poniedziałek, 15 grudnia 2014

Kartka nr 11. „Gdybym mogła schowałabym Twoje oczy w mojej kieszeni, żebyś nie mógł oglądać tych, które są dla nas zagrożeniem.”



Lubię spokojne wieczory, gdy mogę beztrosko wylegiwać się na łóżku, słuchać muzyki i nie zawracać sobie niczym głowy. Dziś dodatkowo „odmóżdżałem” się, czytając gazetę, którą przyniosła Iv. No skoro już ją specjalnie kupiła, to mogę trochę poczytać i poprawić sobie humor. Choć mój humor i tak jest już w bardzo dobrym stanie. Niemniej, w takich szmatławcach jest tyle zabawnych historii! Wbrew pozorom, nie tylko na mój temat. To niebywałe, jacy ci ludzie są ciekawscy. Potrafią we wszystko wcisnąć swój nochal. A ci wszyscy dziennikarze stają na rzęsach, aby im zapewnić tę odrobinę rozrywki. Z jednej strony ich rozumiem, z drugiej jednak nadal uważam za szuje. Niestety nie spotkałem jeszcze nikogo rzetelnego w tej roli, na swojej drodze. Przykre. Świat coraz bardziej się stacza, a my na to przyzwalamy. Swoją obojętnością. Chyba nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele rzeczy leży w naszych rękach. Ale cóż… Nie ja jestem tym, który będzie to uświadamiał ludzkości. Czasem trzeba się odciąć, zająć własnym życiem. Zadbać o swoje szczęście. Nawet jeżeli to egoistyczne…
- Czytasz o sobie? – usłyszałem znajomy głos należący do mojej ukochanej, który wyrwał mnie z głębokiej zadumy nad jakimś artykułem o Angelinie Jolie i Bradzie Picie. Oderwałem swój wzrok od gazety i uniosłem go na swoją kobietę, która aktualnie stała na środku pokoju w swojej cudownej nocnej koszuli i wcierała jakiś krem w dłonie. – O tym, jak wyrywasz panienki, gdy nie widzę? – kontynuowała z zadziornym wyrazem twarzy i wdrapała się na łóżko, odkładając tubkę z kremem na etażerkę.
- Nie, nie chcę psuć sobie nerwów – zaprzeczyłem, a Ivette w międzyczasie zdążyła już położyć się obok mnie układając głowę na moim ramieniu. I nim się obejrzałem jej rączka znalazła się na moim torsie drapiąc go delikatnie. Mój Kotek.
- To zostaw już te bzdury i zajmij się mną - wymruczała przykładając swoje rozgrzane wargi do mojego ramienia. Przeszedł mnie dreszcz. Wcale nie musiała mnie namawiać do odłożenia tej gazety. Zrobiłem to natychmiastowo podczas, gdy ona na dobre przyssała się do mojej skóry całując czule każdy jej skrawek.
- Ktoś tu ma ochotę na czułości - uśmiechnąłem się zadziornie, gdy ta nie przestając pieścić mojego barku i torsu oraz szyi, wdrapała się na mnie i usiadła okrakiem na linii moich bioder. Zdecydowanie za nisko... Oderwała na chwilę usta od mojej skóry, by unieść na mnie swoje pełne pożądania spojrzenie.
- Jesteś tak cholernie seksowny - westchnęła rozmarzona przesuwając jednocześnie dłońmi po mojej klatce piersiowej. Nie oczekiwałem, że dzisiejsza noc będzie dla nas pełna cudownych doznań... podobała mi się ta niespodzianka. Wystarczył mi jej dotyk, abym się momentalnie rozbudził. Bez słowa ułożyłem ręce na jej pośladkach i przyciągnąłem ją do siebie ściskając je przy tym lekko. Nasze usta od razu połączyły się ze sobą w namiętnym pocałunku. Zacząłem błądzić swoimi dłońmi pod materiałem jej jedwabnej koszuli nie odrywając się nawet na sekundę od jej słodkich warg.
Nasze oddechy stały się szybsze przez coraz gorętsze i drapieżniejsze pocałunki jakimi się obdarowywaliśmy. Czułem jak rośnie we mnie podniecenie. Chciałem mieć ją już dla siebie zupełnie nagą i płonącą z rozkoszy. Zahaczyłem palcami o krawędzie jej majtek, by zsunąć je z niej powoli. Musiałem przy tym podnieść odrobinę nasze ciała i korzystając również z okazji, przeniosłem swoje usta na jej szyję składając na niej zachłanne pocałunki. Byłem już niesamowicie rozpalony, a największe potwierdzenie tego rosło właśnie w moich bokserkach. Iv wzdychała cicho, gdy drażniłem jej skórę swoimi wargami i zębami na przemian, dobierając się też w końcu do jej dekoltu.  Wtedy też pozbyłem się wadzącego mi materiału by móc bez żadnych przeszkód  zająć się jej piersiami, które tak uwielbiam. Bawiłem się nimi tylko przez chwile, bo moja pani jednak okazała się być o wiele bardziej napalona niż się spodziewałem. Odepchnęła mnie od siebie, gdy akurat zacząłem  lekko ssać jedną z jej brodawek. Nie miałem zbyt wiele do gadania. Dzisiaj to ona chciała być górą... I to chyba dosłownie. Nasze role odwróciły się. Tym razem Ivy drażniła moje sutki doprowadzając mnie przy tym do szaleństwa. Nie skupiała się jednak wyłącznie na nich. Jednocześnie także wprawiła w ruch swoje biodra ocierając się tym samym o moje twarde już krocze... po chwili moje uszy wypełniło również jej słodkie pojękiwanie, które tylko bardziej mnie podniecało. Nie mogłem już znieść tej gry, chciałem więcej. Irytowało mnie, że jeszcze w ogóle miałem na sobie bokserki, na co ona czeka? Chce mnie wykończyć?
 - Och, Ivy... - sapnąłem czując nagle jak mocniej napiera na moją męskość. Chyba nie jestem, aż tak cierpliwy. - Chcę już cię mieć, Skarbie - szepnąłem patrząc jej w oczy. Miałem nadzieję, że nie każe mi dłużej czekać... W odpowiedzi pocałowała mnie głęboko i namiętnie, aż zabrakło mi tchu. A gdy się ode mnie oderwała, dobrała się do mojej bielizny sprawnie się jej pozbywając w czym też pomogłem jej z niezwykłą radością. Nareszcie mnie uwolniła spod tego uwierającego materiału. Teraz już nie zamierzałem na nic czekać. Pragnąłem jej. Tylko to się w tym momencie liczyło. Miałem zamiar chwycić ją mocno i przewrócić na plecy by następnie złączyć nasze ciała w namiętnym akcie... Powstrzymała mnie jednak od tego. Zsunęła się niżej i chwyciła mojego członka w dłonie. Byłem przekonany, że odlecę... Lecz nastąpiło to dopiero, gdy poczułem jak delikatnie nasuwa się na niego pozwalając mi w siebie wejść. Jęknęła przy tym cicho, a ja nie mogłem się powstrzymać by nie dotknąć jej piersi. Złapałem je obie i automatycznie zacząłem delikatnie masować podczas, gdy Iv poruszała się lekko nadając nam odpowiednie tempo. To było obłędne. Do tego jej ciało nade mną, wygięte w idealny łuk. Mogłem patrzeć na nią. Widzieć jej twarz, każdą emocję. Miała odchyloną głowę odrobinę do tyłu, przymknięte powieki, a jej wargi rozchylały się delikatnie wydając z siebie co chwilę ciche westchnienia rozkoszy. Kochałem to. Dotykałem jej rozpalonej skóry i czułem się niczym bóg. Widziałem jak się pręży poruszając coraz szybciej i mocniej by doznać szczytu rozkoszy. Sam powoli odpływałem na dobre do tej przepełnionej namiętnością i ekstazą krainy. A patrzenie na jej twarz podczas, gdy doznawała spełnienia oraz ten cudowny jęk wypełniający naszą sypialnie, tylko spotęgowały moje doznania. Czułem, jak bardzo jej mięśnie zaciskały się wokół mnie. czułem każdy impuls w jej ciele, który umiejętnie potęgował te emocje. To była Ivette, która z delikatnej, słodkiej dziewczynki przeobraziła się w zdecydowaną i zachłanną kobietę, która pociągała mnie jeszcze bardziej. I nadal nie mogę uwierzyć, że to wszystko stało się po części dzięki mnie...
 Dosłownie chwilę po niej, moim ciałem wstrząsnęła nieziemska rozkosz...
- Och... - odetchnęła ciężko i opadła zmęczona na moje ciało chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Objąłem ją rękoma mocno przyciskając do siebie. Nasze ciała niemal się ze sobą skleiły podczas gdy wciąż byliśmy ze sobą połączeni w jedność. Takie momenty są najpiękniejsze i tego uczucia nie da nikomu przypadkowy seks...  A jeśli raz uda ci się to poczuć, chcesz już tego za każdym razem i już nic innego nie będzie w stanie cię zaspokoić w stu procentach. - Czy to już zawsze będzie tak cudowne?
- Myślę, że tak... Czemu pytasz?
- Bo nie chcę tego tracić... - podniosła głowę spoglądając mi w oczy i pogładziła czule mój policzek. - Kocham cię. I wiem, że to idiotyczne, gdy powtarzam ci to po każdym seksie...
- Wcale nie - wtrąciłem od razu wybijając jej tą głupią myśl z głowy. - Mów mi to zawsze. W twoich ustach te słowa są dla mnie najważniejsze... i sprawiają, że nawet ktoś taki jak ja może czuć się wyjątkowy. Wyjątkowy w niezwykły sposób... z tobą kochanie, nawet seks smakuje inaczej - wyznałem nie spuszczając z niej wzroku. Widziałem w jej oczach wzruszenie i miłość, mam nadzieję, że i ona dostrzegła to samo w moich...
W odpowiedzi musnęła tylko czule moje usta. I tylko tyle wystarczyło…

Bo musisz wiedzieć Kochanie, że jesteś jedyną osobą na świecie, która czyni mnie wyjątkowym.

– Ivette wtargnęła do łazienki patrząc na mnie zdenerwowana. Powiedziałem, że nie wypuszczę jej samej z domu… Więc musiałem ją podwieźć. A trochę jednak mi zajęło wygrzebanie się z łóżka i poranna toaleta. Moje Kochanie i tak od rana chodziło zirytowane, bo przecież traktuję ją jak małą dziewczynkę i chcę prowadzać za rączkę… Bla, bla bla. Tak bardzo się tym przejąłem, naprawdę.
- Nie spóźnisz się, już skończyłem – oznajmiłem podchodząc do niej i ucałowałem ją soczyście w czoło. – Już się tak nie złość. Załatwię dzisiaj sprawę tych pogróżek, dostaniesz swojego pana kierowcę i nie będziesz musiała czekać na swojego okropnego, bezdusznego faceta, co cię wiecznie dręczy… - dodałem z udawanym przejęciem w głosie. Specjalni wszystko wyolbrzymiłem, żeby na nowo dotarło do niej, że to tylko moja troska. A ona nie powinna być zła o to, że się o nią troszczę!
 - Od razu limuzynę mi załatw…
- Ivette – wypowiedziałem surowo jej imię, by zabrzmiało to wystarczająco wymownie. Nie chciałem po raz kolejny zaczynać tego samego tematu. Z kobietami to jest tak, że nawet jak dojdziemy do kompromisu, one i tak nie mogą przeboleć, że nie udało im się postawić na swoim.
- No dobra już! Nic nie mówię. Chodź w końcu – rzuciła zdenerwowana i chwyciła mnie za rękę ciągnąc w kierunku przedpokoju. Zrobiła to tak gwałtownie, że mało sama się nie potknęła. Natomiast, gdy przechodziliśmy przez salon zachwiała się nagle i gdybym w porę jej nie złapał, pewnie wylądowałaby na twardym gruncie. Na szczęście czuwam nieustannie.
- I widzisz? Po co te nerwy? – zapytałem z wyrzutem. Niemniej nie wyglądało to wcale tak jakby straciła równowagę przez swój pośpiech. Stała przez moment opierając się o moje ramię i masowała palcami swoją skroń.  – W porządku? Źle się czujesz? – spojrzałem na nią zaniepokojony. Zaczynam się martwić. Strasznie zbladła… - Tak, zakręciło mi się tylko w głowie – mruknęła po chwili unosząc na mnie swój wzrok.
– Już jest okej – zapewniła i musnęła krótko moje usta. Nie czekając na moją reakcję, ruszyła od razu do wyjścia. Poszedłem więc w jej ślady,  lecz wcale nie czułem się uspokojony. Przecież w głowie się nie kręci ot tak! Na filmach zawsze to się źle kończy… Nie powinienem oglądać telewizji.
 - Znowu nie zjadłaś śniadania? – zasugerowałem starając się właściwie sam sobie dać jakieś usprawiedliwienie na jej nagły zawrót głowy. Nic nie poradzę, że tak mnie to tknęło. Musiałem być pewien, że nic złego się nie dzieje.
- Zjadłam. Nie przejmuj się taką bzdurą, Tom. Każdemu może się zdarzyć zawrót głowy. Uwierz, nie umrę od tego – powiedziała nieco żartobliwym tonem i pogładziła czule mój policzek. Och, wiem, że to wszystko tylko po to, żeby zmydlić mi oczy.  – Mój nadopiekuńczy narzeczony.
 - Wiesz, że sama nie jesteś lepsza – wytknąłem jej obejmując ją rękoma w pasie i przyciągnąłem bliżej, przytulając do siebie na chwilę. Poczułem się znacznie lepiej mając ją w swoich ramionach. Prawie jakbym miał nad wszystkim kontrole, a ona byla już bezpieczna... jakbym chronił ja od całego zła tego świata. Gdyby to było tylko możliwe...
- Nie rób tak... bo chcę wtedy tu z tobą zostać i wszystko olać - westchnęła głęboko w materiał mojej koszulki, a ja uśmiechnąłem się sam do siebie. - Musimy już naprawdę wychodzić Kocie...
- Wiem - mruknąłem i niechętnie wypuściłem ją ze swoich objęć. Zgarnąłem z komody kluczyki od samochodu i już mieliśmy wychodzić, gdy rozdzwonił się mój telefon. Ivette jęknęła żałośnie, a ja wzruszyłem bezradnie ramionami. To jakaś wyższa siła nie pozwala nam dziś wyjść z domu, może coś naprawdę w tym jest? Zaczynam się bać! W każdym razie przyłożyłem aparat do ucha odbierając wcześniej polaczenie. - Tak?
- No cześć Tom, mieliście się do mnie odezwać chyba, co? - od razu powitał mnie głos naszej nowej pracownicy. Zupełnie o niej zapomniałem...
- Cześć, Jess. Wybacz, byliśmy ostatnio trochę zalatani... - rzuciłem krótko nie wdając się w żadne szczegóły, w końcu to nie jej sprawa, a ja nie zamierzam się z niczego też tłumaczyć. Kątem oka widziałem jak Ivy się niecierpliwi więc postanowiłem nieco przyspieszyć tę konwersację. - Właściwie teraz tez nie mogę rozmawiać. Najlepiej zadzwoń do Billa i z nim cos ustalcie, a on mi wszystko przekaże.
- Gdyby tylko jeszcze odbierał ode mnie telefon – zasugerowała zrezygnowana i w sumie zrobiło mi się jej szkoda. Dziewczyna chce wykonywać swoją pracę, pewnie najlepiej jak potrafi, a my ją zwyczajnie olewamy. Gdyby David się dowiedział… Cóż, on nie ma tyle cierpliwości i nie jest tak uprzejmy.
- Eh... dobra, oddzwonię do ciebie dzisiaj.
- Tylko nie zapomnij znowu.
- Nie zapomnę. Do usłyszenia - rzuciłem kończąc pospiesznie rozmowę i schowałem telefon posyłając swojej zirytowanej kobiecie niewinny uśmiech. Mimo wszystko, udało nam się w końcu wyjść!
- A kim jest Jess? - zagadnęła, gdy szliśmy już do samochodu. Znowu zapomniałem jej wspomnieć o małym szczególe, ale akurat to chyba nie jest nic strasznego?
- Nasza nowa koleżanka od spraw mediów - oznajmiłem otwierając jej drzwi od strony pasażera. Posłała mi tylko swoje typowe spojrzenie, które mówiło mi jasno, że to jeszcze nie koniec tematu. I tego właśnie się obawiałem. Poczekałem, aż wsiądzie i sam zająłem miejsce za kierownicą od razu odpalając silnik. Zostało nam niewiele czasu jeśli Iv ma zdążyć na zajęcia, ale ona już się chyba przestała tym przejmować.
- Nie mówiłeś nic o żadnej Jess. Po co dzwoniła? - dociekała cały czas pstrząc ciekawsko w moim kierunku.
- Nie było okazji. Ma do nas jakąś sprawę, chce się spotkać – wyjaśniłem starając skupić się na wyjeździe z parkingu. Niestety nie wszyscy są tu dobrymi kierowcami i moim zdaniem powinni im odebrać prawo jazdy za samo złe parkowanie, a przy tym utrudnianie życia innym!

- Myślałam, że jesteście na urlopie.
- Skarbie, my nigdy nie jesteśmy na urlopie. Chyba że wyjedziemy z kraju - stwierdziłem, co niestety było przykrą prawdą. Taka praca wymaga ciągłej gotowości. Bo jak to mawia nasz producent, popularność sama się nie zbije.
- Umów się z nią jak będę w domu – poleciła nagle, aż odwróciłem głowę w jej kierunku spoglądając na nią zdziwiony. Co ona znowu kombinuje? Chyba nie będzie zazdrosna o Jessicę? Kobiety…
- Dlaczego?
- Chce ja poznać – odparła, jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Może by była... gdybym nie znał mojej Ivette. Ale ją znam! I jestem pewien, że za tym kryje się coś więcej.  - To chyba nie problem?
- Żaden - zapewniłem bez wahania. Właściwie nie miałem nic przeciwko temu. Po prostu zastanawiałem się tylko o co tak naprawdę jej chodzi… Bowiem współpracuje z nami mnóstwo ludzi, w tym wiele kobiet, lecz Iv jakoś nie ma ochoty poznawać ich wszystkich.  - Uprzedzam że niezła z niej laska...
- Słucham? – parsknęła odwracając się z oburzonym wyrazem twarzy w moim kierunku. Miałem ochotę się roześmiać, ale powstrzymałem się od tego. Trafiłem w sedno!
- No już się tak nie denerwuj, chciałem się tylko podroczyć. zazdrośnico.
- Łatwo ci mówić. To nie do mnie wzdycha milion facetów – burknęła urażona i odwróciła wzrok wpatrując się obrażona w przednią szybę. Dobrze, widzę, że mamy tu jakieś delikatne początki PMS. Muszę kupić jej coś ładnego, albo po prostu słodkiego.
- Ale to ty jesteś jedną na milion – oświadczyłem zerkając na nią kątem oka. To była wspaniała chwila! W ciągu sekundy jej twarz rozjaśnił słodki uśmiech, a jej oczy dosłownie rozbłysnęły, jak dwie gwiazdeczki.
- Uwielbiam cię - wyszczerzyła się do mnie i cmoknęła szybko mój policzek. Jedno zdanie i jest moja... tak łatwo zdobyć kobietę. Czy ona nie jest urocza? Nie rozumiem ludzi, którzy jej nie kochają! Chociaż, gdyby wszyscy darzyli ją miłością, mógłbym mieć drobny problem… Ale pewnie bym sobie z tym świetnie poradził, tak jak i ona sobie radzi z miłością moich fanek. Myślę, że to rozumie, bo sama kiedyś była jedną z nich… Gdyby ktoś mi powiedział, że pokocham swoją fankę i co więcej, będę z nią w stałym związku… Nie uwierzyłbym! Nie przypuszczałem, że taka relacja mogłaby się w ogóle rozwinąć między fanem, a idolem. To zdecydowanie ciekawe doświadczenie… I najpiękniejsza rzecz, jaka mnie spotkała w życiu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz