niedziela, 14 grudnia 2014

Kartka nr 1. „How long will I love you? As long as stars are above you And longer if I can…”

Wielka miłość... Coś co zdaje się dziać tylko w romantycznych filmach. Nigdy w nią właściwie nie wierzyłem. Mój brat owszem, zawsze powtarzał, że to się zdarza. Trzeba tylko poczekać na właściwą chwilę, spotkać odpowiednią osobę. A reszta podobno dzieje się już sama... I powiem, że coś w tym jest. Zawsze było. Żyłem sobie w swoim świecie. Błyszczałem w świetle jupiterów, słuchałem pisku wielbiących mnie dziewczyn. Cieszyłem się swoją popularnością, spełniałem swoje marzenia. Odważnie kroczyłem do przodu, pokonując wszelkie przeszkody. Jedyne czego nie robiłem, to nie szukałem miłości. Nigdy jej nie chciałem. Uważałem, że jest niepotrzebna. Że wszystko psuje. Oczywiście uwielbiałem kobiety, potrafiłem nawet się do nich zbliżyć. Były moimi przyjaciółkami, kochankami... Rzadko kiedy zdarzało się, abym się z nimi jakoś wiązał oficjalnie. Nie chciałem dawać im nadziei na... Właśnie. Nadziei na wielką miłość. Bo przecież sam się jej panicznie bałem. To zdecydowanie było moją największą wadą.
Poznałem już smak wielkiej miłości. I nie było ani jednego momentu w życiu, w  którym to uczucie by cokolwiek zepsuło. Zawsze byłem zdania, że dobrze jest mieć kogoś przy sobie. Kogoś bliskiego, kto będzie oparciem, przyjaciółką, jednocześnie też kochanką. Taka „wielofunkcyjna” relacja bardzo mi odpowiadała. Uważałem, że gdyby wkroczyło w to uczucie zakochania, miłość, wszystko zaczęłoby się sypać. Ludzie się w sobie zakochują, a potem nie wiadomo dlaczego rozstają. Zaczynają się kłócić, złościć, są o siebie zazdrośni. W ich związkach zaczyna panować chaos... No i co im po tej miłości? Wszystko się kończy. Oni cierpią i muszą zaczynać od nowa. Z poharatanym sercem.
Na szczęście przekonałem się, że nie zawsze tak musi być. Tak, zakochałem się po uszy. W dziewczynie dużo młodszej od siebie. Zdawać by się mogło, że taki związek tym bardziej ma większe szanse na rozpad. Ale Ivette... Ona jest wyjątkowa. Tak, to zapewne żadne odkrycie. Założę się, że każdy kochający facet mówi to samo o swojej kobiecie. To bez znaczenia... To co mnie spotkało jest najpiękniejszym cudem. Nie żałuję, ani jednej chwili, słowa, gestu... Teraz wiem, że to wszystko, co się wydarzyło musiało mieć swoje miejsce. Właśnie po to, żebyśmy teraz mogli być tu i teraz, razem.

- No nie śmiej się! Sam byś nic lepszego nie kupił – zawołała z oburzeniem moja... Narzeczona? Tak właściwie moje spontaniczne oświadczyny zostały przyjęte aczkolwiek nie dałem jeszcze jej pierścionka, ani nic nie zostało jakoś oficjalnie przedstawione naszym bliskim, ani całemu światu. W każdym razie nic nie stoi na przeszkodzie, abym ją tak nazywał. Na pierścionek i oficjalne duperele przyjdzie jeszcze czas. Odkąd wróciliśmy do siebie minął zaledwie rok. Wydaje się, że to niewiele... Ale patrząc na to z drugiej strony, przecież chyba nigdy wcześniej nie byłem w żadnym związku, z żadną kobietą przez tak wiele miesięcy.
Tymczasem rozmawialiśmy przez skype ze względu na dzielącą nas chwilowo odległość. Jestem w trasie z zespołem, więc musimy sobie jakoś radzić... To nie jest łatwe. Powiedziałbym nawet, że cholernie trudne. Czasem tak strasznie tęsknię, że to się w głowie nie mieści. Moi przyjaciele z zespołu wiedzą o tym najlepiej! Zdarzają się dni kiedy mają ochotę jedynie zamknąć mnie gdzieś w piwnicy, żeby mieć święty spokój. I tak już jestem uważany za szaleńca, bo podobno, jak można tak kochać pff. Oni jeszcze nie zaznali tego uczucia, więc nic nie rozumieją. Dziwi mnie tylko, że nawet mój własny brat czasami patrzy na mnie jak na wariata. A niby jest takim romantykiem! Osobiście uważam, że moje zachowanie jest zupełnie naturalne w owej sytuacji. Każdy czasem mięknie, nawet taki twardziel jak ja. To chyba normalne, że tęsknię za swoją kobietą? Przyzwyczaiłem się do jej obecności. Była ze mną, gdy zasypiałem i gdy się budziłem. Jadaliśmy razem, spędzaliśmy czas na wiele różnych sposobów. Często odbierałem ją z pracy, albo szkoły. Jak spędza się z kimś tyle czasu, w dodatku kocha się te osobę najbardziej na świecie, to niby jak długa rozłąka może po nas spłynąć bez echa? Oczywiście nie można zapomnieć o zajebistym seksie. Będąc w związku z Ivette doszedłem do bardzo genialnego wniosku! Jeśli się ma ze swoją kobietą dobry seks (powiedziałbym nawet, BARDZO DOBRY, czasem nawet BARDZIEJ niż BARDZO DOBRY) to nie trzeba szukać zaspokojenia na boku. Nie, żebym nagle przestał zauważać te wszystkie laski, które, aż kipią seksapilem. Nie byłbym wtedy chyba facetem. Wciąż im się przyglądam z uwagą, szczególnie gdy jestem sam. Szczerze mówiąc w towarzystwie mojej dziewczyny jakoś nie mam czasu zwracać swoją uwagę na inne. To w sumie dobrze o nas świadczy? Nie jesteśmy idealną parą, ale na pewno się rozumiemy. Na tyle ile się da, bo przecież... KTO ZROZUMIE KOBIETĘ. Założę się, że Ivy powiedziałaby dokładnie to samo z tym, że odnośnie mężczyzn. Cóż... Obydwoje czasem dajemy się sobie nawzajem we znaki. Ale to zawsze dobrze się kończy! Na przykład upojną nocą... Albo upojnym popołudniem. Co za różnica! Po prostu seksem.  - I jak jesteś taki mądry, to niby co się kupuje w prezencie na ślub? - jej oburzony, ale wciąż bardzo słodki głos wyrwał mnie z zamyślenia. Jej typowa mina złośnicy sprawiała, że to wszystko jeszcze bardziej mnie bawiło.
- No nie wiem... Ale mamy dwudziesty pierwszy wiek Kochanie, kto się ucieszy z porcelanowego serwisu do herbatki? - ponownie się roześmiałem. Osobiście uważam to za dosyć staroświecki prezent. Tym bardziej dla pary młodych ludzi! Ja bym tego swojemu bratu nie kupił. Już widzę spojrzenie Billa, który dostaje ode mnie filiżanki na swój ślub... I dzbanuszek! A wszystko to zdobione jakimiś kwiatuszkami... Nasza babcia by się ucieszyła! - No chyba, że Philip gustuje w takich rzeczach... Bo Ashley to chyba nie.
- Wiesz co? - zmrużyła groźnie oczy. Widziałem, że nie jest zadowolona moją reakcją, ale co ja poradzę? Naprawdę mnie to rozbawiło... Ja w ogóle nie mam pojęcia skąd przyszło jej do głowy, żeby kupić coś takiego.- Sam mogłeś coś kupić, jak jesteś taki mądry.
- Mogłaś zaczekać, aż wrócę...
- No jasne! I potem byśmy wszystko robili na ostatnią chwilę! Zresztą... Nic nie poradzę, nie jestem dobra w kupowaniu prezentów. Ale przecież zawsze się daje takie typowe rzeczy, które się przydadzą do nowego mieszkania... To co im miałam kupić!? - mogłem się spodziewać, że mój „wulkan” niedługo wybuchnie swoją słodką, gorącą lawą.
- Dobrze już, spokojnie – uniosłem ręce w geście obronnym, bo miałem wrażenie, że brunetka za chwilę jakimś nieznanym sposobem wyskoczy z monitora i się na mnie rzuci. I chodź nie widzieliśmy się od długiego czasu, z pewnością nie byłoby w tym nic pozytywnego z jej strony!- Jesteś jego siostrą i przyjaciółką jego narzeczonej więc na pewno nie zwrócą na to uwagi.
- Super, jak ty mnie wspierasz – mruknęła krzyżując ręce na piersi i westchnęła zrezygnowana opierając się o oparcie fotela. Moja słodka złośnica!
- Tęsknię za tobą – zrobiłem smutną minkę zmieniając zwinnie temat, aby troszkę ją udobruchać. To zawsze działało! Iv lubiła się temu opierać, ale i tak w końcu osiągałem swój cel. - Zrobisz mi striptiz? - poruszałem znacząco brwiami. Dziewczyna od razu się ożywiła, lecz niekoniecznie musiało oznaczać to pozytywną odpowiedź, niestety.
- Nie będę się rozbierała do kamery. Ogarnij się Kaulitz.
- Jeju noo.... - jęknąłem szczerze zawiedziony. Od tygodni nie mogłem jej dotknąć, pocałować... Przez to tworzyły się w mojej głowie różne, czasem głupie pomysły. I wiem, że gdyby się zgodziła, bym sobie tylko narobił smaku. Mogłoby być wtedy jeszcze gorzej, więc w sumie... Mam mądrą dziewczynę. Nie kusi swojego mężczyzny!
- Mogę ci zrobić, jak wrócisz – dodała na pocieszenie i posłała mi swój słodki uśmiech. Teraz taka chętna! A wcześniej jak prosiłem to tyle marudziła... No i jak zrozumieć taką kobietę? - Choć nie wiem, czy w ogóle zasługujesz...
- Ej, po takim poście zasługuję! - zawołałem oburzony.
- Ej, nie tylko ty pościsz, jakbyś nie zauważył.
- To nie moja wina. Mówiłem ci, jedź ze mną. Ale ty musiałaś coś nawymyślać...
- Oczywiście kochanie! Rzucę wszystko i wyjadę w trasę ze swoim facetem, żeby w przerwach między koncertami zaspakajać jego potrzeby seksualne – wyrecytowała na jednym wydechu. Czasami po prostu dyskusja z nią jest niemożliwa. Czy ona za bardzo nie wyolbrzymia? Zaraz tam wszystko... Tylko pracę, szkołę... Przygotowania do ślubu brata. No czy to jest tak wiele? Nikt by nie zauważył jakby zniknęła na kilka miesięcy...
- Pff...
- Też cię kocham – zacmokała ustami posyłając mi wirtualnego całusa. Dlaczego jeszcze nie wymyślili jakiegoś portalu, żeby można się tak w ciągu sekundy teleportować do innego miejsca na ziemi..? Musiałby mieć niezłe zasilanie, bo pewnie każdy chciałby go co chwilę używać.
- Właśnie, że mam tutaj wolny czas – oznajmiłem z przekonaniem. Bo mam! Tylko może nie tak wiele... Ale mam! - I przez ciebie muszę go spędzać w gronie facetów.
- Straszne...  Zwłaszcza, że ci faceci to twój kochany braciszek i najlepsi przyjaciele – wywróciła teatralnie oczami. Ona w ogóle za mną nie tęskni no, przecież ja widzę!
- A oni zabierają mnie do nocnych klubów!
- To dobrze, ja też się wybieram. Na wieczór panieński...
- To nie fair, mnie nie będzie na kawalerskim.
- Sam sobie robisz z zespołem, przed chwilą mówiłeś.
- To nie to samo! - zaprotestowałem. One na pewno będą tam oglądać jakichś sztucznie umięśnionych fagasów z protezami prącia w gaciach...
- Jęczysz dzisiaj strasznie. Weź sobie ulżyj pod prysznicem Pyśku – wyszczerzyła się ukazując swoje białe zęby. Ja naprawdę nie wiem, czy dojrzałość wiąże się ze wzrostem złośliwości u człowieka? Czasem mam takie wrażenie! - Ja muszę już kończyć. Mam dużo nauki.
- Znowu? Ty się ciągle uczysz, jak mnie nie ma! Przyznaj się, że to tylko taka wymówka, żebym nic nie podejrzewał...
- Oczywiście, jak ty dobrze mnie znasz – westchnęła kręcąc przy tym głową. - Zadzwoń powiedzieć mi „dobranoc”, jak już wrócicie z tego klubu – dodała wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Czy ona mi nie wierzy? Naprawdę idziemy dzisiaj na imprezę pf. - Papa – pomachała mi niczym pięcioletnia dziewczynka i ku mojemu rozczarowaniu zniknęła z ekranu laptopa.
Ostatnio czuję się, jakby moja dziewczyna była wirtualna. Albo co gorsza, jakbym sam sobie ją wymyślił! Mam wrażenie, że ona znosi znacznie lepiej naszą rozłąkę niż ja. To jakiś skandal. Muszę się wziąć w garść, bo długo tak nie pociągnę.
- Tom, ile można gadać!? - mój wspaniały brat wpadł do pokoju, jak tornado. Daję głowę, że podłoga w tym momencie zadrżała!
- No już skończyłem? - spojrzałem na niego, jak na... Lekko odstającego od społeczeństwa mężczyznę..? - A co chcesz?
- Chcemy już iść. Jest po dwudziestej – odparł już nieco spokojniej. I tak wiem, że ma chcicę! Na pewno chce się napić, albo przelecieć jakąś dziewczynę. On sądzi, że ktoś jeszcze wierzy w jego niewinność... Impossible.
- Dobra, tylko się jakoś ubiorę – rzuciłem zamykając swojego laptopa i podniosłem się z miejsca rozprostowując swoje zmęczone kości. Sam miałem ochotę trochę się rozerwać. Niby gramy koncerty i jest świetna zabawa, ale to jednak nie to samo. Na scenie nie napiję się piwa, czy dobrego drinka i nie popatrzę na tańczące dziewczyny. Trzeba się czasem zrelaksować, czy nie? Nawet Bill to wie!
- To się pośpiesz, czekamy na dole.

Pamiętam, że gdy tylko wkroczyłem w świat muzyki, stałem się typem imprezowicza. Lubiłem się dobrze bawić. Byłem bardzo młody zaczynając swoją przygodę w tym świecie. Niewiele jeszcze wiedziałem nie tylko o zwyczajnym życiu, ale już na pewno o życiu w wielkim świecie, wśród „wielkich” ludzi. Byłem oszołomiony tym wszystkim, co widziałem dookoła siebie. Myślałem, że tak trzeba. Że tak jest fajnie. Fajni ludzie imprezują, piją, wyrywają panienki. To jest przecież przypisane do stylu gwiazdy, czy nie? Więcej w tym wszystkim było mojej chęci bycia takim, jak inni, niż mnie samego. A wiadomo, gdy raz się wpadnie w wir... Chyba tylko cudem można się z niego wydostać. Mnie się udało nie zginąć. Nie zmienia to faktu, że popełniłem wiele błędów. Potrzebowałem dużo czasu, aby dojrzeć do pewnych spraw. Żeby zobaczyć na własne oczy, że można inaczej. Nie trzeba być takim jak wszyscy. Można mieć własne życie, własne poglądy, własny styl życia...A nawet swój osobisty sposób na rozrywkę! Tylko, gdy już do tego doszedłem trudno było mi zapomnieć o tym, co robiłem wcześniej. To trochę jak uzależnienie. Ciągle towarzyszyła mi chęć, aby do tego wracać... Bo przecież było fajnie. Robiłem co chciałem. Miałem wszystko na wyciągnięcie ręki.
Ivy... Ona pojawiła się właściwie, gdy stałem na rozstaju dróg. Nie wiedziałem jeszcze, czego właściwie chcę. Poza tym, że chciałem jakiejś zmiany. Pragnąłem przełomu w swoim życiu. Czegoś lepszego niż dotychczas... I to Ona była moim nowym początkiem.

Głośna muzyka, papierosowy dym wymieszany z tym sztucznym, dla efektów. Do tego wszystkiego smród spoconych i czasem pijanych ludzi. Cóż to może być? „Wspaniały” klub, wypełniony po brzegi ludźmi szukającymi rozrywki w każdej postaci. Nie, ja wcale nie ironizuję… Fuck. Serio, gdzie mój zapał? Kompletnie nie wiem czemu już to wszystko mnie tak nie kręci jak dawniej. A powinienem się w końcu trochę rozluźnić. Napić czegoś mocnego, zapalić papierosa. Tak, jak nie ma przy mnie Iv mogę palić do woli. Nikt nie będzie marudził mi nad uchem, że to śmierdzi, a to niezdrowe, a to penis mi od tego zmaleje… A właściwie skróci się? Cholera wie. Ona i te jej mądrości.
Przybyłem tu w towarzystwie brata i kumpli z zespołu, a jak zawsze nagle wszyscy się gdzieś rozpłynęli. Bill zginął w drodze do toalety. Zapewne wyrwał już jakąś panienkę. Naprawdę miał dziś chcicę… Gustav i Georg również sobie nie zamierzali darować zabawy. Proponowali mi, żebym poszedł z nimi… Gdzieś. W sumie zupełnie mi wyleciała nazwa tego miejsca, ale kto by się tym przejmował…? I tak o to pozostałem sam przy barze. Nie, żebym narzekał! Zamówiłem sobie piwo i popijając je obserwowałem tańczące dziewczyny. A było na co popatrzeć. Wszystkie skąpo ubrane, z długimi nogami, dość pokaźnymi piersiami. Do tego kocie, zmysłowe ruchy. Cóż… Taka rozrywka też dobra, prawda? Gdybym umiał jakoś się fajnie ruszać na parkiecie to chętnie bym do którejś dołączył. Kto wie, może udałoby mi się też coś pomacać… Tak, zdecydowanie brakuje mi kobiety u boku. Gdyby tylko Ivette wiedziała o czym teraz myślę!
- Cześć, mogę postawić ci drinka? – zmarszczyłem brwi słysząc nagle obok siebie kobiecy głos. Od razu odwróciłem się w kierunku jego właścicielki i pierwsze co zrobiłem, zlustrowałem ją z góry na dół. Długie, blond włosy. Duże zielone oczy, obcisła sukienka podkreślająca jej szczupłą sylwetkę i uwydatniająca spory biust. Pomyślałbym, że jest jakąś plastikową lalą, ale coś podpowiadało mi, że rzeczywistość jest zupełnie inna. Jej ton głosu był całkowicie naturalny, na twarzy też nie miała kilogram tapety… Wydawała się być całkiem sympatyczną i przede wszystkim NORMALNĄ blondynką. Ach, te stereotypy!
- Bardziej odpowiednie byłoby, abym to ja postawił go tobie – odezwałem się posyłając jej swój szelmowski uśmiech, gdy oczywiście już skończyłem analizować jej wygląd.
- Owszem. Gdybyś to ty dosiadł się do mnie… Poza tym, mamy równouprawnienie, prawda?
- Prawda – przyznałem kiwając przy tym twierdząco głową wyraźnie zaintrygowany. To zdecydowanie nie jest „plastik”. Nie zwlekając ani chwili wstałem ze swojego miejsca, dziewczyna uniosła brwi ze zdziwienia. Widocznie sądziła, że zamierzam odejść. Widać było rozczarowanie na jej twarzy. Ja zaś obszedłem ją i usiadłem po drugiej stronie, wtedy była już totalnie skołowana. – Hej, mogę postawić ci drinka? – zagadnąłem zupełnie, jakbym widział ją po raz pierwszy w życiu. Sztuka aktorska nigdy nie była mi obca. Lubiłem ją wykorzystywać do wyrywania panienek. Jej śmiech zdecydowanie był pozytywną reakcją. Czy którakolwiek zdołałaby mi się oprzeć? Przystojny, uroczy, zabawny… Oh, tak to właśnie ja!
- Bardzo chętnie – odparła w końcu, a ja nawołałem barmana nakazując mu podać coś specjalnego dla mojej towarzyszki. Sam zaś zamierzałem dopić póki co swoje piwo choć nie twierdzę, że na tym się skończy. Przeciwnie, mam wrażenie, że ta noc się dopiero rozkręca. Znalazłem już nawet ciekawe towarzystwo, albo raczej to ono znalazło mnie.
- Więc… Przyszłaś tu sama? – postanowiłem zacząć jakąś rozmowę. Coś musiało odciągnąć moją uwagę od jej dekoltu, prawda?
- Jak widać – rzekła krótko. Nie wydawała się być chętna drążyć tego tematu. Mnie za to dziwiła ta sytuacja. Ładna dziewczyna przychodzi sama do zatłoczonego, niezbyt ładnie pachnącego klubu i dosiada się do jakiegoś faceta? Gdyby nie sprawiała wrażenia inteligentnej pomyślałbym, że jest może jakąś prostytutką szukającą klienta. Czy coś… Intrygowała mnie z każdą chwilą coraz bardziej. W dodatku chyba nie była zbyt otwarta i chętna na zwierzenia. – A ty? – jej głos wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia. W tym momencie przypomniałem sobie również o swoim bracie i dwójce przyjaciół, których zdążyłem już zgubić.
- Właściwie też jestem sam – wzruszyłem ramionami także nie wdrażając się w temat. Nie wiem nawet, czy ona jest świadoma tego kim jestem?
- Twoja dziewczyna wie, gdzie włóczysz się nocami w przerwach między koncertami?
Tym razem to ja byłem zaskoczony. I jednocześnie otrzymałem odpowiedź na moje pytanie. Oczywiście, że wiedziała kim jestem. Mało tego, była bardzo dobrze poinformowana. Wiedziała o istnieniu Ivy. Mimo to wciąż uśmiechała się kokieteryjnie oczekując mojej reakcji.
- A czy musi o wszystkim wiedzieć? – odpowiedziałem dość niepewnie jak na siebie. Jakoś straciłem do niej zaufanie. Nie lubiłem, gdy ktoś wkraczał na temat mojego związku. A właściwie, gdy czynił to ktoś obcy. To zawsze wydawało mi się podejrzane. Tym bardziej, że obydwoje z Ivette postanowiliśmy nie rozmawiać z nikim na nasz temat. Ten związek był całkowicie prywatną sprawą, która nie miała prawa nigdy stać się pożywką dla fanów, czy dziennikarzy. Mogli cieszyć się jedynie zdjęciami od paparazzi, którym poszczęściło się od czasu do czasu.
- Ja bym była zazdrosna – wzruszyła ramionami wciąż zachowując ten sam wyraz twarzy. – Jak ona to znosi? – kontynuowała spuszczając na chwilę ze mnie swoje spojrzenie, aby sięgnąć do swojej torebki. Czy ja mam paranoje? Co ją obchodzi moja dziewczyna i jej potencjalna zazdrość? Swoją drogą chyba zdałem sobie właśnie sprawę, że pozwoliłem sobie na zbyt wiele zaczynając flirt z tą dziewczyną.
- Będziemy rozmawiać o mojej dziewczynie?
- A nie lubisz o niej mówić? – uniosła ponownie na mnie swój wzrok wyciągając jednocześnie paczkę papierosów ze swojej torebki. Obserwowałem uważnie jej ruchy odkąd tylko zaczęła temat Iv. Dlatego nie umknęło mi coś prostokątnego i lekko błyszczącego, przypominającego kształtem kartę do bankomatu ,wystające z wnętrza. Nie, na co dzień nie zaglądam do cudzych torebek. Ale tym razem coś mi podpowiadało, że znam ten przedmiot. Postanowiłem więc zaryzykować i nim dziewczyna zasunęła zamek wyciągnąłem rękę w jej kierunku sprawnie sięgając do torebki, która wciąż spoczywała na jej kolanach. Rzuciła mi zaskoczone spojrzenie, a ja z pełną satysfakcją wyciągnąłem plakietkę dziennikarską. Nie myliłem się. – O co chodzi? – udawała, że nie rozumie, ale tym razem nie dam się nabrać. Nie jestem żadnym idiotą! Dobra może trochę jestem, bo podrywałem przez moment jakąś pierwszą lepszą laskę w klubie choć w domu czeka na mnie fantastyczna dziewczyna, która zapewne za mną tęskni…
- Muszą ci nieźle płacić za takie szopki po godzinach – skwitowałem bez owijania w bawełnę i rzuciłem plakietkę  na blat baru. W międzyczasie zdążyłem przeczytać jej imię i nazwisko. – Ale chyba nie jesteś w tym zbyt doświadczona skoro popełniasz takie głupie błędy – dodałem jeszcze i podniosłem się ze swojego miejsca. Nie zamierzałem nawet z nią dłużej rozmawiać o czymkolwiek. Dla mnie była stracona. A miły wieczór dobiegł końca, szkoda. Miałem nadzieję trochę poflirtować, rozluźnić się, a tymczasem przyszła taka siksa i wyprowadziła człowieka z równowagi.
- Zaczekaj! – zawołała za mną, gdy już przeciskałem się przez tłum chcąc jak najszybciej stąd wyjść. – Przecież to nie tak! To tylko zbieg okoliczności…
- Oh, jaka błyskotliwa. Jednak wiesz o co chodzi! – zironizowałem wychodząc już na zewnątrz. Od razu też wyciągnąłem swój telefon, aby powiadomić przyjaciół, że wracam do hotelu. Nie, żeby to ich miało interesować… Ale jak już się ockną, mogą się przejąć, że zniknąłem? Nie? W każdym razie taka wiadomość nie zaszkodzi.
- Przecież to tylko praca… Jak sam zauważyłeś jest już dawno po godzinach! – zdziwiłem się wciąż słysząc jej głos za swoimi plecami. Liczyłem na to, że sobie już odpuści skoro ją zdemaskowałem. Pieprzona dziennikarka. Nie dasz jej informacji z własnej woli to wyciągnie je podstępem. Tego jeszcze szczerze mówiąc nie było w czasie mojej kariery. Ale nie zamierzam jej chwalić za oryginalność.
- Wy nigdy nie jesteście „po godzinach”. Spływaj stąd, nic ode mnie nie wyciągniesz – rzuciłem ostro po czym zapaliłem papierosa czując wciąż, jak ciśnienie w organizmie mi rośnie.
- Oczywiście! Bo wielki Tom Kaulitz ubzdurał sobie, że ukryje swój związek przed całym światem! Myślisz, że kim ty jesteś, co? Jesteś taką  samą osobą publiczną, jak pieprzona Angelina Jolie i Brad Pitt! Nie będziesz miał prywatności – wyrzuciła z siebie wyraźnie wyprowadzona z równowagi. Widzę, że przedstawienie dobiegło końca i gramy teraz w otwarte karty. – A może jest coś co chcecie ukryć, co!? Ciąża? Choroba? Chorobliwa zazdrość!? Może jakiś romans?
- Zaraz będziesz miała materiał na całą stronę, jak zrobię ci krzywdę – zagroziłem jej całkiem na poważnie biorąc pod uwagę użycie siły. Tak wiem, to skurwysyństwo uderzyć kobietę. Ale zawsze można ją nastraszyć… Choć wątpię, aby taka szuja się przestraszyła.
- Tak, to byłby ciekawy materiał, ale jakieś pięć lat temu. Teraz naszych czytelników, twoich fanów, interesuje wyłącznie życie prywatne, które tak bardzo ukrywasz przed całym światem.
- Moich fanów? – prychnąłem rzucając jej pogardliwe spojrzenie. – Moi fani mają znacznie więcej oleju w głowie. A cała reszta to psychopaci – podsumowałem nie ważąc słów.
- Mam sama coś wymyślić?
- Nie robi to na mnie wrażenia. Możesz pisać w tej swojej żałosnej gazecie co chcesz. A teraz żegnam! – definitywnie zakończyłem te idiotyczną dyskusję. Rzuciłem papierosa na ziemię przydeptując go butem i ruszyłem na postój taksówek. Powrót do hotelu był w tym momencie najlepszą opcją.

Zaczynało mnie już to wszystko powoli męczyć. Lubiłem swoją popularność. Przecież zawsze między innymi do tego dążyliśmy z zespołem spełniając jednocześnie swoje marzenia. Wiadomo jednak, że jak są plusy, to muszą być także jakieś minusy. Ostatnimi czasy paparazzi i dziennikarze dręczyli nas, a szczególnie mnie o mój związek. Chcieli wiedzieć zawsze więcej niż mogłem im powiedzieć… A właściwie, niż chciałem. Obydwoje nie chcieliśmy przekraczać pewnej granicy… I naprawdę ciężko było się trzymać ustalonych zasad. Czasami ktoś tak bardzo wiercił dziurę w brzuchu, że doprowadzał tym do szaleństwa i miałem chęć po prostu wszystko wykrzyczeć dla świętego spokoju… Ale przecież wiadomo, że i tak nie dali by spokoju nawet, gdyby znali każdy, najdrobniejszy szczegół z naszego prywatnego życia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz