niedziela, 14 grudnia 2014

Kartka nr 2. „How long will I need you? As long as the seasons need to follow their plan…”

Długi prysznic orzeźwił nieco mój umysł i ciało. Miałem dzięki temu jeszcze trochę energii, aby zadzwonić do Ivy i powiedzieć jej dobranoc. O ile jeszcze nie śpi… Położyłem się na swoim wypasionym łóżku od razu wybierając numer dziewczyny. Nie kazała mi długo czekać, możliwe nawet, że czatowała przy komórce, bo odebrała już po pierwszym sygnale!
- Co tak wcześnie? – usłyszałem jej głos i automatycznie poprawił mi się nastrój. Choć jej powitanie nie było zbyt entuzjastyczne!
- Wiesz, bez ciebie to chyba nie ma sensu – stwierdziłem nieco zrezygnowany. No nie jest łatwo się przyznać do tego, że już nie umiem się nawet bawić bez swojej kobiety. To jakieś totalne uzależnienie.
- Nie przesadzaj, przecież nie byłeś tam sam…
- Ta, Bill i panowie G., zostawili mnie niemal jak tylko weszliśmy do tego klubu – poskarżyłem się, ale nie chciałem, aby to brzmiało jak jakieś gorzkie żale. Jestem twardym facetem! – Wszystko może byłoby dobrze, gdyby nie przypałętała się ta franca – dodałem krzywiąc się przy tym na wspomnienie tej kobiety. Mimo wszystko zdecydowałem się podzielić tą informacją z Ivy… W końcu szczerość to podstawa udanego związku, czy nie? Albo czasem podstawa rozpadu związku..?
- Jaka „franca”? – oczami wyobraźni widziałem, jak Iv marszczy właśnie teraz swoje brwi. – Zostaw! Nie wolno tak! – wzdrygnąłem się aż na te słowa kompletnie nie rozumiejąc co się dzieje. Przez moment myślałem, że dziewczyna na mnie krzyczy. Dopiero po chwili domyśliłem się, że to nie było kierowane do mnie, a do kogoś z otoczenia Ivette.
- Co się tam dzieje? – tym razem to ja zmarszczyłem brwi dość groźnie. Bo kto jest u mojej dziewczyny w środku nocy? Ja wiem, że sam dziś nie zachowywałem się zbyt odpowiednio w tym klubie… No, ale! To moja dziewczyna! MOJA.
- Ukochany pupil Billa właśnie wyjada mi czekoladę – wyjaśniła zbulwersowana, a ja roześmiałem się głośno. Pumba był słodkim psiakiem, Ivy go również uwielbiała i kochała, jak my wszyscy… Ale nie wiedział co czyni! Wyjadać czekoladę mojej kobiecie? Największa zbrodnia! Mam nadzieję, że ten biedny zwierzak przeżyje do naszego powrotu.
- Bądź dla niego łaskawa…
- Dobra, dobra! Mów co się stało lepiej, co z tą „francą”? – przerwała mi, najwyraźniej sytuacja w domu została przez nią opanowana.  Ja właściwie miałem już nadzieję, że może ten temat zostanie jednak pominięty…
- Szkoda czasu na rozmowę o tym. Dziennikarka się do mnie przypieprzyła. Oczywiście udawała jakąś zwykłą laskę z klubu… Może planowała mnie upić, albo cholera wie co…
- Wiesz Kociaku, jakbyś nie wyrywał lasek w klubie to byś nie miał problemu, a tak cóż… Masz nauczkę – stwierdziła swoim typowo przemądrzałym głosem. I wiadomo, że miała rację… Chyba coś nade mną po prostu czuwa, żebym nie robił jakichś głupot i dlatego ta dziewczyna okazała się dziennikarką…
- Nie wyrywałem jej! Nikogo! – zaprotestowałem pomijając pewne szczegóły... – O co mnie w ogóle podejrzewasz? To była po prostu podstępna żmija! Swoją drogą ty też uważaj na takie. Bo kręci się koło ciebie tyle tych twoich koleżanek i nie wiadomo, czy któraś też nie chce tylko wyciągnąć czegoś od ciebie – wyrecytowałem na jednym oddechu zwinnie zmieniając przy tym temat. Lepiej nie drążyć… Ivette nie musi wiedzieć tak zupełnie wszystkiego. Tak będzie lepiej dla niej i dla mnie… W ogóle dla wszystkich!
- Dobrze już, nie ekscytuj się tak – westchnęła ciężko. – Nie zadaję się z byle kim. Przecież wiesz…
- Zmęczona?
- Trochę… - jej słodki, zmęczony głosik zawsze mnie rozczulał. Miałem ochotę tylko ją schować w swoich ramionach i kołysać, jak małą dziewczynkę. Tak bardzo brakuje mi jej bliskości…
- Dobrze, nie męczę cię już. Kładź się spać… Odezwę się jutro – rzekłem po chwili uznając, że pora kończyć zważywszy na późną godzinę. Tym bardziej, że Ivette zapewne musi rano wstać. Nie, żebym ja nie musiał… Niestety życie w trasie nie jest zbyt wygodne, ale niebawem wracamy do domu, więc nie ma co się użalać nad swoim losem… Tak, to wielka tragedia, że trzeba wstawać z samego rana. Nie chcę nic mówić, ale robi się ze mnie jakiś stary zrzęda… Ja przecież mam dopiero niespełna dwadzieścia pięć lat!
- Jesteś tam jeszcze? – ocknąłem się słysząc ponownie jej głos.
- Jestem, jestem. Zamyśliłem się…
- To dobranoc Skarbie…
- Dobranoc, śnij o mnie… - uśmiechnąłem się sam do siebie, niestety ona nie mogła tego zobaczyć. Tak samo, jak i ja nie mogłem zobaczyć jej. Ale jestem pewny, że i na jej twarzy zagościł teraz delikatny uśmiech.
- Jak zawsze – zapewniła po czym zakończyła połączenie. A ja jeszcze długo leżałem z przylepionym uśmiechem do swojej boskiej mordki.

Mówi się, że słowa nic nie znaczą… Że są puste. Dla mnie to największa bzdura na świecie. Słowa potrafią być magiczne. Nie bez powodu wzruszają, wzbudzają emocje. Nie bez powodu sprawiają radość, dodają człowiekowi skrzydeł. I może faktycznie… Słowa nie są czynami. Może nie wystarczy czasem, tylko coś mówić, może trzeba także coś urzeczywistnić… Ale są chwile, gdy nawet jeden wyraz znaczy dużo więcej niż największy czyn. Jestem muzykiem, może dlatego tak bardzo się nad tym rozczulam? Do tego, zakochanym muzykiem… To trochę, jak z jakiegoś filmu, czy książki. Idol zakochuje się w swojej fance… Kto wierzy w takie historie? Każdy przyzna, że to mało realne. Zazwyczaj jest tylko tak, że to fanka kocha się w swoim idolu. I może na początku tak było. Może Ivy kochała mnie taką zaślepioną, fanatyczną miłością… Nie ma w tym nic dziwnego. Nie mogła mnie pokochać naprawdę, dopóki mnie nie poznała. Chociaż ja i tak wciąż wierzę, że to była miłość od pierwszego wejrzenia!


Kolejny dzień zapowiadał się nieco lepiej. Przede wszystkim dlatego, że był jednym z ostatnich dni! Tak, właśnie. Już niebawem wszyscy wrócimy do swoich przytulnych domków i swoich wspaniałych kobiet! Chwileczkę… Poprawka! JA WRÓCĘ do swojego przytulnego mieszkanka i swojej wspaniałej kobiety. Reszta zespołu cóż… Nie może się cieszyć takim przywilejem. Bill co prawda ma swoje psy… Które swoją drogą wyjadają Ivy słodycze. Związek Georga  niedawno się rozpadł, Gustavowi też nie najlepiej się układało w miłości… Tak więc wyszło na to, że ja jedyny jestem porządnym, dojrzałym i ustatkowanym mężczyzną! I kto by pomyślał? Pewnie nikt.
- Tom, poznaj Jessicę Ross – usłyszałem nad sobą głos menadżera, gdy wysyłałem sms’a do swojej dziewczynki. Uniosłem więc swój obojętny wzrok i myślałem, że mi oczy wyjdą na wierzch. Oni wszyscy chcą mnie zabić tymi kobietami! Dlaczego muszą być takie… ładne? To na pewno zupełny przypadek, że ta kobieta stojąca obok Davida, jest młoda, ma duże cycki, długie nogi i jest blondynką. I w dodatku duży dekolt. Na pewno, zupełny przypadek! – Jessica będzie z nami współpracowała jako między innymi rzecznik prasowy – głos mężczyzny znowu wyrwał mnie z zamyślenia. Rzecznik prasowy? A wygląda, jakby się urwała z agencji modelek. I co to znaczy „między innymi”?
- Miło mi więc poznać – odezwałem się w końcu posyłając dziewczynie przyjazny uśmiech i oczywiście wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, którą zaraz uścisnęła odwzajemniając mój uprzejmy gest. – Oczywiście wiesz kim jestem…
- Oczywiście – potwierdziła bez wahania. Jestem na tyle zdolny i doświadczony, że już po samym jej głosie wyczułem, że jestem w jej oczach kimś kogo sobie ceni. Wcale mnie to nie dziwi! W dodatku na pewno jej się podobam. Przecież to widać gołym okiem, nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości! Oj to nie będzie łatwa współpraca. Czuję to w kościach i nie tylko w kościach… Mój przyjaciel w spodniach też mi to mówi. Bo w końcu nie od dziś wiadomo, że faceci nie myślą mózgiem tylko… No właśnie. Ja staram się obalić ten mit od kilku lat i powiem szczerze, ciężko mi to idzie. Naprawdę nie jest łatwo oprzeć się wdziękom, niektórych kobiet. Na szczęście jest jedna taka, której opierać się nie muszę wcale. To właśnie do niej wracam myślami, gdy spotykam na swojej krętej drodze miliony pięknych dziewczyn, które kuszą swoimi wdziękami. Zazwyczaj to pomaga. Trzeba też pamiętać o tym, że miłość to nie tylko same przywileje i czerpanie przyjemności, ale także pewne wyrzeczenia, czy kompromisy. Nauczyłem się tego wszystkiego przy mojej Ivette, dlatego jestem taki mądry teraz! – Cieszę się, że będziemy razem współpracować.
- Szkoda, że tak późno. David do tej pory był samowystarczalny, co się stało? – spojrzałem z zapytaniem na menadżera.
- Starość, Kaulitz – mruknął od niechcenia. Wiem, że to nie na serio! Ej, pewnie mają romans. Założę się, że coś ich łączy. – Gdzie jest reszta ekipy?
- Pewnie właśnie się wygrzebują z łóżek, wczoraj nieźle zabalowali – oświeciłem go, co wyraźnie mu się nie spodobało. Ale co? Miałem kłamać? – A propos! Pani rzeczniczko kochana, czy teraz jak już mamy panią, da radę zrobić, żeby te hieny się ode mnie odpieprzyły? – zwróciłem się do panny Ross. Przemawiała przeze mnie nadzieja naiwnego faceta.
- Cóż, cudotwórczynią nie jestem. Ale na pewno postaram się, aby w mediach nie znalazło się nic, co nie powinno tam się znaleźć – rzekła ku mojemu zaskoczeniu bardzo rzeczowym, profesjonalnym tonem. Te blondynki mnie ostatnio naprawdę zdumiewają. Oto kolejna, która wydaje się mieć trochę więcej oleju w głowie niż tapety na twarzy, czy sylikonu w cyckach. – Trudno będzie też powstrzymać te wszystkie plotkarskie szmatławce. Ale spokojnie. Słynę z zastraszania pozwami i silną argumentacją przy tym – dodała z dumnym uśmiechem. Jej słowa mnie natchnęły. Chyba wpadłem na ciekawy pomysł. Gdybym tylko pamiętał nazwisko tej suki, co wczoraj próbowała mnie przechytrzyć.
- W takim razie będę miał dla ciebie pierwsze zlecenie.
- Jakie zlecenie Kaulitz? Co ty znowu wymyśliłeś? – Jost wbił we mnie swoje niezadowolone spojrzenie. Ten to zawsze coś podejrzewa! Zero zaufania do mnie!
- Oj nic nie wymyśliłem. Po prostu wczoraj miałem akcje z jedną dziennikarką – wyjaśniłem krótko nieco urażonym tonem.
- Ty zawsze masz jakieś akcje…
- Moja wina, że się do mnie wiecznie przypieprzają!? Nie do Billa, nie do Gustava, nie do Georga tylko akurat do mnie! Bo kurwa jestem szczęśliwy, to muszą przecież to zniszczyć! Bo jakże mogę być szczęśliwy! No jakim prawem, nie!? – uniosłem się, może trochę za bardzo, ale czasami trudno było mi się powstrzymać. Nie zawsze umiałem trzymać nerwy na wodzy. Emocje lubiły mną kierować.
- Dobra, wyluzuj Tom. Jessica się wszystkim zajmie – zapewnił mnie. Niezupełnie byłem co do tego taki przekonany, ale liczyłem na to, że faktycznie może uda jej się coś zdziałać. Byłoby dobrze, jakbyśmy mieli z Iv trochę więcej spokoju.
- Jasne, że się zajmę. Właściwie to już się zabieram do roboty. O tej dziennikarce Tom, pogadamy wieczorem – powiedziała blondynka pełna entuzjazmu. Mam wrażenie, że to jej pierwsza praca na takim stanowisku… Albo jest naprawdę taka dobra, albo po prostu nie ma świadomości tego wszystkiego co ją czeka.
- Ufasz jej? – zapytałem, gdy dziewczyna od nas odeszła.
- Jasne, że tak. Wiesz, że nie przyjąłbym byle kogo. Masz jakieś wątpliwości? – uniósł brwi spoglądając na mnie z uwagą.
- Nie wiem. Nie do końca ufam… Blondynkom – wzruszyłem niepewnie ramionami. Tak, ja i moje doświadczenia. Nie moja wina, że ostatnio wszystkie blondwłose piękności okazują się być wrednymi, przebiegłymi szujami. Zresztą tyle już przeżyłem podczas całej naszej muzycznej kariery i tyle widziałem, że wcale by mnie nie zdziwiło, jakby ta cała Ross okazała się być zwykłą wtyką.
- Spokojnie, ona jest pewna.
- Oby, oby.

Po rozmowie z Davidem udałem się do swojego pokoju, żeby się trochę ogarnąć. Co prawda wstałem znacznie wcześniej od reszty ekipy, ale wiadomo jak to jest… Z rana nie ma się zbyt wiele motywacji, aby się chociażby ogolić. A przed nami kolejny dzień pełen wrażeń. Mamy występ połączony także z wywiadem.  Zapewne znowu będą pytać o to, o czym mówić nie chcemy. I znowu będziemy wykręcać się z niewygodnych tematów… To takie męczące. Czasami chciałoby się, żeby to całe muzykowanie i sława polegało wyłącznie na koncertach. Już bez tych wszystkich dodatkowych promocji, sesji, wywiadów. Połowa stresu mniej i znacznie więcej energii na robienie tego, co się kocha.
Nasza nowa koleżanka oczywiście pojechała razem z nami. Została bardzo pozytywnie przyjęta przez resztę zespołu. Chłopkom, aż się oczy świeciły jak na nią patrzyli. Wygłodniałe bestie! Już wolę nie wnikać, co sobie tam wyobrażali w tych swoich główkach, ale wyglądali na rozmarzonych. To zrozumiałe, mamy w końcu w ekipie płeć piękną. Dawniej towarzyszyła nam także makijażystka, ale rozwiązaliśmy współpracę. Poza tym nie była nam już tak bardzo potrzebna, gdy Bill przestał eksperymentować ze swoją twarzą. A wiadomo, jak trasa trwa kilka dobrych miesięcy i właściwie wszystkie godziny poza koncertami spędza się w gronie facetów, to można czasem sfiksować i kto by nie chciał popatrzeć na ładną dziewczynę? Często, jak mamy z zespołem jakieś wyjazdy namawiam Ivette, żeby z nami jechała. Przede wszystkim ze względu na nasz związek i fakt, że nie chcę się z nią rozstawać. Ale wiem, że i chłopakom byłoby milej. Tym bardziej, że wszyscy ją uwielbiają. Ha, ja zawsze miałem dobry gust.

- Te całe wywiady pozbawiają mnie więcej energii, niż same występy – pożaliłem się bratu jednocześnie rzucając się na jego łóżko podczas, gdy ten krzątał się po swoim pokoju szukając jakichś ciuchów na zmianę. Bill nie byłby sobą, jakby dłużej niż trzy godziny chodził w tym samym.
- Dzisiaj przecież nie było tak źle – mruknął ściągając z siebie koszulkę. – Może ta Jessica ich nastraszyła?
- Proszę cię – roześmiałem się i podsunąłem wyżej na łóżku, aby oprzeć się o ścianę. – To tylko zwykła laska. Założę się, że to jej pierwsza taka praca i nawet nie ma doświadczenia. A wy wszyscy patrzycie na nią jak na boginię. I jeszcze wierzycie, że sobie poradzi z takimi hienami… - wyrecytowałem próbując uświadomić swojego braciszka. Mimo wszystko nie należałem do facetów, których przyćmiewa kobieca uroda. Mam swój rozum.
- Nie przesadzaj i nie oceniaj tak pochopnie ludzi – spojrzał na mnie w ten swój przemądrzały sposób. Już miałem mu coś odpowiedzieć, ale przerwał mi dźwięk sms’a. Przez chwilę moje serce się rozradowało, gdy myślałem, że to mój telefon. Z rozczarowaniem jedna zauważyłem, że to wyświetlacz komórki Billa leżącej na szafce się podświetlił. – Zostaw! – zawołał, gdy chwyciłem po urządzenie chcąc mu je tylko podać. Jego reakcja skusiła mnie tylko, aby spojrzeć na nadawcę wiadomości. I tylko tyle zdążyłem uczynić nim ten wyrwał mi telefon z ręki.
- Ash? – uniosłem brwi spoglądając na niego zaskoczony. – Nasza Ash?
- Nie interesuj się, co? – odburknął chowając telefon szybko do kieszeni spodni, a ja aż się podniosłem wbijając w niego swoje spojrzenie.
- Bill? – wypowiedziałem jego imię w bardzo wymowny sposób. – Powiedz, że to nie jest ta Ashley.
- Możesz dać już spokój?
- Boże, Boże, Boże! – zacząłem chodzić nerwowo w kółko. – Co ty wyprawiasz? Ona zaraz wychodzi za mąż!
- Uspokój się Tom. Przecież nie uprawiam z nią seksu przez telefon! To tylko sms! – uniósł się wyraźnie już poirytowany. Jego słowa jakoś nie do końca mnie przekonują. A na pewno już nie uspokajają. Na kilometr czuć, że coś tu jest nie tak. Ja to po prostu wiem.
- Od kiedy ze sobą „esemesujecie” ? – drążyłem chcąc poznać, jak najwięcej szczegółów. W mojej głowie już zdążyły znaleźć się wszystkie najczarniejsze scenariusze.
- Ogarnij się, co? Panikujesz co najmniej, jakbym robił coś złego. Przecież wszyscy się z nią przyjaźnimy, możemy chyba ze sobą rozmawiać? – Bill bardzo umiejętnie próbował wybrnąć z tej sytuacji i jednocześnie zmydlić mi oczy, ale ja go już za dobrze znam. Jego twarz zdradza wszystko, jego oczy, jego gesty! To będzie po prostu apokalipsa.
- Nie wierzę ci – pokręciłem głową tym razem patrząc na niego pełnym rozczarowania spojrzeniem. Czy to dzieje się naprawdę?

Nie miałem paranoi! Ja to po prostu wiedziałem. I wiesz, chyba najgorsze w tym wszystkim nie było wcale, że mój ukochany brat uganiał się za NARZECZONĄ Twojego brata. Tylko to, co Ty sobie pomyślisz… Co zrobisz, gdy faktycznie Bill rozwali związek nie tylko Twojego brata, ale i przyjaciółki. A ja? Po której miałbym stanąć stronie?

Czasem lepiej jest niczego nie wiedzieć. Ale ja wiedziałem i  bałem się, że jak wrócę do domu nie będę umiał spojrzeć Ci w oczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz