klucz. Po drodze postanowiłem jeszcze zajrzeć
do brata. Muszę sprawdzać, czy żyje. Przecież nie wiadomo, co może mu od tej
nieszczęśliwej miłości strzelić do głowy! Chciałem być kulturalny i zapukać,
jak na porządnego człowieka przystało… Jednak ktoś chyba czytał w moich myślach,
gdyż drzwi do mieszkania Billa nagle same się otworzyły, przy czym niemal
dostałem nimi w nos. W każdym razie to wcale nie zajęło mojego umysłu na długo,
gdy ujrzałem przed sobą znajomą blondynkę. Ona sama była bardzo zaskoczona moim
widokiem. Zamrugałem kilkakrotnie powiekami nie wierząc własnym oczom.
- Cześć, Tom – rzuciła z
pozoru na luzie, ale ja i tak czułem na kilometr, jak bardzo się spięła. I się
nie dziwię! Przyłapałem ją na gorącym uczynku! Ja pierdolę! Czy ci ludzie są
poważni!?
- Cześć. A ty co tu
robisz? – wbiłem w nią swoje przeszywające spojrzenie, a gdybym mógł
wywierciłbym w niej nim dziurę. Właściwie to przestaję ją lubić! Nie cierpię
fałszu. Oszukiwania ludzi. Udawania czegoś. Kłamstwa. A już na pewno nienawidzę
zdrady. Takie kobiety są dla mnie po prostu stracone. I w sumie mało mnie
interesuje, że Bill maczał w tym palce. Albo nawet co innego… To takie
obrzydliwe! Chodzi o sam fakt, że to Ashlee jest zaręczona i to ona lada dzień
wychodzi za mąż. I to ona zdradza! Bo nie wierzę, że wpadła tu na ploteczki.
- Nic? – odparła zupełnie
niewinnie. – To już nie można przyjaciół odwiedzać?
- Można – mruknąłem
nieufnie, wciąż nie spuszczając z niej swojego wzroku. – A nie masz jakichś
innych zajęć? Związanych ze ślubem, na przykład?
- Dlaczego tak się na
mnie gapisz? – wypaliła, puszczając moje pytania mimo uszu i skrzyżowała ręce
na piersi również obdarzając mnie swoim spojrzeniem. Stała się dużo pewniejsza
siebie!
- Jak?
- Jakbym coś zrobiła.
- A zrobiłaś?
- Nie wiem, o czym mówisz
– rzekła stanowczo i wyminęła mnie zmierzając do wyjścia. – Pozdrów Iv.
- Jasne – bąknąłem już
sam do siebie. Po tej krótkiej wymianie zdań, jakoś zniknęły moje chęci na
spotkanie z bratem. Wiedziałem już, że na pewno żyje i, być może, nawet ma się
świetnie. Nie mam siły na kolejną rozmowę. Przecież najwyraźniej do żadnego z
nich nic nie dociera. Nie będę maczał w tym palców. Najlepiej zapomnę o
wszystkim i będę udawał, że o niczym nie wiem! Skoro oni udają, że wszystko
jest bez zmian… To czemu ja mam się tym w ogóle przejmować? To nie mój związek
się rozpieprzy. O ile Ivette mnie nie zabije za to, że mam tak wspaniałego
brata. Albo też za to, że jednak coś przeczuwałem i nic jej nie powiedziałem…
Chyba sam zabiję Billa. Tak na wszelki wypadek!
Nie mając ochoty dłużej
sterczeć przed mieszkaniem Billa, opuściłem budynek zmierzając do swojego
cudownie błyszczącego w świetle słońca Audi. Wsiadłem do pojazdu, zapiąłem pasy
i ruszyłem z piskiem opon. Niestety, nie mogłem za bardzo poszaleć, ponieważ
drogi o tej porze są dosyć zapchane. Szczególnie w centrum, przez które
musiałem się przecisnąć, aby dostać się do galerii handlowej. Po kilkuminutowej
jeździe byłem na miejscu, zaparkowałem na jednym z wolnych miejsc i zakrywając
oczy ciemnymi okularami wysiadłem, kierując się w stronę sklepów. Ludzie nie
wykazywali większego zainteresowania moją osobą. Nawet jeśli by mnie znali,
byli zbyt zabiegani, aby zwrócić na to uwagę. Przeszedłem spokojnie przez
parking, a w galerii z łatwością wmieszałem się w tłum. Nie traciłem czasu na
oglądanie wystaw, czy zaglądanie do sklepów. Szedłem prosto do celu. Popularna
drogeria Müller wyróżniała się na tle pozostałych sieciówek. Przechodząc przez
bramkę zgarnąłem od razu koszyk i zacząłem przedzierać się między pułkami
pełnymi przeróżnych kosmetyków, płynów i tym podobnych. Znałem ten sklep na
tyle dobrze, że już mniej więcej wiedziałem, gdzie, co się znajduje. Moje
zakupy nie trwały więc długo. Szedłem między regałami niczym tornado, wrzucając
do koszyka wszystko, co było mi właściwie zbędne... Większość rzeczy, jakie
zgarnąłem z półek były przeznaczone dla płci żeńskiej. Kilka cudownie
pachnących żeli pod prysznic, balsamów do ciała i jeszcze taki krem, co się
nazywa MASŁO, fascynujące, naprawdę. Nie omieszkałem także wziąć trochę świeczek
zapachowych, abyśmy mieli jak tworzyć nastrój w sypialni. Płyn do kąpieli,
jakieś sole, szampon do włosów. Kilka paczek maszynek do golenia i oczywiście
prezerwatyw! Dla siebie znalazłem wodę po goleniu, i dezodorant. Dla Ivy
wziąłem jeszcze jej ulubione perfumy… Pod koniec przypomniałem sobie o
podpaskach! No przecież zawsze marudzi, że ciągle nie ma i ciągle musi latać do
sklepu, gdy potrzebuje. No przepraszam bardzo, ale czy to ja pracuję w
drogerii, czy ona? Ma wszystko pod nosem, a nigdy się nie zaopatrzy! Zmierzając
już do kasy wzrokiem zacząłem szukać mojej dziewczyny. Stała zajęta rozmową
prawdopodobnie z jakąś znajomą. Widzę, że praca wre.
Podszedłem do nich żwawo
udając, że chcę zapłacić za swoje zakupy. Zamilkły, gdy tylko mnie zauważyły.
Koleżanka uśmiechnęła się tylko nieśmiało i odeszła w kierunku innej kasy zająć
się swoją pracą.
- Co ty tu robisz? –
Ivette wbiła we mnie swoje zaskoczone spojrzenie.
- Zakupy – wzruszyłem
ramionami, jakby było to oczywiste. Bo takie mogłoby się wydawać..? – A co się
robi w sklepie?
- Oczywiście – zmrużyła
podejrzliwie oczy. Tak, to byłoby dziwne, jakby tak po prostu mi uwierzyła. –
To wykładaj towar – dodała wskazując wymownie na mój koszyk. – Coś ty tam
nakupował? – wychyliła lekko głowę zaglądając do środka.
- Dużo ciekawych rzeczy –
oznajmiłem zadowolony i zacząłem wyciągać wszystko z koszyka. Jakoś teraz
wydawało się tego dużo więcej.
- Po co ci, aż tyle żeli?
- Żebym mógł cię nimi
nacierać pod prysznicem – wyszczerzyłem się do niej nie przejmując się zbytnio,
że jesteśmy w miejscu publicznym. Nieważne, gdzie i kiedy, kosmate myśli muszą
być zawsze i wszędzie!
- Oh, a te prezerwatywy?
Z kim zamierzasz uprawiać tyle seksu? – skrzyżowała ręce na piersi wpatrując
się we mnie uważnie swoim zadziornym spojrzeniem,na co zareagowałem śmiechem.
- Pani tyle nie gada,
tylko kasuje mi to wszystko – ponagliłem jąz żartem, choć wcale mi się nie
spieszyło. I tak nie zamierzałem jeszcze wychodzić. Mógłbym jeszcze troszkę jej
poprzeszkadzać. Ivette pokręciła tylko głową i zaczęła wykonywać swoją pracę,
jednocześnie oglądając wszystkie produkty, które dla niej zakupiłem.
- Boże, jak ty szastasz
pieniędzmi – podsumowała na koniec, gdy na ekraniku wyświetlała się już suma do
zapłaty. Nie było wcale tak dużo, Iv jak zwykle przesadza.
- Też powinnaś –
stwierdziłem wyciągając z portfela kartę kredytową. W zakupach, gdzie za kasą
stoi twoja dziewczyna, fajne jest również to, że zna PIN do twojej karty.–
Dostajesz jakieś premie, gdy sprzedasz więcej rzeczy?
- I co jeszcze? –
roześmiała się spoglądając na mnie z powątpiewaniem. – Polecamy w promocji
szampony oraz mydła firmy Dove – zatrzepotała teatralnie rzęsami wskazując mi
produkty stojące tuż przy kasie, aż się rozejrzałem, czy gdzieś za mną nie
pojawił się jej szef. Nikogo jednak nie było.
- Dziękuję, ale nie
skorzystam. Wolałbym buziaka – poruszyłem znacząco brwiami uśmiechając się do
niej zawadiacko.
- To nie w tym sklepie!
- Jak to nie? – rzekłem z
oburzeniem i nim się obejrzała wtargnąłem na jej niewielkie terytorium za ladą.
Złapałem ją mocno w pasie i przyciągnąłem do siebie skradając jej jednego
całusa.
- Oszalałeś Tom!? Ja
jestem w pracy! – zaczęła protestować jednocześnie próbując mnie od siebie
odepchnąć. Swoją paniką sprowadzi na nas więcej ciekawskich spojrzeń, niżeli ja
swoim zachowaniem.
- To nie krzycz tak –
zwróciłem jej uwagę śmiejąc się przy tym i wciąż nie przejmując się niczym
musnąłem jej wargi, następnie się w nie zachłannie wpijając. Brunetka mimo
swoich wcześniejszych oporów odwzajemniła w końcu mój pocałunek. I niech mi
powie, że jej się nie podobało!
- Jak mnie wywalą z
pracy, sam będziesz błagał mojego szefa, żeby mnie z powrotem przyjął –
zagroziła, gdy już się od niej oderwałem oblizując swoje wargi. Czułem jeszcze
na nich smak jej słodkiego błyszczyka do ust. A perspektywa bezrobotnej
dziewczyny bardzo mi odpowiada, więc… Może jeszcze trochę się z nią podroczę?
- Ani mi się śni –
zaśmiałem się. – Mi bardzo odpowiada, żebyś nie pracowała – rzekłem zupełnie
szczerze, o czym i tak już od dawna wiedziała. Chyba od kilku miesięcy próbuję
ją przekonać, żeby rzuciła tą robotę w cholerę.
- Tom… - wypowiedziała
surowo moje imię, a jej poważny wyraz twarzy mówił sam za siebie. Zrobiłem
smutną minkę i cmoknąłem ją szybko w policzek kolejno wracając na swoje
poprzednie miejsce. Nie chciałem już jej bardziej denerwować. Wiedziałem, że
nie lubi, jak poruszam temat jej pracy… No ale! Bo ona jest taka uparta… A ja
chcę dla niej dobrze! Dla nas wszystkich…
- Dobrze już… O której
kończysz? – zmieniłem więc temat z nadzieją, że dziś może wyjątkowo uda jej się
wyrwać jakoś wcześniej. Jestem taki naiwny!
- Tak, jak zawsze.
- Przyjadę po ciebie…
- Po co? Tobie naprawdę
musi się nudzić – pokręciła z dezaprobatą głową, a ja skinąłem tylko zgadzając
się z nią bez wahania. – Posprzątaj lepiej trochę.
- Oh… To ja już sobie
znajdę jakieś inne zajęcie – stwierdziłem szybko doznając olśnienia. Nie będę
sprzątał! Mówiłem, żeby wynająć sprzątaczkę… To nie, bo po co. Czuję się taki…
Niedoceniony. Moje zdanie w tym domu w ogóle się nie liczy. Stałem się zwykłym
pantoflarzem. A najgorsze, że mi z tym tak niebiańsko dobrze…
- Nie wątpię, leniu.
- Ah i jeszcze jedno!
Macie tu tą magiczną maść, którą kiedyś mi przyniosłaś, jak sobie nadwyrężyłem
nadgarstek? – wypaliłem przypominając sobie o moim drobnym problemie.
Przekopałem wszystkie szafki w mieszkaniu szukając czegoś, co uśmierzyłoby mój
ból, lecz z marnym skutkiem. A na dłuższą metę to ramię zaczyna mnie już
irytować.
- Nie, a czemu pytasz? –
zmarszczyła brwi. Nic jej nie powiedziałem, pewnie znowu zrobi mi aferę. Oh…
- Przydałaby mi się.
Ramię mi dokucza – odparłem krótko i zarazem niewinnie. Odkąd wróciłem, tyle
się dzieje, że naprawdę nie miałem czasu, żeby się tym zająć, a co dopiero
żalić się swojej dziewczynie, że coś sobie nadwyrężyłem. Szkoda mi życia na
takie bzdury! Wolę na przykład uprawiać seks… Cóż.
- I dopiero teraz mi o
tym mówisz?
- No nie było okazji…
- Okazji nie było? Co ja
z tobą mam! – uniosła oczy ku górze wzdychając przy tym ciężko. Nie była jakoś
specjalnie zdenerwowana. Bo ona zawsze się tak strasznie martwi o wszystko! A
zupełnie niepotrzebnie. Przecież nic mi nie jest. Radzę sobie świetnie. To ja
się powinienem o nią troszczyć, a nie ona o mnie! To ja tu jestem prawdziwym
mężczyzną, a ona moją kobietą. Moją księżniczką.
- Oj no… Przecież nie
umieram.
- Dobra, jak wrócę
wieczorem to sprawdzę. Po drodze może uda mi się załatwić też magiczną maść.
- Kochana jesteś –
posłałem jej swój rozczulający uśmiech. Mam nadzieję, że również w moich oczach
dostrzegła, jak bardzo ją kocham. Dziewczyny widzą takie rzeczy, prawda? Tak
słyszałem. Mają takie magiczne moce. W każdym razie, Ivette na pewno je ma!
- Wiem. A teraz uciekaj
mi stąd, bo muszę pracować.
- Ty w ogóle za mną nie
tęsknisz! – oburzyłem się chwytając za reklamówkę z zakupami. No zepsuła całą
atmosferę, pff.
- Jak mam tęsknić, gdy
ciągle za mną łazisz? – Spojrzała na nie spod uniesionych brwi.
- Pff… Przesadzasz… - To,
że kilka razy odwiedziłem ją w pracy jeszcze nic nie znaczy. Prawda?
- Oj daj buziaka i zmykaj
– zrobiła dziubek w moim kierunku. Chociaż tyle! Uśmiechnąłem się zadowolony i
zbliżyłem do niej całując soczyście słodkie usta.
- Wracaj szybko.
Pamiętaj, że czekam samotny i stęskniony – rzuciłem jeszcze na koniec i z
szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy skierowałem się do wyjścia.
Widziałem, że również i jej twarz promienieje, więc jest dobrze. Zapowiada się
naprawdę udany dzień.
Kiedyś nie przypuszczałem nawet, że poznam zupełnie
nowy rodzaj tęsknoty. Wielką tragedią było dla mnie nie mieć Cię przy sobie
podczas wyjazdów, czy gdy wychodziłaś gdzieś na dłużej. A teraz… Przypomniałem
sobie, jak to jest, gdy naprawdę Cię nie ma. Gdy wiem, że już więcej Cię nie
zobaczę. Nie ujrzę Twoich błyszczących oczu, słodkiego uśmiechu, nie poczuję
zapachu… Nie będę mógł wziąć Cię w swoje ramiona. Ta tęsknota jest
niewyobrażalnym bólem. I serce mi pęka na myśl, że możesz odczuwać to samo…
Po kilku godzinach
obijania się, zaczęło mi się nudzić do tego stopnia, że faktycznie zacząłem
sprzątać. Początkowo chciałem rozpakować swoje walizki, czego nie zrobiłem od
czasu powrotu, lecz jak się okazało… Ktoś mnie w tym wyręczył. Wszystkie moje
rzeczy były wyprane, wyprasowane i poukładanie idealnie na półkach lub wisiały
w szafie. I, czy ja się kiedyś dowiem, jak ta kobieta to robi? Kiedy ona
znajduje czas na to wszystko? I siłę…
Nie mniej jednak,
wysprzątałem każdy kąt w naszym mieszkaniu, pozbywając się przy tym każdego
nawet najmniejszego pajączka, jakiego napotkałem. Każdego skrupulatnie
wywalałem na balkon, z nadzieją, że nie postanowi wrócić. Pomyślałem, że Ivette
miło będzie wrócić do czystego domu. Poza tym, w swoim zacnym umyśle stworzyłem
także inny plan. A mianowicie zamierzałem zrobić pyszną kolację… Która nie
będzie makaronem! Tak, wysilę się chociaż raz. Przynajmniej to wszystko, co
dziś nakupowałem na coś się nam przyda. Stworzę cudowny romantyczny nastrój. A
potem zaciągnę swoją dziewczynę do łóżka… Bo czasem warto się wysilić nieco
bardziej i chociaż stwarzać pozory, że nie chodzi tylko o seks?
Włączyłem sobie głośno
muzykę, aby przyjemniej mi się sprzątało. To zawsze dodaje pozytywnych odczuć.
Można rzec, że sprzątałem w rytm melodii, taki zdolny jestem. Już dawno nie
podobało mi się tak mycie podłóg, jak dziś. Tańcowałem z mopem po panelach i z
przyjemnością patrzyłem, jak zaczynają błyszczeć. Nie mówiąc już o zapachu,
jaki roznosił się po całym mieszkaniu. Te wszystkie środki czystości pachniały
przeróżnymi kwiatami, co było dla mnie dosyć zaskakujące. Sądziłem, że powinny
śmierdzieć chemikaliami. Cóż, nie sprzątam zbyt często…
- Jezus Maria, mama
przyjeżdża?!
Serce niemal wyskoczyło
mi z piersi, gdy znienacka usłyszałem za plecami czyjś głos. No kto zachodzi
ludzi od tyłu! W dodatku, gdy muzyka wszystko zagłusza i jest się skupionym na
sprzątaniu! Odwróciłem się gwałtownie jednocześnie przykładając rękę do lewej
piersi.
- Bill! Oszalałeś,
człowieku!? Zawału mogłem dostać! – Wydarłem się, na chwilę zapominając o
kulturze osobistej. Mógł się tak nie skradać, wtedy najpierw bym go przywitał.
- Bo co ty robisz? –
patrzył na mnie, co najmniej, jakbym był jakiś upośledzony. No nie wiem, może
dla niego sprzątanie w mieszkaniu, to jest coś niewyobrażalnego…
- Porządki… - mruknąłem i
podszedłem do wieży, aby przyciszyć muzykę. – Jest to z pewnością dużo lepsze
zajęcie niż rozpieprzanie cudzych związków – dorzuciłem kąśliwie. Właściwie
miałem w planach odizolować się już od tej sprawy, ale nie potrafię. Gnębi mnie
to niemiłosiernie. Mam jakieś głupie poczucie obowiązku pouczenia tego idioty.
Chociaż podświadomie doskonale wiem, że to nic nie da. W końcu to dorosły
facet. Poza tym Bill rzadko kiedy mnie słucha… To zawsze ja słucham jego.
- Zaczynam żałować, że tu
przyszedłem – westchnął rozgoryczony, a ja tylko wzruszyłem obojętnie
ramionami. Mógł myśleć wcześniej o konsekwencjach, nim wpakował się w romans i
nim ja to wszystko odkryłem.
- Nie umiem cię
zrozumieć.
- Nikt cię o to nie
prosi, Tom – rzekł ostro, aż zdębiałem z zaskoczenia. Spodziewałem się po
pierwsze, że będzie dalej utrzymywał swoją wersję, że sobie coś uroiłem i nic
się nie dzieje, a tymczasem właśnie, jakby wszystko potwierdził… Tak po prostu!
A po drugie, ta ostra reakcja z jego strony nie była normalna! – Jak mniemam,
nie rozumiesz wielu rzeczy na tym świecie. I co z tego? Próbujesz je wszystkie
rozwiązywać?
- Nie, ale to zupełnie
coś innego? – spojrzałem na niego, jak na idiotę (którym jest). Będzie mi tu
teraz prawił jakieś filozofie o rozumieniu świata… Zwyczajne odwracanie kota
ogonem. – Chciałbym, żebyś zmądrzał, zanim będzie za późno.
- Dlaczego uważasz, że to
głupota? – zapytał, lecz wcale nie czekał na moją odpowiedź. Nie zdążyłem
otworzyć ust, jak mój brat rozpoczął swój monolog. – Ty zakochałeś się w fance,
właściwie na naszym koncercie. Młodszej od ciebie o kilka ładnych lat. Od razu
zaciągnąłeś ją do łóżka! Straciłeś dla niej głowę. Nie umiałeś przyznać się, że
ją kochasz! Rzuciłeś ją, bo się w niej zakochałeś! Zamiast o nią walczyć,
odszedłeś jak tchórz. Czy to nie jest głupsze? – skrzyżował ręce na piersi
wbijając we mnie swoje przeszywające spojrzenie. Doznałem szoku. Nie sądziłem,
że Bill zacznie wyciągać takie rzeczy z przeszłości. Mówił prawdę… Ale to
wyglądało wtedy zupełnie inaczej! Nie ma pojęcia, co czułem. To w ogóle
bezsensu. Znowu odwraca kota ogonem! Całkowicie zmienia temat… Co mi chce tym
udowodnić? Że jestem idiotą? – Ja po prostu nie odpuszczam. Może ty wolisz się
poddać i nie brudzić sobie rąk walcząc o coś, czego pragniesz. Masz do tego
prawo, ale nie możesz zabraniać tego mi.
- Nie masz czegoś
takiego, jak sumienie?
- A ty je miałeś?
- Przestań ciągle
porównywać to ze mną! – oburzyłem się nie mogąc już znieść, że mój brat ciągle
rozdrapuje wspomnienia z przeszłości. – Ivette, nie była w żadnym związku, gdy
byłem z nią związany… I to w ogóle była całkowicie inna sytuacja. Mi chodzi
jedynie o to, żebyś potem nie cierpiał. Żebyście wszyscy nie cierpieli!
- Strasznie dobroduszny
się zrobiłeś – zironizował, a jego obojętność mnie dobiła. – Ja wiem co robię.
Wiem, co się dzieje. Ashlee, za chwilę wyjdzie za mąż, gwarantuję ci, że nie
zamierzam mieć romansu z mężatką…
- A z zaręczoną już
tak..?
- Póki jest jeszcze
szansa, że do ślubu może nie dojść.
- Nie no, powinienem się
cieszyć, że nie zakochałeś się w Ivette. Bo przecież byś mi ją sprzątnął sprzed
ołtarza, taki z ciebie chojrak.
- Chyba zapominasz o
jednej rzeczy, Tom – rzekł wymownie, a ja skupiłem na nim swoje pytające i
jednocześnie pełne zrezygnowania spojrzenie. – Do tanga trzeba dwojga.
\
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz