poniedziałek, 15 grudnia 2014

Kartka nr 7. “Grow old with me. Let us share what we see and oh the best it could be, just you and I…”



Jest tak wiele drobnych sytuacji, które uskrzydlają człowieka. Docenia się je dopiero wtedy, gdy zostaje się sam na sam, z własnymi myślami. Jedną z nich jest moment kiedy wracasz do domu. Kiedy przestaję być już w nim sam.

- Co to za zapachy!
Już z przedpokoju usłyszałem głos Ivette i poczułem wielki napływ dumy dla samego siebie. Udało mi się wysprzątać mieszkanie przed jej powrotem na błysk, a w powietrzu rozpyliłem odświeżacz powietrza, który najwyraźniej dobrze spełniał swoje zadanie. Zdążyłem nawet przygotować kolację, wystarczy jeszcze nakryć tylko do stołu. Zostawiłem jednak wszystko w kuchni i wyszedłem swojej dziewczynie naprzeciw, z szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy.
- Jesteś taki niepozorny. Najpierw bronisz się rękoma i nogami od prac domowych, a gdy nie patrzę, wyprawiasz cuda na kiju – skomentowała od razu, gdy mnie tylko zobaczyła, co wywołało tylko jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy. Cóż… Miała trochę racji, jak zawsze. Ja po prostu lubię zaskakiwać! To jest w mojej naturze… A jako dumny facet, nie mogę tak znowu otwarcie przyznawać się, że będę sprzątał, czy gotował. No nie mogę!
- Inaczej nie byłoby niespodzianek – rzekłem tonem znawcy i objąłem ją ręką w pasie. Zdziwiłem się z jaką lekkością jej drobne ciało przywarło do mojego. Wydaje mi się, albo jest chudsza niż kiedykolwiek była! Chyba powinienem był zrobić na kolację coś bardziej tuczącego niż zwykłą sałatkę… Bałem się jednak, że mogę się nie wyrobić, więc już zbytnio nie kombinowałem. – Ale teraz siadaj do stołu, podam kolację – poleciłem kierując się do kuchni i po drodze prowadząc także Ivette do jadalni. Usadowiłem ją na jednym z krzeseł, a sam udałem się po talerze i sztućce. Nie miała innego wyjścia, jak grzecznie siedzieć i czekać. Zaplanowałem dla nas romantyczny, relaksujący wieczór i nic nie może tego zakłócić.
Nakryłem do stołu i przyniosłem moją sałatkę oraz dobre wino. Dla lepszego nastroju zapaliłem jeszcze kilka świeczek, które dzisiaj zakupiłem. Nim zająłem miejsce przy stole, nałożyłem nam sałatkę na talerze ( dla Ivy podwójną porcję, zamierzam ją PRZYTYĆ).
- Świętujemy coś dzisiaj? – odezwała się w końcu, gdy już usiadłem naprzeciwko niej. Spojrzałem na nią zdziwiony jednocześnie zastanawiając się, czy o czymś nie zapomniałem. Jakieś urodziny, rocznica, czy coś..?
- Nie? – zaprzeczyłem, aczkolwiek nie zabrzmiało to zbyt pewnie jak na mnie. – Ej, to po prostu kolejny romantyczny wieczór we dwoje – dodałem orientując się o co jej chodzi. Zrób kobiecie kolację, posprzątaj w domu, to ta jeszcze będzie doszukiwała się drugiego dna, bo jakże inaczej…
- Bill, z nami nie będzie jadł?
- Nie. Mówię, WE DWOJE – podkreśliłem i sięgnąłem po butelkę z winem, aby następnie uzupełnić nim nasze kieliszki. – A teraz jemy… Po kolacji przygotuję ci cudowną kąpiel z tymi wszystkimi olejkami i innymi atrakcjami – oznajmiłem z zadowoleniem. Oczywiście nie omieszkam dołączyć do tej kąpieli. – Pewnie jesteś zmęczona.
- No jestem, ale widzę, że zamierzasz dbać o odnowienie mojej energii.
- Oczywiście! Obiecuję, że nie będę cię męczył. Od razu po kąpieli możesz iść spać.
- Dobrze cię mieć.
- Ciebie też.
Kolacja wyszła po mojej myśli, więc cała reszta wieczoru nie mogłaby potoczyć się inaczej. Przygotowałem dla nas kąpiel z bąbelkami, naturalnie w łazience również zrobiłem odpowiedni nastrój nie tylko pachnącymi olejkami, ale także świecami.
Mamy na tyle dużą wannę, że bez problemu mieścimy się w niej obydwoje. Chociaż jestem pewien, że nawet jakby była całkiem zwyczajna, dalibyśmy sobie radę. Ivy siedziała między moimi nogami opierając się o tors, a jej głowa spoczywała na moim barku, w zagłębieniu szyi. Bawiła się moją dłonią, masując jej wnętrze i rysując palcami jakieś niewidzialne wzory. Przyjemne uczucie. Ona uwielbia to robić, a ja uwielbiam, gdy to robi. Nie mówiliśmy zbyt wiele, sytuacja tego nie wymagała. Czasem potrzebne są same gesty, bez żadnych słów. Musnąłem lekko jej policzek następnie przenosząc usta na jej szyję. Przechyliła lekko głowę w bok dając mi do zrozumienia, że chce więcej pieszczot. Nie omieszkałem spełnić jej życzenie. Miała przymknięte powieki, oddychała tak lekko i spokojnie. Oplotłem ją rękoma w pasie wtulając się mocniej w jej plecy, a moje wargi tym razem przywarły do skóry na jej ramieniu. Jestem ciekaw, co w takiej chwili kłębi się w głowie mojej ukochanej. Na pewno coś bardzo miłego, bo po jej twarzy błąka się delikatny, słodki uśmiech. Jest zadowolona i zrelaksowana, czyli osiągnąłem swój cel.
- Mogłabym tak leżeć tu całą wieczność – wymruczała rozmarzona. – Jak ty to robisz, że zawsze wiesz, czego potrzebuję?
- Po prostu cię kocham. Ty też zawsze wiesz, czego mi trzeba – odparłem z uśmiechem. Nie mniej jednak jej słowa dały mi kolejny powód do dumy. Czy nie każdy facet chciałby umieć tak świetnie zaspokajać potrzeby swojej kobiety? Wiedzieć czego pragnie i jej to dawać?
- Nie ma idealniejszej pary.
- Nie ma – potwierdziłem bez wahania. – Teraz wychodzimy z tej wanny, bo woda się zimna robi. A ty potrzebujesz się wyspać porządnie – zarządziłem, czemu też Ivette nie zamierzała się w żaden sposób sprzeciwiać. W końcu prawie pół godziny siedzieliśmy już w tej wodzie, to bardzo relaksujące zajęcie, ale dopóki nie zaczyna robić się chłodno. Brunetka wstała jako pierwsza, więc miałem też okazję, aby przyjrzeć się jej mokremu ciału w pełnej okazałości. Jest śliczna. Gdyby nie to, że była padnięta po całym dniu pracy, chętnie bym ją jeszcze tej nocy wymęczył w łóżku. Owinęła się białym ręcznikiem i taki sam podała również mi. Podczas, gdy poszła już do sypialni się ubrać, ja ogarnąłem łazienkę. Kiedy skończyłem, udałem się w ślad za nią. Zastałem ją siedzącą na łóżku i wcierającą w siebie jakiś pachnący balsam. Czułem jego zapach już przy wejściu.
- Pomóc ci? – uśmiechnąłem się do niej zadziornie. Choć wiedziałem, że dzisiejszej nocy nie spędzimy na figlowaniu w łóżku, w moich oczach i tak błąkało się pożądanie, gdy na nią patrzyłem.
- Lepiej przynieś mi maść z mojej torebki, trzeba w końcu zająć się twoim ramieniem – poleciła chyba w ogóle nie zauważając podtekstu w moich słowach! Ale dobrze, że chociaż ona pamięta o moich nieszczęsnych „bólach”. Nie miałem innego wyjścia, jak posłuchać swojej troskliwej dziewczyny. Według jej instrukcji skierowałem się do salonu, gdzie leżała owa torebka i zacząłem w niej szperać poszukując magicznego środka. Tak, przekop się człowieku przez damską torebkę. Zajęło mi to trochę czasu nim dotarłem do właściwego pudełeczka. Wróciłem do sypialni i usiadłem obok Ivette na łóżku podając jej maść. Dziewczyna od razu ją rozpakowała i nawet mnie nie uprzedzając, zaczęła ją rozsmarowywać na mojej skórze. Na początku była tak zimna, że aż się wzdrygnąłem. Po chwili jednak zrobiło się cieplej, do tego Ivy tak cudownie masowała moje ramię. Jej dłonie są po prostu do tego stworzone. Jej pacjenci w przyszłości będą normalnie śmigać w pełni zdrowia już po kilku spotkaniach z nią. Nie raz już mi w ten sposób ulżyła, albo chłopakom z zespołu.
- Lepiej?
- Cudownie – wymruczałem z zadowoleniem. Mogłaby tak robić bez przerwy. Zaśmiała się, najwyraźniej rozbawiona moją reakcją i na szczęście nie przestała mnie masować, a wręcz przeciwnie. Uklęknęła na łóżku i zaczęła to robić o wiele dokładniej przenosząc swoje dłonie także na barki i kark. Mógłbym się rozpłynąć. Coś niesamowicie odprężającego, nawet ta kąpiel nie może się z tym równać.
- Mam nadzieję, że to ci pomoże.
- O tak, już czuję, że jestem zdrów – rzekłem z przekonaniem w głosie. – Jesteś cudowna. To jednak nie ta maść jest magiczna, tylko twoje dłonie – dodałem łapiąc przy tym jej ręce i ucałowałem je soczyście.
- Tooom! – zawołała roześmiana i zaraz wyrwała mi swoje dłonie. – Całujesz, a mam na nich jeszcze resztki maści. Nie jest ona przeznaczona do ust – uświadomiła mnie wciąż rozbawiona i całując czule mój policzek podniosła się z miejsca. Oh, jakie to ma znaczenie? – Idę to zmyć.
- Doobrze – westchnąłem pozwalając jej odejść w kierunku łazienki, a sam wgramoliłem się pod kołdrę układając wygodnie na poduszce. Przez tą chwilę, gdy byłem sam w sypialni, zdałem sobie sprawę, że cały czas się uśmiecham. To takie świetne uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że naprawdę jesteś… Szczęśliwym człowiekiem.
- Gaszę światło – usłyszałem z końca sypialni jej głos i zaraz po tym nastała ciemność. Jedynie drobne światło przedzierało się z ulicy przez zasłony. A ja wciąż się uśmiechałem i ten uśmiech stał się jeszcze większy, gdy miejsce obok mnie zostało zajęte przez Ivy, która od razu się we mnie wtuliła układając głowę na moim torsie. Objąłem ją swoim ramieniem i ucałowałem w czoło. Teraz mogłem spokojnie zasnąć.

Moment, w którym wchodzisz do naszej sypialni. I już wiem, że ani tej nocy, ani kolejnej, nie będę spał sam. A budząc się rano, zobaczę Twoją słodką, pogrążoną w śnie twarz…

Ja, największy śpioch na świecie, gdy planuję wstać wcześniej niż moja dziewczyna, to nie może się nigdy udać. Tym bardziej, że ona wstaje naprawdę bardzo wcześnie! A moim celem na najbliższe dni jest dopieszczanie jej w każdy możliwy sposób. I to wcale nie jest tak, że coś przeskrobałem, a teraz próbuję ją udobruchać. Bo nic nie zrobiłem, a wszystko co robi mój bliźniak, nie ma żadnego związku ze mną! Nie zmienia to jednak faktu, że jakieś obawy mam. Wszystko przez to, że ja zawsze muszę coś zauważyć, a potem to drążyć… I na co mi to było?
Zgodnie z moimi przypuszczeniami, oczywiście nie udało mi się obudzić przed Ivy. Ale miałem na tyle czujny sen, aby zbudzić się, gdy ona już wstawała. Od razu otworzyłem szeroko oczy z poczuciem, że o czymś zapomniałem. Nie było to nic istotnego, bo przecież tylko mój własny plan, który sobie stworzyłem. Byłem jeszcze cholernie zaspany, ale musiałem się w sobie zmobilizować. Tu chodzi o moją godność! No muszę udowodnić sobie, że jak chcę, to potrafię. A przy okazji sprawić, żeby Ivette była pozytywnie zaskoczona. Orientując się więc, że Brunetka już wygrzebuje się spod kołdry z zamiarem opuszczenia naszego łóża, poderwałem się gwałtownie i złapałem ją mocno w pasie przyciągając w swoją stronę. Pisnęła wystraszona, co nie do końca było moim zamiarem… Chyba powinienem lepiej dopracowywać swoje pomysły na przyszłość.
- Tom, oszalałeś? Co ty wyprawiasz? – spojrzała na mnie groźnie, gdy leżała już na plecach z głową przy moim torsie.
- Wybacz, po prostu zniszczysz moje plany, jeśli wstaniesz przede mną – oznajmiłem i zawisnąłem nad nią uniemożliwiając jej podniesienie się z miejsca.
- No świetnie, ale nie mam czasu teraz na twoje zabawy. Spóźnię się – rzekła nie wyrażając nawet odrobiny entuzjazmu. No czemu ona tak mnie nie docenia! Najważniejsze tylko, żeby się nie spóźnić pf. A ja wstaje dla niej z samego rana! Chociaż wcale nie muszę… Chcę być po prostu kochany!
- Nie spóźnisz – zapewniłem i na poprawę nastroju obdarowałem ją kilkoma pocałunkami w policzek, brodę oraz usta. – Możesz iść teraz do łazienki – dodałem przechodząc na drugą stronę łóżka. Nie wyglądała na wniebowziętą, ale i tak jej twarz znacznie się rozpogodziła! Poza tym, nie wiedziała co kombinuję, więc to jej nie pasowało. Ona zawsze wszystko musi wiedzieć. Ja tymczasem wstałem i nie mówiąc jej nic więcej, udałem się do kuchni. Pierwsze co zrobiłem, to się porządnie rozciągnąłem i przetarłem zaspaną twarz. Po tym mogłem się zająć przygotowaniem śniadania. Nie było to nic nadzwyczajnego, ale wiedziałem, że gdybym nie wstał, moja dziewczyna wyszłaby z domu głodna. Bo przecież nie ma na nic czasu. To takie przewidywalne… Może dlatego, że spędza pół godziny w łazience?
Zrobienie kanapek  i kawy zajęło mi mniej czasu niż poranna toaleta Ivette. To już o czymś świadczy! Na przykład, że moja dziewczyna ma też pewne wspólne cechy z typowym obrazem kobiety. Nim skończyła, zdążyłem jeszcze przygotować jej śniadanie do pracy. Mam tylko nadzieję, że za bardzo się nie przyzwyczai bo chyba nie chciałbym wstawać codziennie o tej porze… Trudno być kochanym facetem.
- Więc to było, to twoje ważne zadanie? – drgnąłem słysząc znienacka za sobą jej głos, a  po chwili poczułem, jak przytula się do moich pleców oplatając rękoma w pasie. – Jak mam zdążyć to zjeść?
- Oh, normalnie. Przestań już się martwić o ten czas ciągle.
- Nie każdy żyje tak beztrosko, jak ty – mruknęła muskając ustami mój bark. Chcę więcej takich czułości! Nienawidzę jej pracy.
- Odwiozę cię. A teraz siadaj i jedz, bo za chwilę się rozmyślę i w ogóle cię nie wypuszczę z domu – odwróciłem się do niej przodem i popchnąłem ją lekko w kierunku stołu. Sam także zająłem przy nim miejsce.
- A powiesz mi, co ci się stało? – jej wzrok, jak zwykle był pełen podejrzeń. Czy moje zachowanie naprawdę, aż tak mocno odbiega od normy?
- Chcę zjeść z tobą śniadanie – oznajmiłem podsuwając jej pod nos talerz z kanapkami. – Sama nie masz czasu nigdy nic przygotować, więc cię wyręczyłem. Poza tym, gdy pracujesz, widzimy się praktycznie tylko wieczorami, bo rano ja zwykle śpię, jak wychodzisz. Czasem cię odwiedzę w pracy, ale sama wiesz jak to wygląda.
- Więc po prostu jesteś kochającym, wspaniałym facetem? – uniosła brwi uśmiechając się zadziornie pod nosem. Uznałem to pytanie jednak za retoryczne i darowałem sobie udzielanie odpowiedzi. Po prostu odwzajemniłem jej uśmiech i wziąłem jedną z kanapek czując, że burczy mi już w brzuchu. Wbrew temu, że Ivette dużo marudzi, że nie ma czasu i że się spóźni, udało nam się zjeść śniadanie bez żadnego pośpiechu i w przyjemnej atmosferze. Jej twarz była pogodna, a oczy wesoło błyszczały. W dodatku patrzyła na mnie w taki wyjątkowy sposób, jakbym co najmniej spełnił jej marzenia. Dla takich efektów, moje poświęcenie jest naprawdę niczym wielkim. Prawdopodobnie od tego dnia, będę już zawsze wstawał razem z nią.

To wcale nie tak, że dopiero wtedy odkryłem, ile dobrego do wspólnego życia wnosi jedzenie razem śniadań. To bardzo banalne, a sprawia, że nowy dzień zaczyna się znacznie lepiej niż zwykle. Taki poranek staje się czymś wyjątkowym. Bo nie budzę się sam, mam z kim podzielić się górą kanapek i wypić kawę. Tamtego dnia pomyślałem sobie, że chcę już zawsze móc budzić się rano obok Ciebie i mówić Ci „dzień dobry”. Przecież tak niewiele trzeba Nam do szczęścia…

Po śniadaniu, tak jak obiecałem, odwiozłem Ivy do pracy. Wracając wstąpiłem jeszcze na małe zakupy spożywcze, aby uzupełnić nasze zapasy.  Wszystkiego wziąłem podwójnie z myślą o swoim bracie. Może jak przyniosę mu zakupy, przestanie się na mnie dąsać o naszą ostatnią rozmowę. Wyszło trochę nazbyt dramatycznie, a nie tak miało być. Ja po prostu się martwię i kompletnie nie wiem co mam robić, a gdy nie wiem… To czasem przesadzam. Dziś jednak mam niebywale dobry humor i trzeba to wykorzystać nawet na przymilanie się braciszkowi. Jemu też się coś ode mnie czasem należy… Także nie przypadkiem w koszyku na zakupy znalazły się również jego ulubione produkty.
- Co ty, jeszcze śpisz!? – zawołałem od progu, gdy mój zaspany bliźniak po dobrych dziesięciu minutach raczył w końcu zwlec się z łóżka i mi otworzyć. Było po dziesiątej, to chyba jeszcze znośna pora na pobudkę?
- Jak widać, już nie – odparł ironicznie, co zignorowałem udając się do jego kuchni, żeby zostawić tam zakupy. Bill od razu poszedł w moje ślady ciekawsko spoglądając na reklamówkę, którą ze sobą przyniosłem. – Co tam masz?
- Wszystko co najlepsze, czyli żarcie – oświadczyłem z szerokim uśmiechem. – Robiłem zakupy i pomyślałem także o tobie.
- Tak zupełnie bezinteresownie?
- No serio!? Czemu wszyscy uważają, że coś przeskrobałem, albo czegoś chcę, gdy jestem po prostu miły? – zirytowałem się. Najpierw podejrzliwa Ivette, teraz mój brat. Kto następny? Widocznie bycie uprzejmym człowiekiem, który nie myśli wyłącznie o sobie, jest już w tych czasach czymś na skalę gwiazdy spadającej z nieba.
- Bo jesteś patentowanym leniem, Tom – uświadomił mnie, jak gdyby nigdy nic i wyciągnął z reklamówki banana. Ja natomiast westchnąłem ciężko ze zrezygnowaniem. Zacznę mieć kompleksy przez takie gadanie. Naprawdę zaczynam się czuć z tym źle! Może powinienem coś zmienić w swoim życiu?
- A tak w ogóle…
- Tylko nie zaczynaj znowu tego tematu, wałkujemy go od kilku dni i już rzygam tym wszystkim – przerwał mi, nim zdążyłem się w ogóle wysłowić. Co za chamski facet! Wcale nie jest łatwo mówić o pewnych sprawach, a ten mi jeszcze wchodzi w słowo.
- Nie zamierzam nic zaczynać – rzekłem z oburzeniem. – Chciałem cię tylko przeprosić za swoje zachowanie. Ale ty musisz wszystko psuć – podsumowałem krzyżując ręce na piersi niczym mały, obrażony chłopiec.
- Przeprosić? – uniósł wysoko brwi wyrażając swoje zdziwienie i odgryzł kawałek banana. – To naprawdę słodkie.
- Zrobiłeś się strasznie wredny, zapewne przez to, że za długo jesteś już sam – skwitowałem z przekąsem. – Ale jeśli nie chcesz mojego wsparcia, nie zamierzam się dłużej narzucać.
- No nie obrażaj się od razu, jak baba! – zawołał cały czas mieląc w ustach owoc. Nie to wcale nie jest irytujące, gdy mój brat w czasie rozmowy żre banana. Ten mój stoicki spokój… Jestem przecież dojrzałym mężczyzną. Dojrzały mężczyzna. – Doceniam twoją troskę, po prostu cały czas negujesz to co robię. Nie myślisz o tym co czuję i nie to jest dla ciebie ważne, tylko strach przed tym, że rozwalę związek brata twojej dziewczyny. Co najmniej, jakby to na ciebie miała spaść cała odpowiedzialność za to wszystko – wyrecytował, gdy już przełknął to co miał w buzi i mógł znacznie poważniej podjąć temat. To co mówił, nie było wcale takie głupie. Dostrzegałem sens w tych słowach! Może miał trochę racji. Obawy przed możliwym konsekwencjami, zupełnie przysłoniły mi myślenie. Łatwo mi wszystko oceniać podczas, gdy mój związek kwitnie i moja kobieta jest przy mnie, kocha mnie i najprawdopodobniej tak będzie już do końca naszego życia, a Bill… No właśnie. Z jego perspektywy wszystko musi wyglądać inaczej. Dla mnie jest to po prostu proste. Skoro Ashlee wychodzi za mąż, Bill powinien dać sobie z nią spokój… Tyle, że on ją kocha. Co ja bym zrobił, gdyby to była Ivette? Może faktycznie bym stchórzył i odpuścił, tak jak mi niedawno zarzucił mój własny brat? Nie wyobrażam sobie jednak swojego życia bez Ivy. Na samą myśl o potencjalnym rozstaniu mam nieprzyjemne dreszcze na ciele i wracają przykre wspomnienia. Nie chcę nigdy więcej być bez niej…
- Dobrze. Masz rację, właśnie dlatego chciałem cię przeprosić – odezwałem się w końcu, gdy już przeanalizowałem wszystko w swojej głowie i poukładałem myśli. – Nie będę was więcej oceniał. Mam nadzieję,  że cokolwiek zrobicie, nie będziecie tego żałowali i da wam to szczęście…
- Tom, proszę cię. Nie filozofuj, bo to do ciebie nie pasuje – spojrzał na mnie wymownie i poklepał po ramieniu, co najmniej, jakbym to ja potrzebował pocieszenia. SERIO? – Ale przyjmuję twoje przeprosiny i mogę cię zaprosić na śniadanie.
- Jadłem już śniadanie…
- No to drugie śniadanie! Przecież ty zawsze jesteś głodny – stwierdził wzruszając przy tym ramionami, na co ja skinąłem głową śmiejąc się pod nosem. Cóż, znowu miał rację. Jedzenia nigdy nie mam dość. Dlatego też siłownia jest dla mnie tak istotnym elementem mojego życia. Na szczęście zarówno jedzenie, jak i wysiłek fizyczny, sprawiają mi przyjemność i nie mam z tym żadnych problemów.
Zostałem więc na śniadaniu u brata, przy którym mieliśmy jeszcze okazję trochę podyskutować. Na szczęście nasze tematy nie kończą się wyłącznie na Ashlee i Philipie. Człowiekowi od razu lepiej, gdy może się w końcu wyluzować i porozmawiać o czymś  neutralnym, bez żadnych niepotrzebnych spin. I tak właśnie powinno być zawsze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz