Co tym razem, przeszło mi od razu przez myśl,
gdy Ivy wkroczyła do salonu z bardzo poważnym wyrazem twarzy, a w ręce trzymała
jakąś gazetę. Nie ukrywam, zląkłem się. Co prawda, nie miałem już nic na
sumieniu, ale nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Może przeczytała
znowu jakieś bzdury na nasz temat i się zdenerwowała. Nie byłby to pierwszy
raz. Za każdym razem jej powtarzam, aby nie czytała tych debilnych gazet.
Gorzej, że czasem w pracy koleżanki same jej coś podsuną wielce zaaferowane tym,
co wyczytają. One po prostu są tak bardzo „życzliwe”, że nie mogą pozwolić, aby
Ivy ominęła jakakolwiek plotka. Kolejny argument za tym, żeby rzuciła tę pracę
w cholerę.
-
Naprawdę nie sądziłam Tom, że jesteś takim gnojkiem – Wzdrygnąłem się, aż gdy
wypowiedziała te słowa. Moje serce po raz kolejny w ciągu ostatnich dni
przyspieszyło gwałtownie bicia. Nie wierzę, że to znowu się dzieje. Znowu coś
się pieprzy i założę się, że znowu to wszystko nie ma najmniejszego sensu.
Jestem pewien, że to kolejna bzdura, która tylko niepotrzebnie nas ze sobą
poróżni. Co jest do cholery? Czy świat nagle postanowił się sprzeciwić naszemu
związkowi? Nagle zachciało mu się utrudniać nam życie? – Gdy wspominałeś o tej
wrednej, niedobrej dziennikarce co się do ciebie przywaliła, zapomniałeś chyba
dodać, że była z niej niezła dupa i nie omieszkałeś z tego nie skorzystać…
-
Co? O czym ty mówisz? – Dopiero teraz się ocknąłem analizując jeszcze raz
dokładnie jej słowa. Bardzo pomogła mi w tym gazeta, którą rzuciła mi na
stolik. Moja pamięć od razu się odświeżyła. Zdążyłem już dawno o tym zapomnieć,
nie sądziłem nawet, że ta kobieta zdecyduje się opublikować cokolwiek na mój
temat. A jednak… I w dodatku udało jej się namieszać w moim związku. Świetnie.
Następnym razem będę siedział na dupie w hotelu i wołami mnie z niego nigdzie
nie wyciągną.
-
Krótką masz pamięć. Ale na pewno pamiętasz, jak było miło, co? A może nawet nie
tylko na niej się skończyło? Ile ich było, co? No Kaulitz, pochwal się – Mówiła
jak nakręcona, a jej głos przesiąknięty był ironią. W tym momencie świat
dosłownie zawirował mi przed oczami. Zdałem sobie sprawę, jak bardzo ta
sytuacja jest poważna. Ivette posądza mnie o zdradę. Ona naprawdę uważa, że
mógłbym to zrobić… Że to zrobiłem. Zamurowało mnie. Pierwszy raz nie
wiedziałem, co mam powiedzieć i jak w ogóle mam się obronić. Bo jak mam się
bronić przed czymś, czego nawet nigdy nie było! Nigdy w życiu nawet nie
dotknąłem innej kobiety będąc z nią w związku. Zdarzało mi się z kimś
flirtować, ale na tym się kończyło. Przez myśl by mi nie przeszło, żeby iść z
którąś do łóżka, czy cokolwiek. Tylko, jak mam jej to wytłumaczyć? – I co tak
zbladłeś? Nagle ci mowę odjęło!? Myślisz, że jestem idiotką?
-
Ivy… Przecież to nie tak. Co ty w ogóle mówisz… Przecież… - Podjąłem w końcu
próby wybronienia się, lecz to okazało się być jeszcze trudniejsze. Dukałem jak
jakiś dzieciak nie potrafiąc dobrać odpowiednich słów. Ciągle byłem w szoku.
Musiałem wziąć się w garść i powiedzieć jej jasno, że to jakieś brednie. Poza
tym powinienem ją opieprzyć, że wierzy w takie bzdury! Co z zaufaniem, do
cholery!? – Posłuchaj… Nie wiem, co wyczytałaś w tym szmatławcu i właściwie,
mało mnie to obchodzi. Jeśli będzie trzeba pozwę ich za zniesławienie, ale ty
nie możesz… - Przerwałem swoją stanowczą wypowiedź, gdy spostrzegłem, że jej
twarz jest dziwnie… wesoła? Czy ona do cholery jasnej się ze mnie naśmiewa?
Ewidentnie była w tej chwili rozbawiona. Patrzyła na mnie tymi swoimi
roziskrzonymi, szczęśliwymi oczętami… A kiedy zauważyła, że zamilkłem i zacząłem
jej się przyglądać, uśmiechnęła się niewinnie splatając swoje ręce z tyłu,
niczym mała dziewczynka. Czy ona… Ciekawe na jak długo mnie zamkną, gdy
zamorduję swoją kobietę..? – Ivette – wypowiedziałem jej imię przez zaciśnięte
zęby jednocześnie oddychając głęboko. Tak, zorientowałem się właśnie, że to
wszystko jest jednym, wielkim żartem z jej strony. Komuś chyba tutaj brakuje
atrakcji!
-
Jesteś naiwny jak dziecko, Tom – roześmiała się w końcu głośno, co wbrew temu,
że byłem zły, przyniosło mi wielką ulgę. W sumie już nie wiedziałem, czy mam
się na nią obrazić, czy cieszyć, że to tylko głupi żart. Naprawdę się tym
przejąłem. – Jak mogłeś w to uwierzyć? – kontynuowała spoglądając na mnie wciąż
nie tracąc swojego humoru. Nie no, wspaniale, że się tak świetnie bawi. Co z
tego, że ja prawie zawału dostałem.
-
A ty jak mogłaś mi coś takiego zrobić! – zawołałem oburzony niemal się przy tym
zapowietrzając. Nadal nie mogłem uwierzyć, że mojej narzeczonej zebrało się na
takie żarty. Ale muszę przyznać, że spokojnie mogłaby zostać aktorką. Tyle, że
ja nigdy bym jej na to nie pozwolił. W życiu! Nie będzie mi się lizała z
jakimiś serialowymi amantami, czy Bóg jeden wie co jeszcze…
-
Nie spodziewałam się, że tak łatwo w to uwierzysz – stwierdziła nadal się
śmiejąc. – Naprawdę, jakbyś mnie nie znał. Czy ja kiedykolwiek robiłam ci aferę
o takie bzdury? – spojrzała na mnie tym razem już z nieco poważniejszym wyrazem
twarzy. W sumie miała rację, w ogóle o tym nie pomyślałem. Rzeczywiście nigdy
wcześniej nie zachowywała się w ten sposób. To wszystko przez te ostatnie
wydarzenia… Jestem jakiś nadwrażliwy. I o co ja się w ogóle tak martwię? –
Kochanie… - Podeszła do mnie bliżej i zarzuciła mi ręce na szyję następnie
składając czuły pocałunek na moich ustach. Nie, żeby mnie to jakoś udobruchało,
ale… Zrobiło mi się znacznie lepiej. – No uśmiechnij się. Ten artykuł naprawdę
jest dość podejrzany… Ale wiesz, że ci ufam. A ja wiem… Że jesteś tylko mój –
powiedziała ze słodkim uśmiechem, który chyba rozczuliłby każdego.
-
Tak – potwierdziłem bez wahania i objąłem ją rękoma w pasie przyciągając
jeszcze mocniej do siebie. Już prawie mi przeszło. A prawie całkiem, gdy
zacząłem całować ją po szyi… Nie, wcale nie powinno być odwrotnie. To nie ona
powinna się starać mnie jakoś przeprosić za swój „przezabawny” żart. Bo w tym
cały urok, że teraz ja mogę wykorzystać okazję i zaciągnąć ją do łóżka w ramach
rekompensaty. Każdy pretekst jest dobry, prawda? (Jakbym w ogóle ich
potrzebował…)
-
Dobrze, już dobrze… Ale ja muszę się trochę pouczyć – zamruczała odpychając
mnie delikatnie od siebie. Nie był to przekonujący gest! Wiem, że wcale nie
chce odtrącać moich słodkich ust na rzecz nauki. A ja nie zamierzam tak łatwo
dać się zbyć. Dlatego też nie wypuściłem jej ze swoich objęć, ani też nie zaprzestałem
pocałunków.
-
Wcale nic nie musisz - zapewniłem ją jednocześnie wsuwając dłonie pod materiał
jej bluzki. Nie mogłem tak łatwo dać za wygraną. Tym bardziej, że Ivy nie była
wcale taka oporna. Chyba sama miała chęć na dokładnie to samo co ja... gdyby
tylko nie to sumienie, które nakazywało jej schować ten śliczny nosek w książkach
na najbliższe kilka godzin...
-
Nie za dobrze ci ostatnio? - uśmiechnęła się wymownie podczas, gdy ja zacząłem
po omacku majstrować już przy zapięciu od jej stanika. Za chwilę wyłączę jej
myślenie. Ono jest tu teraz zupełnie zbędne…
-
Trzeba dbać o kondycję, Skarbie - Pocałowałem ją soczyście w usta i ponownie
nadałem im kierunek ku szyi mojej partnerki. Czułem, jak z sekundy na sekundę
coraz bardziej mi się poddaje. Dosłownie odpływała mi w ramionach, gdy pieściłem
pocałunkami jej skórę. A jej pomruk zadowolenia, tylko utwierdził mnie w
przekonaniu, że powinienem działać dalej. Przeniosłem więc swoje usta na jej
dekolt, a w międzyczasie udało mi się też w końcu rozpiąć jej stanik. Niestety
nie miałem jak się go pozbyć, bo wciąż miała na sobie bluzkę, która mi wadziła.
Nie przeszkadzało mi to jednak w dotykaniu jej skóry pod materiałem ubrania.
Wszystko
byłoby idealnie, gdyby nie przerwał nam dzwonek do drzwi. Irytujący dźwięk
rozbrzmiał po naszym mieszkaniu niszcząc panującą między nami atmosferę, a co
najgorsze psując moją wizję na spędzenie najbliższej godziny. Ja rozumiem, że
jest wczesna pora dnia... Ale naprawdę lepszego momentu nie było?
-
Och, widzisz? Chyba musimy odłożyć dbanie o kondycje na później - Ivette od
razu wróciła do rzeczywistości, niestety. Ja mógłbym w sumie zignorować
niechcianego gościa, udając, że nie ma nas w domu... Może nawet by się to
udało, gdyby tylko ten cholerny dzwonek nie rozproszył mojej kobiety. - Otwórz.
To pewnie ktoś znajomy, skoro go wpuścili na górę. A ja zajmę się książkami -
ucałowała mnie w policzek i wyswobodziła się z moich objęć. Moja mina w tym
momencie musiała być pełna bólu i żałości... tak się właśnie czułem. - No idź
otwórz, bo jeszcze pomyślą, że nas nie ma - ponagliła mnie zapinając
jednocześnie swój biustonosz i całkowicie tym niszcząc moje marzenia.... Następnie
skierowała się do naszej sypialni… Sama. I pomyśleć, że mogliśmy wylądować w niej zaraz
obydwoje spędzając upojne chwile... Świat jest przeciwko mnie!
Nie
mając innego wyjścia, udałem się do przedpokoju sprawdzić, kto postanowił
zakłócić nam romantyczne, pełne uniesień popołudnie. Nieźle się zdziwiłem, gdy
otwierając drzwi, ujrzałem swojego brata. Nie, żebym zapomniał o jego
istnieniu... po prostu nie spodziewałem się ani jego, ani tego, że będzie
dzwonił do drzwi. Choć może w tej sytuacji, gdy zamierzałem pozbawić Iv ubrań w
naszym salonie, dobrze się stało, że postanowił akurat dziś skorzystać z tego
zacnego urządzenia, jakim jest dzwonek.
-
Bill, co za niespodzianka - rzuciłem na wstępie podczas, gdy on sam milczał jak
zaklęty. Mam nadzieję, że wyczuł w moim głosie odpowiednią dawkę ironii. W
końcu zniknął sobie bez słowa na kilka ładnych dni i nawet nie zadzwonił. Za to
ja mógłbym zgłosić zaginięcie brata, gdybym go tak dobrze nie znał. Gdyby nie
był moim bliźniakiem.
-
Hej... Mogę? - spojrzał na mnie niepewnie. Skąd ten niepokój w jego oczach?
Zupełnie jakby się mnie obawiał. Od razu zauważyłem, że się obwinia. Wszystko
miał wymalowane na swojej twarzy. Niemniej jednak te wyrzuty sumienia chyba nie
powinny odnosić się do mnie. Chociaż! Och tak, bardzo szybko zapomniałem jakie piekło
przeszedłem przez jego wybryk. Ma szczęście, że mam mądrą kobietę. W sumie ja
też mam szczęście, a nawet większe... więc tak, chyba jednak nie muszę robić mu
awantury. Z tego co można wyczytać po jego zachowaniu, on i tak już odpokutowuje
za swoje czyny w głębi swojej duszy i umysłu. Aż mi go szkoda…
-
No pewnie, wchodź - Otworzyłem szerzej drzwi, wpuszczając go do środka.
Przecież wiadomo było, że nie zatrzasnę mu ich przed nosem. - Spokojnie, Ivy
jest w sypialni. Będzie się uczyć - oznajmiłem zauważając, że się dziwnie czai.
Ktoś tu chyba ma stracha przed moją Księżniczką... och, jak można się obawiać
takiej niewinnej istoty? Zupełnie tego nie rozumiem! - Także wchodź do salonu,
siadaj i opowiadaj - wskazałem mu drogę, aby nieco się ośmielił. Rzeczywiście
fakt, że Ivy jest w innym pomieszczeniu i zaraz na niego nie naskoczy, znacznie
go uspokoił. - Gdzie byłeś przez ten cały czas? - zapytałem, gdy już obydwaj
usiedliśmy na kanapie, a ten sam nie kwapił się podjąć temat. Zapewne nie miał
pojęcia od czego zacząć. Czuł się jak idiota, nawet przede mną. Och, jak ja go
dobrze znam. I znam także to uczucie gnębiące od środka…
-
Wyjechaliśmy z Ash... Wiesz, musieliśmy po tym wszystkim ochłonąć i ułożyć
sobie co nieco – odezwał się w końcu, lecz jego głos nie wyrażał jakiejś
niebywałej radości. Przeciwnie, wydawał się być przygaszony.
-
No nie wątpię. I ułożyliście? – drążyłem chcąc poznać więcej szczegółów.
-
Myślę, że tak - uśmiechnął się lekko, więc musiał mieć jednak dobre wspomnienia
z tego wyjazdu. No ja już się nawet domyślam jakie! - Ale niestety, musieliśmy wrócić i wróciła
też rzeczywistość... – Jego ciężkie, a
nawet żałosne westchnienie, zmotywowało mnie do działania i uświadomienia mu
pewnych kwestii. W końcu kto ma to zrobić, jak nie ja?
-
Słuchaj, nie ma sensu się tym zadręczać. Owszem, zrobiliście świństwo Philipowi.
Ale stało się, a on na pewno nie byłby szczęśliwy z kobietą, która go nie
kocha. Więc przecież dobrze, że Ashlee w porę od niego odeszła... Każdy z was
może teraz ułożyć sobie na nowo życie. Ty z Ash, a Philip na pewno da sobie też
jakoś radę. Miłość z liceum rzadko kiedy trwa wieczność... Trochę
namieszaliście, ale chyba każdy by się pogubił w takiej sytuacji.... A poza
tym, to cię podziwiam za tą odwagę. Nie odpuściłeś, masz jaja walczyć o swoje -
Kończąc swoją jakże wylewną wypowiedź poklepałem go z uznaniem po ramieniu.
Nieważne, że na początku tego wszystkiego miałem ochotę go jedynie zabić... Teraz
wyglądało to zupełnie inaczej. Emocje opadły, można było spojrzeć na sytuację
trzeźwym okiem. A ja przede wszystkim chciałem go wesprzeć, dodać otuchy. Bo
mimo wszystko jest moim bratem, najbliższą mi osobą. I zawsze stanę po jego
stronie. Nawet, gdy będzie kradł panny młode sprzed ołtarzy... Każdy ma jakieś
hobby, nie..?
Bo mój brat nie
jest takim tchórzem jak ja... Walczy o wszystko na czym mu zależy do samego
końca. Wierzy, ma nadzieję. To wszystko jest dla niego podstawą do działania,
tyle mu wystarcza. Moj brat jest cholernie odważny... Bo największą odwagą
trzeba się wykazać walcząc o swoje szczęście, pokonując wszystkie przeciwności,
jakie stają nam na drodze. I nie wygrać tylko szczęścia... tak naprawdę walka o
szczęście jest jednocześnie walką o samego siebie. Bill toczył ją całe swoje
życie... i wygrywa. Zawsze wygrywa.
-
Nawet nie wiesz jak dobrze słyszeć to od ciebie...
-
No już dobrze, nie rozczulajmy się, aż tak - wywróciłem teatralnie oczami
dochodząc do wniosku, że jeszcze chwila i mogłoby zrobić się zbyt ckliwie, jak
na rozmowę dwóch facetów. Jakże męskich facetów! - Swoją drogą... Oświadczyłem
się Ivette - wyznałem po chwili ciszy, zupełnie spontanicznie, a Bill spojrzał
na mnie zdziwiony. Może powinienem był poczekać z tym na inną okazję? No cóż, nie on jeden potrafi zaskakiwać! - Nie
patrz tak. Kocham ją jak idiota... Jak nie ona, to kto?
-
Świetna decyzja, Tom. Chyba też mogę być z ciebie dumny - skwitował z
zadowoleniem. Nie ukrywam, że sam poczułem się dumny. W dodatku na nowo
obudziły się we mnie te emocje związane z zaręczynami. Świadomość, że tak
właściwie wkroczyliśmy z Iv w nowy etap naszego wspólnego życia i już niedługo
będziemy planować wesele. Będę mężem... a w przyszłości też ojcem. To wszystko
wydaje się teraz takie nierealne, a jednocześnie niesamowite. I już niedługo
stanie się najpiękniejszą rzeczywistością... - To chyba mamy co opijać, nie
sądzisz?
-
Oj tak! - zgodziłem się z nim bez wahania. - Na razie mogę zaproponować ci
tylko piwo, ale musimy zorganizować z chłopakami jakieś większe wyjście i
porządnie to uczcić - rzekłem pełen entuzjazmu i od razu wstałem z miejsca kierując
się do kuchni po odpowiedni trunek.
-
A Iv? Bardzo jest zła..? - Jak się okazało mój braciszek poszedł w moje ślady i
gdy tylko się odwróciłem, ujrzałem go przed sobą. Podałem mu więc wyjęte z
lodówki piwo i oparłem się o kuchenny blat spoglądając na niego uważnie.
Powinienem mu wspominać w jaką furię wpadła jego przyszła bratowa...?
-
Już jest lepiej. Trochę się powściekała, jak to Ivy... Ale wiesz, że was kocha
- odparłem wzdychając przy tym ciężko. Miłość do drugiego człowieka może
zmienić tak wiele... czasem to, aż chyba trochę niezdrowe. Na szczęście w tym
przypadku wszystko jest jak najbardziej w dobrym znaczeniu. - Będziecie musieli
trochę z nią pogadać... Wiesz, że trzeba zawsze przedstawić swoją wersję
wydarzeń, aby sprawy przybrały odpowiednich kolorów. Ale będzie dobrze. W końcu
nie pokochałem byle kogo - zapewniłem go z uśmiechem i wznosząc symboliczny
toast uniesioną butelką piwa, upiłem spory łyk. Bill tylko przytaknął mi skinieniem
głowy i uczynił to samo. Wygląda na to, że wszystko zaczyna układać się jak
należy. W końcu!
Rozmawialiśmy
jeszcze jakiś czas, a potem Bill poszedł do siebie mówiąc, że chce jeszcze
odpocząć nim skonfrontuje się z moją narzeczoną. Tak więc zostałem w sumie sam,
bo Iv dalej się uczyła, a ja nie chciałem już jej przeszkadzać zdając sobie
sprawę, że na razie nie mam co liczyć na żadne czułości.
W
takim układzie wyprowadziłem psa na spacer, a gdy wróciłem zabrałem się za
przygotowywanie kolacji. Miałem w końcu zadbać o swoją kobietę, a przy tych
książkach, zdaje się, zapomina o całym Bożym świecie. Zrobiłem górę kanapek z
warzywami, a do tego gorącą herbatę. Kolacja była silnym argumentem do
przerwania nauki. Zresztą, myślę, że na ten dzień jej wystarczy. W końcu ile
można się uczyć?
-
Kochanie, kolacja – Zajrzałem do naszej sypialni, a moja narzeczona siedziała
na łóżku wraz z walającymi się wokół niej książkami, zeszytami i innymi
duperelami. Jak dobrze, że ja nie muszę przez to wszystko przechodzić. Zupełnie
nie wyobrażam sobie, że miałbym się nadal uczyć.
-
Kolacja? – uniosła głowę spoglądając najpierw na mnie, a potem na elektryczny
zegarek stojący na komodzie. – A kiedy był obiad? – zmarszczyła brwi, na co ja
wzruszyłem tylko bezradnie ramionami.
-
Nie analizuj teraz tego, że zapomnieliśmy o obiedzie – wyszczerzyłem się do
niej zdając sobie sprawę, że to dość śmieszne. Twierdzę, że moja kobieta
zapomina o jedzeniu, a sam nie jestem lepszy. Straciłem poczucie czasu z
Billem. – Zostaw już to wszystko i chodź. Wystarczy ci na dziś tej wiedzy.
-
No już idę – westchnęła i odkładając trzymaną książkę na bok, zeszła z łóżka
następnie rozciągając zmęczone kości. – A kto był? Słyszałam jakiś męski głos…
Czyżby twój brat się odnalazł? – zapytała z przekąsem. Bill widocznie nadal
wywoływał u niej jakieś negatywne odczucia. Ale i tak już w znacznie mniejszym
stopniu niż przed kilkoma dniami!
-
Tak, odnalazł się – potwierdziłem, ale nie chciałem zagłębiać się jakoś
specjalnie w ten temat. Nie było sensu, żebym wtajemniczał ją w szczegóły. Mój
brat sam powinien z nią pogadać. – Pogadaliśmy trochę. Pewnie niedługo wpadnie
do ciebie.
-
Nie wiem, czy mam na to ochotę – stwierdziła zmierzając już w moim kierunku i
obydwoje udaliśmy się do kuchni. Jestem pewien, że Ivy tylko udaje taką oziębłą
w stosunku do Billa. W głębi duszy już mu wybaczyła. Ta rozmowa będzie tylko
formalnością…
Nie
kontynuowałem już dłużej tego tematu.
Usadziłem ją przy stole i podsunąłem pod nos talerzyk oraz herbatę, sam również
zajmując miejsce naprzeciwko. Może nie była to najwykwintniejsza kolacja w
naszym życiu, ale było smacznie i co najważniejsze, przyjemnie. Co prawda, było
jeszcze kilka tematów, które powinniśmy omówić… Chociażby zgłoszenie na policję
gróźb, jakie otrzymywała Ivy, lecz nie chciałem już psuć nastroju. Nie możemy
ciągle się czymś zadręczać. Bardzo chcę, żeby nasze życie choć w minimalnym
stopniu mogło być normalne. Będzie to kosztowało wiele wysiłku, ale przecież
warto. Dla niej. Dla nas… Dla naszej wspólnej przyszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz