Długi prysznic orzeźwił nieco mój umysł i ciało. Miałem dzięki temu jeszcze
trochę energii, aby zadzwonić do Ivy i powiedzieć jej dobranoc. O ile jeszcze
nie śpi… Położyłem się na swoim wypasionym łóżku od razu wybierając numer
dziewczyny. Nie kazała mi długo czekać, możliwe nawet, że czatowała przy
komórce, bo odebrała już po pierwszym sygnale!
- Co tak wcześnie? – usłyszałem jej głos i automatycznie poprawił mi się
nastrój. Choć jej powitanie nie było zbyt entuzjastyczne!
- Wiesz, bez ciebie to chyba nie ma sensu – stwierdziłem nieco
zrezygnowany. No nie jest łatwo się przyznać do tego, że już nie umiem się nawet
bawić bez swojej kobiety. To jakieś totalne uzależnienie.
- Nie przesadzaj, przecież nie byłeś tam sam…
- Ta, Bill i panowie G., zostawili mnie niemal jak tylko weszliśmy do tego
klubu – poskarżyłem się, ale nie chciałem, aby to brzmiało jak jakieś gorzkie
żale. Jestem twardym facetem! – Wszystko może byłoby dobrze, gdyby nie
przypałętała się ta franca – dodałem krzywiąc się przy tym na wspomnienie tej
kobiety. Mimo wszystko zdecydowałem się podzielić tą informacją z Ivy… W końcu
szczerość to podstawa udanego związku, czy nie? Albo czasem podstawa rozpadu
związku..?
- Jaka „franca”? – oczami wyobraźni widziałem, jak Iv marszczy właśnie
teraz swoje brwi. – Zostaw! Nie wolno tak! – wzdrygnąłem się aż na te słowa
kompletnie nie rozumiejąc co się dzieje. Przez moment myślałem, że dziewczyna
na mnie krzyczy. Dopiero po chwili domyśliłem się, że to nie było kierowane do
mnie, a do kogoś z otoczenia Ivette.
- Co się tam dzieje? – tym razem to ja zmarszczyłem brwi dość groźnie. Bo
kto jest u mojej dziewczyny w środku nocy? Ja wiem, że sam dziś nie
zachowywałem się zbyt odpowiednio w tym klubie… No, ale! To moja dziewczyna!
MOJA.
- Ukochany pupil Billa właśnie wyjada mi czekoladę – wyjaśniła
zbulwersowana, a ja roześmiałem się głośno. Pumba był słodkim psiakiem, Ivy go
również uwielbiała i kochała, jak my wszyscy… Ale nie wiedział co czyni!
Wyjadać czekoladę mojej kobiecie? Największa zbrodnia! Mam nadzieję, że ten
biedny zwierzak przeżyje do naszego powrotu.
- Bądź dla niego łaskawa…
- Dobra, dobra! Mów co się stało lepiej, co z tą „francą”? – przerwała mi,
najwyraźniej sytuacja w domu została przez nią opanowana. Ja właściwie miałem już nadzieję, że może ten
temat zostanie jednak pominięty…
- Szkoda czasu na rozmowę o tym. Dziennikarka się do mnie przypieprzyła.
Oczywiście udawała jakąś zwykłą laskę z klubu… Może planowała mnie upić, albo
cholera wie co…
- Wiesz Kociaku, jakbyś nie wyrywał lasek w klubie to byś nie miał
problemu, a tak cóż… Masz nauczkę – stwierdziła swoim typowo przemądrzałym
głosem. I wiadomo, że miała rację… Chyba coś nade mną po prostu czuwa, żebym
nie robił jakichś głupot i dlatego ta dziewczyna okazała się dziennikarką…
- Nie wyrywałem jej! Nikogo! – zaprotestowałem pomijając pewne szczegóły...
– O co mnie w ogóle podejrzewasz? To była po prostu podstępna żmija! Swoją
drogą ty też uważaj na takie. Bo kręci się koło ciebie tyle tych twoich
koleżanek i nie wiadomo, czy któraś też nie chce tylko wyciągnąć czegoś od
ciebie – wyrecytowałem na jednym oddechu zwinnie zmieniając przy tym temat. Lepiej
nie drążyć… Ivette nie musi wiedzieć tak zupełnie wszystkiego. Tak będzie
lepiej dla niej i dla mnie… W ogóle dla wszystkich!
- Dobrze już, nie ekscytuj się tak – westchnęła ciężko. – Nie zadaję się z
byle kim. Przecież wiesz…
- Zmęczona?
- Trochę… - jej słodki, zmęczony głosik zawsze mnie rozczulał. Miałem
ochotę tylko ją schować w swoich ramionach i kołysać, jak małą dziewczynkę. Tak
bardzo brakuje mi jej bliskości…
- Dobrze, nie męczę cię już. Kładź się spać… Odezwę się jutro – rzekłem po
chwili uznając, że pora kończyć zważywszy na późną godzinę. Tym bardziej, że
Ivette zapewne musi rano wstać. Nie, żebym ja nie musiał… Niestety życie w
trasie nie jest zbyt wygodne, ale niebawem wracamy do domu, więc nie ma co się
użalać nad swoim losem… Tak, to wielka tragedia, że trzeba wstawać z samego
rana. Nie chcę nic mówić, ale robi się ze mnie jakiś stary zrzęda… Ja przecież
mam dopiero niespełna dwadzieścia pięć lat!
- Jesteś tam jeszcze? – ocknąłem się słysząc ponownie jej głos.
- Jestem, jestem. Zamyśliłem się…
- To dobranoc Skarbie…
- Dobranoc, śnij o mnie… - uśmiechnąłem się sam do siebie, niestety ona nie
mogła tego zobaczyć. Tak samo, jak i ja nie mogłem zobaczyć jej. Ale jestem
pewny, że i na jej twarzy zagościł teraz delikatny uśmiech.
- Jak zawsze – zapewniła po czym zakończyła połączenie. A ja jeszcze długo
leżałem z przylepionym uśmiechem do swojej boskiej mordki.
Mówi się, że słowa nic nie znaczą…
Że są puste. Dla mnie to największa bzdura na świecie. Słowa potrafią być
magiczne. Nie bez powodu wzruszają, wzbudzają emocje. Nie bez powodu sprawiają
radość, dodają człowiekowi skrzydeł. I może faktycznie… Słowa nie są czynami.
Może nie wystarczy czasem, tylko coś mówić, może trzeba także coś
urzeczywistnić… Ale są chwile, gdy nawet jeden wyraz znaczy dużo więcej niż
największy czyn. Jestem muzykiem, może dlatego tak bardzo się nad tym
rozczulam? Do tego, zakochanym muzykiem… To trochę, jak z jakiegoś filmu, czy
książki. Idol zakochuje się w swojej fance… Kto wierzy w takie historie? Każdy
przyzna, że to mało realne. Zazwyczaj jest tylko tak, że to fanka kocha się w
swoim idolu. I może na początku tak było. Może Ivy kochała mnie taką
zaślepioną, fanatyczną miłością… Nie ma w tym nic dziwnego. Nie mogła mnie
pokochać naprawdę, dopóki mnie nie poznała. Chociaż ja i tak wciąż wierzę, że
to była miłość od pierwszego wejrzenia!
Kolejny dzień zapowiadał się nieco lepiej. Przede wszystkim dlatego, że był
jednym z ostatnich dni! Tak, właśnie. Już niebawem wszyscy wrócimy do swoich
przytulnych domków i swoich wspaniałych kobiet! Chwileczkę… Poprawka! JA WRÓCĘ
do swojego przytulnego mieszkanka i swojej wspaniałej kobiety. Reszta zespołu
cóż… Nie może się cieszyć takim przywilejem. Bill co prawda ma swoje psy… Które
swoją drogą wyjadają Ivy słodycze. Związek Georga niedawno się rozpadł, Gustavowi też nie
najlepiej się układało w miłości… Tak więc wyszło na to, że ja jedyny jestem
porządnym, dojrzałym i ustatkowanym mężczyzną! I kto by pomyślał? Pewnie nikt.
- Tom, poznaj Jessicę Ross – usłyszałem nad sobą głos menadżera, gdy
wysyłałem sms’a do swojej dziewczynki. Uniosłem więc swój obojętny wzrok i
myślałem, że mi oczy wyjdą na wierzch. Oni wszyscy chcą mnie zabić tymi
kobietami! Dlaczego muszą być takie… ładne? To na pewno zupełny przypadek, że
ta kobieta stojąca obok Davida, jest młoda, ma duże cycki, długie nogi i jest
blondynką. I w dodatku duży dekolt. Na pewno, zupełny przypadek! – Jessica
będzie z nami współpracowała jako między innymi rzecznik prasowy – głos
mężczyzny znowu wyrwał mnie z zamyślenia. Rzecznik prasowy? A wygląda, jakby
się urwała z agencji modelek. I co to znaczy „między innymi”?
- Miło mi więc poznać – odezwałem się w końcu posyłając dziewczynie
przyjazny uśmiech i oczywiście wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, którą zaraz
uścisnęła odwzajemniając mój uprzejmy gest. – Oczywiście wiesz kim jestem…
- Oczywiście – potwierdziła bez wahania. Jestem na tyle zdolny i
doświadczony, że już po samym jej głosie wyczułem, że jestem w jej oczach kimś
kogo sobie ceni. Wcale mnie to nie dziwi! W dodatku na pewno jej się podobam.
Przecież to widać gołym okiem, nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości! Oj
to nie będzie łatwa współpraca. Czuję to w kościach i nie tylko w kościach… Mój
przyjaciel w spodniach też mi to mówi. Bo w końcu nie od dziś wiadomo, że
faceci nie myślą mózgiem tylko… No właśnie. Ja staram się obalić ten mit od
kilku lat i powiem szczerze, ciężko mi to idzie. Naprawdę nie jest łatwo oprzeć
się wdziękom, niektórych kobiet. Na szczęście jest jedna taka, której opierać
się nie muszę wcale. To właśnie do niej wracam myślami, gdy spotykam na swojej
krętej drodze miliony pięknych dziewczyn, które kuszą swoimi wdziękami.
Zazwyczaj to pomaga. Trzeba też pamiętać o tym, że miłość to nie tylko same
przywileje i czerpanie przyjemności, ale także pewne wyrzeczenia, czy
kompromisy. Nauczyłem się tego wszystkiego przy mojej Ivette, dlatego jestem
taki mądry teraz! – Cieszę się, że będziemy razem współpracować.
- Szkoda, że tak późno. David do tej pory był samowystarczalny, co się
stało? – spojrzałem z zapytaniem na menadżera.
- Starość, Kaulitz – mruknął od niechcenia. Wiem, że to nie na serio! Ej,
pewnie mają romans. Założę się, że coś ich łączy. – Gdzie jest reszta ekipy?
- Pewnie właśnie się wygrzebują z łóżek, wczoraj nieźle zabalowali – oświeciłem
go, co wyraźnie mu się nie spodobało. Ale co? Miałem kłamać? – A propos! Pani
rzeczniczko kochana, czy teraz jak już mamy panią, da radę zrobić, żeby te
hieny się ode mnie odpieprzyły? – zwróciłem się do panny Ross. Przemawiała
przeze mnie nadzieja naiwnego faceta.
- Cóż, cudotwórczynią nie jestem. Ale na pewno postaram się, aby w mediach
nie znalazło się nic, co nie powinno tam się znaleźć – rzekła ku mojemu
zaskoczeniu bardzo rzeczowym, profesjonalnym tonem. Te blondynki mnie ostatnio
naprawdę zdumiewają. Oto kolejna, która wydaje się mieć trochę więcej oleju w
głowie niż tapety na twarzy, czy sylikonu w cyckach. – Trudno będzie też
powstrzymać te wszystkie plotkarskie szmatławce. Ale spokojnie. Słynę z
zastraszania pozwami i silną argumentacją przy tym – dodała z dumnym uśmiechem.
Jej słowa mnie natchnęły. Chyba wpadłem na ciekawy pomysł. Gdybym tylko
pamiętał nazwisko tej suki, co wczoraj próbowała mnie przechytrzyć.
- W takim razie będę miał dla ciebie pierwsze zlecenie.
- Jakie zlecenie Kaulitz? Co ty znowu wymyśliłeś? – Jost wbił we mnie swoje
niezadowolone spojrzenie. Ten to zawsze coś podejrzewa! Zero zaufania do mnie!
- Oj nic nie wymyśliłem. Po prostu wczoraj miałem akcje z jedną
dziennikarką – wyjaśniłem krótko nieco urażonym tonem.
- Ty zawsze masz jakieś akcje…
- Moja wina, że się do mnie wiecznie przypieprzają!? Nie do Billa, nie do
Gustava, nie do Georga tylko akurat do mnie! Bo kurwa jestem szczęśliwy, to
muszą przecież to zniszczyć! Bo jakże mogę być szczęśliwy! No jakim prawem,
nie!? – uniosłem się, może trochę za bardzo, ale czasami trudno było mi się
powstrzymać. Nie zawsze umiałem trzymać nerwy na wodzy. Emocje lubiły mną
kierować.
- Dobra, wyluzuj Tom. Jessica się wszystkim zajmie – zapewnił mnie.
Niezupełnie byłem co do tego taki przekonany, ale liczyłem na to, że faktycznie
może uda jej się coś zdziałać. Byłoby dobrze, jakbyśmy mieli z Iv trochę więcej
spokoju.
- Jasne, że się zajmę. Właściwie to już się zabieram do roboty. O tej
dziennikarce Tom, pogadamy wieczorem – powiedziała blondynka pełna entuzjazmu.
Mam wrażenie, że to jej pierwsza praca na takim stanowisku… Albo jest naprawdę
taka dobra, albo po prostu nie ma świadomości tego wszystkiego co ją czeka.
- Ufasz jej? – zapytałem, gdy dziewczyna od nas odeszła.
- Jasne, że tak. Wiesz, że nie przyjąłbym byle kogo. Masz jakieś
wątpliwości? – uniósł brwi spoglądając na mnie z uwagą.
- Nie wiem. Nie do końca ufam… Blondynkom – wzruszyłem niepewnie ramionami.
Tak, ja i moje doświadczenia. Nie moja wina, że ostatnio wszystkie blondwłose
piękności okazują się być wrednymi, przebiegłymi szujami. Zresztą tyle już
przeżyłem podczas całej naszej muzycznej kariery i tyle widziałem, że wcale by
mnie nie zdziwiło, jakby ta cała Ross okazała się być zwykłą wtyką.
- Spokojnie, ona jest pewna.
- Oby, oby.
Po rozmowie z Davidem udałem się do swojego pokoju, żeby się trochę
ogarnąć. Co prawda wstałem znacznie wcześniej od reszty ekipy, ale wiadomo jak
to jest… Z rana nie ma się zbyt wiele motywacji, aby się chociażby ogolić. A
przed nami kolejny dzień pełen wrażeń. Mamy występ połączony także z
wywiadem. Zapewne znowu będą pytać o to,
o czym mówić nie chcemy. I znowu będziemy wykręcać się z niewygodnych tematów…
To takie męczące. Czasami chciałoby się, żeby to całe muzykowanie i sława polegało
wyłącznie na koncertach. Już bez tych wszystkich dodatkowych promocji, sesji,
wywiadów. Połowa stresu mniej i znacznie więcej energii na robienie tego, co
się kocha.
Nasza nowa koleżanka oczywiście pojechała razem z nami. Została bardzo
pozytywnie przyjęta przez resztę zespołu. Chłopkom, aż się oczy świeciły jak na
nią patrzyli. Wygłodniałe bestie! Już wolę nie wnikać, co sobie tam wyobrażali
w tych swoich główkach, ale wyglądali na rozmarzonych. To zrozumiałe, mamy w
końcu w ekipie płeć piękną. Dawniej towarzyszyła nam także makijażystka, ale
rozwiązaliśmy współpracę. Poza tym nie była nam już tak bardzo potrzebna, gdy
Bill przestał eksperymentować ze swoją twarzą. A wiadomo, jak trasa trwa kilka
dobrych miesięcy i właściwie wszystkie godziny poza koncertami spędza się w
gronie facetów, to można czasem sfiksować i kto by nie chciał popatrzeć na
ładną dziewczynę? Często, jak mamy z zespołem jakieś wyjazdy namawiam Ivette,
żeby z nami jechała. Przede wszystkim ze względu na nasz związek i fakt, że nie
chcę się z nią rozstawać. Ale wiem, że i chłopakom byłoby milej. Tym bardziej,
że wszyscy ją uwielbiają. Ha, ja zawsze miałem dobry gust.
- Te całe wywiady pozbawiają mnie więcej energii, niż same występy –
pożaliłem się bratu jednocześnie rzucając się na jego łóżko podczas, gdy ten
krzątał się po swoim pokoju szukając jakichś ciuchów na zmianę. Bill nie byłby
sobą, jakby dłużej niż trzy godziny chodził w tym samym.
- Dzisiaj przecież nie było tak źle – mruknął ściągając z siebie koszulkę.
– Może ta Jessica ich nastraszyła?
- Proszę cię – roześmiałem się i podsunąłem wyżej na łóżku, aby oprzeć się
o ścianę. – To tylko zwykła laska. Założę się, że to jej pierwsza taka praca i
nawet nie ma doświadczenia. A wy wszyscy patrzycie na nią jak na boginię. I
jeszcze wierzycie, że sobie poradzi z takimi hienami… - wyrecytowałem próbując
uświadomić swojego braciszka. Mimo wszystko nie należałem do facetów, których
przyćmiewa kobieca uroda. Mam swój rozum.
- Nie przesadzaj i nie oceniaj tak pochopnie ludzi – spojrzał na mnie w ten
swój przemądrzały sposób. Już miałem mu coś odpowiedzieć, ale przerwał mi
dźwięk sms’a. Przez chwilę moje serce się rozradowało, gdy myślałem, że to mój
telefon. Z rozczarowaniem jedna zauważyłem, że to wyświetlacz komórki Billa
leżącej na szafce się podświetlił. – Zostaw! – zawołał, gdy chwyciłem po
urządzenie chcąc mu je tylko podać. Jego reakcja skusiła mnie tylko, aby
spojrzeć na nadawcę wiadomości. I tylko tyle zdążyłem uczynić nim ten wyrwał mi
telefon z ręki.
- Ash? – uniosłem brwi spoglądając na niego zaskoczony. – Nasza Ash?
- Nie interesuj się, co? – odburknął chowając telefon szybko do kieszeni
spodni, a ja aż się podniosłem wbijając w niego swoje spojrzenie.
- Bill? – wypowiedziałem jego imię w bardzo wymowny sposób. – Powiedz, że to
nie jest ta Ashley.
- Możesz dać już spokój?
- Boże, Boże, Boże! – zacząłem chodzić nerwowo w kółko. – Co ty wyprawiasz?
Ona zaraz wychodzi za mąż!
- Uspokój się Tom. Przecież nie uprawiam z nią seksu przez telefon! To
tylko sms! – uniósł się wyraźnie już poirytowany. Jego słowa jakoś nie do końca
mnie przekonują. A na pewno już nie uspokajają. Na kilometr czuć, że coś tu
jest nie tak. Ja to po prostu wiem.
- Od kiedy ze sobą „esemesujecie” ? – drążyłem chcąc poznać, jak najwięcej
szczegółów. W mojej głowie już zdążyły znaleźć się wszystkie najczarniejsze
scenariusze.
- Ogarnij się, co? Panikujesz co najmniej, jakbym robił coś złego. Przecież
wszyscy się z nią przyjaźnimy, możemy chyba ze sobą rozmawiać? – Bill bardzo
umiejętnie próbował wybrnąć z tej sytuacji i jednocześnie zmydlić mi oczy, ale
ja go już za dobrze znam. Jego twarz zdradza wszystko, jego oczy, jego gesty!
To będzie po prostu apokalipsa.
- Nie wierzę ci – pokręciłem głową tym razem patrząc na niego pełnym
rozczarowania spojrzeniem. Czy to dzieje się naprawdę?
Nie miałem paranoi! Ja to po prostu
wiedziałem. I wiesz, chyba najgorsze w tym wszystkim nie było wcale, że mój
ukochany brat uganiał się za NARZECZONĄ Twojego brata. Tylko to, co Ty sobie
pomyślisz… Co zrobisz, gdy faktycznie Bill rozwali związek nie tylko Twojego
brata, ale i przyjaciółki. A ja? Po której miałbym stanąć stronie?
Czasem lepiej jest niczego nie
wiedzieć. Ale ja wiedziałem i bałem się,
że jak wrócę do domu nie będę umiał spojrzeć Ci w oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz