Jest tak wiele
drobnych sytuacji, które uskrzydlają człowieka. Docenia się je dopiero wtedy,
gdy zostaje się sam na sam, z własnymi myślami. Jedną z nich jest moment kiedy
wracasz do domu. Kiedy przestaję być już w nim sam.
-
Co to za zapachy!
Już
z przedpokoju usłyszałem głos Ivette i poczułem wielki napływ dumy dla samego
siebie. Udało mi się wysprzątać mieszkanie przed jej powrotem na błysk, a w
powietrzu rozpyliłem odświeżacz powietrza, który najwyraźniej dobrze spełniał
swoje zadanie. Zdążyłem nawet przygotować kolację, wystarczy jeszcze nakryć
tylko do stołu. Zostawiłem jednak wszystko w kuchni i wyszedłem swojej
dziewczynie naprzeciw, z szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy.
-
Jesteś taki niepozorny. Najpierw bronisz się rękoma i nogami od prac domowych,
a gdy nie patrzę, wyprawiasz cuda na kiju – skomentowała od razu, gdy mnie
tylko zobaczyła, co wywołało tylko jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy.
Cóż… Miała trochę racji, jak zawsze. Ja po prostu lubię zaskakiwać! To jest w
mojej naturze… A jako dumny facet, nie mogę tak znowu otwarcie przyznawać się,
że będę sprzątał, czy gotował. No nie mogę!
-
Inaczej nie byłoby niespodzianek – rzekłem tonem znawcy i objąłem ją ręką w
pasie. Zdziwiłem się z jaką lekkością jej drobne ciało przywarło do mojego.
Wydaje mi się, albo jest chudsza niż kiedykolwiek była! Chyba powinienem był
zrobić na kolację coś bardziej tuczącego niż zwykłą sałatkę… Bałem się jednak,
że mogę się nie wyrobić, więc już zbytnio nie kombinowałem. – Ale teraz siadaj
do stołu, podam kolację – poleciłem kierując się do kuchni i po drodze
prowadząc także Ivette do jadalni. Usadowiłem ją na jednym z krzeseł, a sam
udałem się po talerze i sztućce. Nie miała innego wyjścia, jak grzecznie
siedzieć i czekać. Zaplanowałem dla nas romantyczny, relaksujący wieczór i nic
nie może tego zakłócić.
Nakryłem
do stołu i przyniosłem moją sałatkę oraz dobre wino. Dla lepszego nastroju
zapaliłem jeszcze kilka świeczek, które dzisiaj zakupiłem. Nim zająłem miejsce przy
stole, nałożyłem nam sałatkę na talerze ( dla Ivy podwójną porcję, zamierzam ją
PRZYTYĆ).
-
Świętujemy coś dzisiaj? – odezwała się w końcu, gdy już usiadłem naprzeciwko
niej. Spojrzałem na nią zdziwiony jednocześnie zastanawiając się, czy o czymś
nie zapomniałem. Jakieś urodziny, rocznica, czy coś..?
-
Nie? – zaprzeczyłem, aczkolwiek nie zabrzmiało to zbyt pewnie jak na mnie. – Ej,
to po prostu kolejny romantyczny wieczór we dwoje – dodałem orientując się o co
jej chodzi. Zrób kobiecie kolację, posprzątaj w domu, to ta jeszcze będzie
doszukiwała się drugiego dna, bo jakże inaczej…
-
Bill, z nami nie będzie jadł?
-
Nie. Mówię, WE DWOJE – podkreśliłem i sięgnąłem po butelkę z winem, aby
następnie uzupełnić nim nasze kieliszki. – A teraz jemy… Po kolacji przygotuję
ci cudowną kąpiel z tymi wszystkimi olejkami i innymi atrakcjami – oznajmiłem z
zadowoleniem. Oczywiście nie omieszkam dołączyć do tej kąpieli. – Pewnie jesteś
zmęczona.
-
No jestem, ale widzę, że zamierzasz dbać o odnowienie mojej energii.
-
Oczywiście! Obiecuję, że nie będę cię męczył. Od razu po kąpieli możesz iść
spać.
-
Dobrze cię mieć.
-
Ciebie też.
Kolacja
wyszła po mojej myśli, więc cała reszta wieczoru nie mogłaby potoczyć się
inaczej. Przygotowałem dla nas kąpiel z bąbelkami, naturalnie w łazience
również zrobiłem odpowiedni nastrój nie tylko pachnącymi olejkami, ale także
świecami.
Mamy
na tyle dużą wannę, że bez problemu mieścimy się w niej obydwoje. Chociaż
jestem pewien, że nawet jakby była całkiem zwyczajna, dalibyśmy sobie radę. Ivy
siedziała między moimi nogami opierając się o tors, a jej głowa spoczywała na
moim barku, w zagłębieniu szyi. Bawiła się moją dłonią, masując jej wnętrze i
rysując palcami jakieś niewidzialne wzory. Przyjemne uczucie. Ona uwielbia to
robić, a ja uwielbiam, gdy to robi. Nie mówiliśmy zbyt wiele, sytuacja tego nie
wymagała. Czasem potrzebne są same gesty, bez żadnych słów. Musnąłem lekko jej
policzek następnie przenosząc usta na jej szyję. Przechyliła lekko głowę w bok
dając mi do zrozumienia, że chce więcej pieszczot. Nie omieszkałem spełnić jej
życzenie. Miała przymknięte powieki, oddychała tak lekko i spokojnie. Oplotłem
ją rękoma w pasie wtulając się mocniej w jej plecy, a moje wargi tym razem
przywarły do skóry na jej ramieniu. Jestem ciekaw, co w takiej chwili kłębi się
w głowie mojej ukochanej. Na pewno coś bardzo miłego, bo po jej twarzy błąka
się delikatny, słodki uśmiech. Jest zadowolona i zrelaksowana, czyli osiągnąłem
swój cel.
-
Mogłabym tak leżeć tu całą wieczność – wymruczała rozmarzona. – Jak ty to
robisz, że zawsze wiesz, czego potrzebuję?
-
Po prostu cię kocham. Ty też zawsze wiesz, czego mi trzeba – odparłem z
uśmiechem. Nie mniej jednak jej słowa dały mi kolejny powód do dumy. Czy nie
każdy facet chciałby umieć tak świetnie zaspokajać potrzeby swojej kobiety?
Wiedzieć czego pragnie i jej to dawać?
-
Nie ma idealniejszej pary.
-
Nie ma – potwierdziłem bez wahania. – Teraz wychodzimy z tej wanny, bo woda się
zimna robi. A ty potrzebujesz się wyspać porządnie – zarządziłem, czemu też
Ivette nie zamierzała się w żaden sposób sprzeciwiać. W końcu prawie pół
godziny siedzieliśmy już w tej wodzie, to bardzo relaksujące zajęcie, ale
dopóki nie zaczyna robić się chłodno. Brunetka wstała jako pierwsza, więc
miałem też okazję, aby przyjrzeć się jej mokremu ciału w pełnej okazałości.
Jest śliczna. Gdyby nie to, że była padnięta po całym dniu pracy, chętnie bym
ją jeszcze tej nocy wymęczył w łóżku. Owinęła się białym ręcznikiem i taki sam
podała również mi. Podczas, gdy poszła już do sypialni się ubrać, ja ogarnąłem
łazienkę. Kiedy skończyłem, udałem się w ślad za nią. Zastałem ją siedzącą na
łóżku i wcierającą w siebie jakiś pachnący balsam. Czułem jego zapach już przy
wejściu.
-
Pomóc ci? – uśmiechnąłem się do niej zadziornie. Choć wiedziałem, że
dzisiejszej nocy nie spędzimy na figlowaniu w łóżku, w moich oczach i tak
błąkało się pożądanie, gdy na nią patrzyłem.
-
Lepiej przynieś mi maść z mojej torebki, trzeba w końcu zająć się twoim
ramieniem – poleciła chyba w ogóle nie zauważając podtekstu w moich słowach! Ale
dobrze, że chociaż ona pamięta o moich nieszczęsnych „bólach”. Nie miałem
innego wyjścia, jak posłuchać swojej troskliwej dziewczyny. Według jej
instrukcji skierowałem się do salonu, gdzie leżała owa torebka i zacząłem w
niej szperać poszukując magicznego środka. Tak, przekop się człowieku przez
damską torebkę. Zajęło mi to trochę czasu nim dotarłem do właściwego
pudełeczka. Wróciłem do sypialni i usiadłem obok Ivette na łóżku podając jej
maść. Dziewczyna od razu ją rozpakowała i nawet mnie nie uprzedzając, zaczęła
ją rozsmarowywać na mojej skórze. Na początku była tak zimna, że aż się
wzdrygnąłem. Po chwili jednak zrobiło się cieplej, do tego Ivy tak cudownie
masowała moje ramię. Jej dłonie są po prostu do tego stworzone. Jej pacjenci w
przyszłości będą normalnie śmigać w pełni zdrowia już po kilku spotkaniach z
nią. Nie raz już mi w ten sposób ulżyła, albo chłopakom z zespołu.
-
Lepiej?
-
Cudownie – wymruczałem z zadowoleniem. Mogłaby tak robić bez przerwy. Zaśmiała
się, najwyraźniej rozbawiona moją reakcją i na szczęście nie przestała mnie
masować, a wręcz przeciwnie. Uklęknęła na łóżku i zaczęła to robić o wiele
dokładniej przenosząc swoje dłonie także na barki i kark. Mógłbym się
rozpłynąć. Coś niesamowicie odprężającego, nawet ta kąpiel nie może się z tym
równać.
-
Mam nadzieję, że to ci pomoże.
-
O tak, już czuję, że jestem zdrów – rzekłem z przekonaniem w głosie. – Jesteś
cudowna. To jednak nie ta maść jest magiczna, tylko twoje dłonie – dodałem
łapiąc przy tym jej ręce i ucałowałem je soczyście.
-
Tooom! – zawołała roześmiana i zaraz wyrwała mi swoje dłonie. – Całujesz, a mam
na nich jeszcze resztki maści. Nie jest ona przeznaczona do ust – uświadomiła
mnie wciąż rozbawiona i całując czule mój policzek podniosła się z miejsca. Oh,
jakie to ma znaczenie? – Idę to zmyć.
-
Doobrze – westchnąłem pozwalając jej odejść w kierunku łazienki, a sam
wgramoliłem się pod kołdrę układając wygodnie na poduszce. Przez tą chwilę, gdy
byłem sam w sypialni, zdałem sobie sprawę, że cały czas się uśmiecham. To takie
świetne uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że naprawdę jesteś… Szczęśliwym
człowiekiem.
-
Gaszę światło – usłyszałem z końca sypialni jej głos i zaraz po tym nastała
ciemność. Jedynie drobne światło przedzierało się z ulicy przez zasłony. A ja
wciąż się uśmiechałem i ten uśmiech stał się jeszcze większy, gdy miejsce obok
mnie zostało zajęte przez Ivy, która od razu się we mnie wtuliła układając
głowę na moim torsie. Objąłem ją swoim ramieniem i ucałowałem w czoło. Teraz
mogłem spokojnie zasnąć.
Moment, w którym
wchodzisz do naszej sypialni. I już wiem, że ani tej nocy, ani kolejnej, nie
będę spał sam. A budząc się rano, zobaczę Twoją słodką, pogrążoną w śnie twarz…
Ja,
największy śpioch na świecie, gdy planuję wstać wcześniej niż moja dziewczyna,
to nie może się nigdy udać. Tym bardziej, że ona wstaje naprawdę bardzo
wcześnie! A moim celem na najbliższe dni jest dopieszczanie jej w każdy możliwy
sposób. I to wcale nie jest tak, że coś przeskrobałem, a teraz próbuję ją
udobruchać. Bo nic nie zrobiłem, a wszystko co robi mój bliźniak, nie ma
żadnego związku ze mną! Nie zmienia to jednak faktu, że jakieś obawy mam. Wszystko
przez to, że ja zawsze muszę coś zauważyć, a potem to drążyć… I na co mi to
było?
Zgodnie
z moimi przypuszczeniami, oczywiście nie udało mi się obudzić przed Ivy. Ale
miałem na tyle czujny sen, aby zbudzić się, gdy ona już wstawała. Od razu
otworzyłem szeroko oczy z poczuciem, że o czymś zapomniałem. Nie było to nic
istotnego, bo przecież tylko mój własny plan, który sobie stworzyłem. Byłem
jeszcze cholernie zaspany, ale musiałem się w sobie zmobilizować. Tu chodzi o
moją godność! No muszę udowodnić sobie, że jak chcę, to potrafię. A przy okazji
sprawić, żeby Ivette była pozytywnie zaskoczona. Orientując się więc, że
Brunetka już wygrzebuje się spod kołdry z zamiarem opuszczenia naszego łóża,
poderwałem się gwałtownie i złapałem ją mocno w pasie przyciągając w swoją
stronę. Pisnęła wystraszona, co nie do końca było moim zamiarem… Chyba powinienem
lepiej dopracowywać swoje pomysły na przyszłość.
-
Tom, oszalałeś? Co ty wyprawiasz? – spojrzała na mnie groźnie, gdy leżała już
na plecach z głową przy moim torsie.
-
Wybacz, po prostu zniszczysz moje plany, jeśli wstaniesz przede mną – oznajmiłem
i zawisnąłem nad nią uniemożliwiając jej podniesienie się z miejsca.
-
No świetnie, ale nie mam czasu teraz na twoje zabawy. Spóźnię się – rzekła nie
wyrażając nawet odrobiny entuzjazmu. No czemu ona tak mnie nie docenia!
Najważniejsze tylko, żeby się nie spóźnić pf. A ja wstaje dla niej z samego
rana! Chociaż wcale nie muszę… Chcę być po prostu kochany!
-
Nie spóźnisz – zapewniłem i na poprawę nastroju obdarowałem ją kilkoma pocałunkami
w policzek, brodę oraz usta. – Możesz iść teraz do łazienki – dodałem
przechodząc na drugą stronę łóżka. Nie wyglądała na wniebowziętą, ale i tak jej
twarz znacznie się rozpogodziła! Poza tym, nie wiedziała co kombinuję, więc to
jej nie pasowało. Ona zawsze wszystko musi wiedzieć. Ja tymczasem wstałem i nie
mówiąc jej nic więcej, udałem się do kuchni. Pierwsze co zrobiłem, to się
porządnie rozciągnąłem i przetarłem zaspaną twarz. Po tym mogłem się zająć
przygotowaniem śniadania. Nie było to nic nadzwyczajnego, ale wiedziałem, że
gdybym nie wstał, moja dziewczyna wyszłaby z domu głodna. Bo przecież nie ma na
nic czasu. To takie przewidywalne… Może dlatego, że spędza pół godziny w
łazience?
Zrobienie
kanapek i kawy zajęło mi mniej czasu niż
poranna toaleta Ivette. To już o czymś świadczy! Na przykład, że moja
dziewczyna ma też pewne wspólne cechy z typowym obrazem kobiety. Nim skończyła,
zdążyłem jeszcze przygotować jej śniadanie do pracy. Mam tylko nadzieję, że za
bardzo się nie przyzwyczai bo chyba nie chciałbym wstawać codziennie o tej
porze… Trudno być kochanym facetem.
-
Więc to było, to twoje ważne zadanie? – drgnąłem słysząc znienacka za sobą jej
głos, a po chwili poczułem, jak przytula
się do moich pleców oplatając rękoma w pasie. – Jak mam zdążyć to zjeść?
-
Oh, normalnie. Przestań już się martwić o ten czas ciągle.
-
Nie każdy żyje tak beztrosko, jak ty – mruknęła muskając ustami mój bark. Chcę
więcej takich czułości! Nienawidzę jej pracy.
-
Odwiozę cię. A teraz siadaj i jedz, bo za chwilę się rozmyślę i w ogóle cię nie
wypuszczę z domu – odwróciłem się do niej przodem i popchnąłem ją lekko w
kierunku stołu. Sam także zająłem przy nim miejsce.
-
A powiesz mi, co ci się stało? – jej wzrok, jak zwykle był pełen podejrzeń. Czy
moje zachowanie naprawdę, aż tak mocno odbiega od normy?
-
Chcę zjeść z tobą śniadanie – oznajmiłem podsuwając jej pod nos talerz z
kanapkami. – Sama nie masz czasu nigdy nic przygotować, więc cię wyręczyłem. Poza
tym, gdy pracujesz, widzimy się praktycznie tylko wieczorami, bo rano ja zwykle
śpię, jak wychodzisz. Czasem cię odwiedzę w pracy, ale sama wiesz jak to
wygląda.
-
Więc po prostu jesteś kochającym, wspaniałym facetem? – uniosła brwi
uśmiechając się zadziornie pod nosem. Uznałem to pytanie jednak za retoryczne i
darowałem sobie udzielanie odpowiedzi. Po prostu odwzajemniłem jej uśmiech i
wziąłem jedną z kanapek czując, że burczy mi już w brzuchu. Wbrew temu, że
Ivette dużo marudzi, że nie ma czasu i że się spóźni, udało nam się zjeść
śniadanie bez żadnego pośpiechu i w przyjemnej atmosferze. Jej twarz była
pogodna, a oczy wesoło błyszczały. W dodatku patrzyła na mnie w taki wyjątkowy
sposób, jakbym co najmniej spełnił jej marzenia. Dla takich efektów, moje
poświęcenie jest naprawdę niczym wielkim. Prawdopodobnie
od tego dnia, będę już zawsze wstawał razem z nią.
To wcale nie tak,
że dopiero wtedy odkryłem, ile dobrego do wspólnego życia wnosi jedzenie razem
śniadań. To bardzo banalne, a sprawia, że nowy dzień zaczyna się znacznie
lepiej niż zwykle. Taki poranek staje się czymś wyjątkowym. Bo nie budzę się
sam, mam z kim podzielić się górą kanapek i wypić kawę. Tamtego dnia pomyślałem
sobie, że chcę już zawsze móc budzić się rano obok Ciebie i mówić Ci „dzień
dobry”. Przecież tak niewiele trzeba Nam do szczęścia…
Po
śniadaniu, tak jak obiecałem, odwiozłem Ivy do pracy. Wracając wstąpiłem
jeszcze na małe zakupy spożywcze, aby uzupełnić nasze zapasy. Wszystkiego wziąłem podwójnie z myślą o swoim
bracie. Może jak przyniosę mu zakupy, przestanie się na mnie dąsać o naszą
ostatnią rozmowę. Wyszło trochę nazbyt dramatycznie, a nie tak miało być. Ja po
prostu się martwię i kompletnie nie wiem co mam robić, a gdy nie wiem… To
czasem przesadzam. Dziś jednak mam niebywale dobry humor i trzeba to
wykorzystać nawet na przymilanie się braciszkowi. Jemu też się coś ode mnie
czasem należy… Także nie przypadkiem w koszyku na zakupy znalazły się również
jego ulubione produkty.
-
Co ty, jeszcze śpisz!? – zawołałem od progu, gdy mój zaspany bliźniak po
dobrych dziesięciu minutach raczył w końcu zwlec się z łóżka i mi otworzyć. Było
po dziesiątej, to chyba jeszcze znośna pora na pobudkę?
-
Jak widać, już nie – odparł ironicznie, co zignorowałem udając się do jego
kuchni, żeby zostawić tam zakupy. Bill od razu poszedł w moje ślady ciekawsko
spoglądając na reklamówkę, którą ze sobą przyniosłem. – Co tam masz?
-
Wszystko co najlepsze, czyli żarcie – oświadczyłem z szerokim uśmiechem. – Robiłem
zakupy i pomyślałem także o tobie.
-
Tak zupełnie bezinteresownie?
-
No serio!? Czemu wszyscy uważają, że coś przeskrobałem, albo czegoś chcę, gdy
jestem po prostu miły? – zirytowałem się. Najpierw podejrzliwa Ivette, teraz
mój brat. Kto następny? Widocznie bycie uprzejmym człowiekiem, który nie myśli
wyłącznie o sobie, jest już w tych czasach czymś na skalę gwiazdy spadającej z
nieba.
-
Bo jesteś patentowanym leniem, Tom – uświadomił mnie, jak gdyby nigdy nic i
wyciągnął z reklamówki banana. Ja natomiast westchnąłem ciężko ze
zrezygnowaniem. Zacznę mieć kompleksy przez takie gadanie. Naprawdę zaczynam
się czuć z tym źle! Może powinienem coś zmienić w swoim życiu?
-
A tak w ogóle…
-
Tylko nie zaczynaj znowu tego tematu, wałkujemy go od kilku dni i już rzygam
tym wszystkim – przerwał mi, nim zdążyłem się w ogóle wysłowić. Co za chamski
facet! Wcale nie jest łatwo mówić o pewnych sprawach, a ten mi jeszcze wchodzi
w słowo.
-
Nie zamierzam nic zaczynać – rzekłem z oburzeniem. – Chciałem cię tylko
przeprosić za swoje zachowanie. Ale ty musisz wszystko psuć – podsumowałem
krzyżując ręce na piersi niczym mały, obrażony chłopiec.
-
Przeprosić? – uniósł wysoko brwi wyrażając swoje zdziwienie i odgryzł kawałek banana.
– To naprawdę słodkie.
-
Zrobiłeś się strasznie wredny, zapewne przez to, że za długo jesteś już sam –
skwitowałem z przekąsem. – Ale jeśli nie chcesz mojego wsparcia, nie zamierzam
się dłużej narzucać.
-
No nie obrażaj się od razu, jak baba! – zawołał cały czas mieląc w ustach owoc.
Nie to wcale nie jest irytujące, gdy mój brat w czasie rozmowy żre banana. Ten
mój stoicki spokój… Jestem przecież dojrzałym mężczyzną. Dojrzały mężczyzna. – Doceniam
twoją troskę, po prostu cały czas negujesz to co robię. Nie myślisz o tym co
czuję i nie to jest dla ciebie ważne, tylko strach przed tym, że rozwalę
związek brata twojej dziewczyny. Co najmniej, jakby to na ciebie miała spaść
cała odpowiedzialność za to wszystko – wyrecytował, gdy już przełknął to co miał
w buzi i mógł znacznie poważniej podjąć temat. To co mówił, nie było wcale
takie głupie. Dostrzegałem sens w tych słowach! Może miał trochę racji. Obawy
przed możliwym konsekwencjami, zupełnie przysłoniły mi myślenie. Łatwo mi
wszystko oceniać podczas, gdy mój związek kwitnie i moja kobieta jest przy
mnie, kocha mnie i najprawdopodobniej tak będzie już do końca naszego życia, a
Bill… No właśnie. Z jego perspektywy wszystko musi wyglądać inaczej. Dla mnie
jest to po prostu proste. Skoro Ashlee wychodzi za mąż, Bill powinien dać sobie
z nią spokój… Tyle, że on ją kocha. Co ja bym zrobił, gdyby to była Ivette? Może
faktycznie bym stchórzył i odpuścił, tak jak mi niedawno zarzucił mój własny
brat? Nie wyobrażam sobie jednak swojego życia bez Ivy. Na samą myśl o
potencjalnym rozstaniu mam nieprzyjemne dreszcze na ciele i wracają przykre
wspomnienia. Nie chcę nigdy więcej być bez niej…
-
Dobrze. Masz rację, właśnie dlatego chciałem cię przeprosić – odezwałem się w
końcu, gdy już przeanalizowałem wszystko w swojej głowie i poukładałem myśli. –
Nie będę was więcej oceniał. Mam nadzieję,
że cokolwiek zrobicie, nie będziecie tego żałowali i da wam to
szczęście…
-
Tom, proszę cię. Nie filozofuj, bo to do ciebie nie pasuje – spojrzał na mnie
wymownie i poklepał po ramieniu, co najmniej, jakbym to ja potrzebował
pocieszenia. SERIO? – Ale przyjmuję twoje przeprosiny i mogę cię zaprosić na
śniadanie.
-
Jadłem już śniadanie…
-
No to drugie śniadanie! Przecież ty zawsze jesteś głodny – stwierdził wzruszając
przy tym ramionami, na co ja skinąłem głową śmiejąc się pod nosem. Cóż, znowu
miał rację. Jedzenia nigdy nie mam dość. Dlatego też siłownia jest dla mnie tak
istotnym elementem mojego życia. Na szczęście zarówno jedzenie, jak i wysiłek
fizyczny, sprawiają mi przyjemność i nie mam z tym żadnych problemów.
Zostałem
więc na śniadaniu u brata, przy którym mieliśmy jeszcze okazję trochę
podyskutować. Na szczęście nasze tematy nie kończą się wyłącznie na Ashlee i
Philipie. Człowiekowi od razu lepiej, gdy może się w końcu wyluzować i
porozmawiać o czymś neutralnym, bez
żadnych niepotrzebnych spin. I tak właśnie powinno być zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz